Ligę Mistrzów piłkarzy ręcznych oglądaj w Eurosporcie i Eurosporcie Extra w Playerze

- Kluczowa będzie obrona. Dostaliśmy lekcję w Barcelonie. Teraz chcemy odrobić te dwa punkty - podkreślał przed meczem drugi trener kielczan Krzysztof Lijewski.

Do środowej konfrontacji obie drużyny zmierzyły się ze sobą czterokrotnie i za każdym razem mistrzowie Polski byli górą. Tyle że dziś Aalborg to już zupełnie inna drużyna, z wracającym po 10 latach gry w PSG Mikkelem Hansenem oraz z Aaronem Palmarssonem i Felikem Claarem. Żaden z nich nie okazał się jednak pierwszoplanową postacią meczu.

Nie mogli się wstrzelić

Początek spotkania to popis bramkarzy obu zespołów Mikaela Aggeforsa oraz Andreasa Wolffa. Minuty upływały, a kibice nie mogli doczekać się pierwszego gola. Bliżej byli kielczanie, ale Arkadiusz Moryto nawet z rzutu karnego nie potrafił trafić do siatki. Na szczęście po chwili z błędu Aalborga skorzystał Artsem Karalek. Pierwszy gol meczu, a na zegarze była już 5. minuta.

Obrotowy kieleckiej drużyny rozwiązał worek z bramkami. Lepiej w tej wymianie ciosów radzili sobie gospodarze, którzy po dziewięciu minutach mieli już trzy bramki więcej (5:2).

Na szczęście przyjezdnym wystarczyły jedynie dwie minuty, by doprowadzić do remisu (5:5 i 9:9). Gracze Tałanta Dujszebajewa zaczęli świetnie współpracować w obronie i to pomimo kolejnej absencji kontuzjowanego Tomasza Gębali.

W końcowych minutach pierwszej połowy uwidoczniła się przewaga jego zespołu. Dzięki szybkim trafieniom Dylana Nahi i Aleksa Dujszebajewa kielczanie pierwszy raz wyszli na dwubramkowe prowadzenie (13:11).

Utrzymali je do przerwy, bo tuż przed końcową syreną kapitalnym rzutem popisał się Szymon Sićko - 17:15.

Mocny początek i kontrola

Przyjezdni nie spuścili z tonu w drugiej połowie. Po trafieniu Nedima Remiliego mieli już cztery bramki na plusie (22:18). I choć gospodarze nie zamierzali tanio skóry sprzedawać, to jednak kielecka drużyna imponowała znakomitą grą w defensywie oraz szybkimi, a przede wszystkim skutecznymi odpowiedziami w ataku.

W bramce mistrzów Polski swoje robił też Wolff. W krótkim odstępie czasu bramkarz Łomży Industrii dwukrotnie zatrzymał próby Andreasa Flodmana, a po kwadransie drugiej połowy na koncie miał już 12 skutecznych interwencji.

Najważniejsze, że koledzy z pola Niemca potrafili przełożyć je na gole. Po trafieniu w 49. minucie najskuteczniejszego w zespole mistrza Polski Moryty (sześć goli) przyjezdni mieli już okazałą, sześciobramkową zaliczkę (27:21).

U gospodarzy kompletnie nie potrafił odnaleźć się Hansen. Inna sprawa, że obrońcy kieleckiej drużyny mocno utrudniali mu życie tego dnia. Najlepiej w zespole z Aalborga radzili sobie Sebastian Barthold i Lukas Sandell, autorzy pięciu bramek.

Ten drugi w 55. minucie dał jeszcze nadzieję swojej drużynie, niwelując straty do dwóch goli (26:28). Nieco ponad minutę przed końcem gospodarze mieli szanse na zbliżenie się do rywala już na tylko jedno trafienie. Claar zgubił jednak piłkę przy próbie podania. Wykorzystał to Daniel Dujszebajew, rzucając przez całe boisko do pustej bramki.

To trafienie okazało się decydujące. Drugie zwycięstwo kielczan w tym sezonie Ligi Mistrzów kilkadziesiąt sekund później stało się faktem.

Aalborg Handbold - Łomża Industria Kielce 28:30 (15:17)

Aalborg HB: Simon Gade, Mikael Aggefors – Sebastian Barthold 5, Lukas Sandell 5, Mikkel Hansen 4, Aaron Palmarsson 3, Mads Hoxer 3, Jesper Nielsen 3, Benjamin Jakobsen 2, Kristian Bjornsen 1, Andreas Flodman 1, Henrik Mollgaard 1, Victor Klove, Felix Claar, Sebastian Henneberg.

Łomża Industria Kielce: Andreas Wolff – Arkadiusz Moryto 6, Nicolas Tournat 4, Dylan Nahi 3, Alex Dujshebaev 3, Szymon Sićko 3, Igor Karacic 3, Nedim Remili 3, Haukur Thrastarson 2, Arciom Karalek 1, Benoit Kounkoud 1, Daniel Dujshebaev 1, Miguel Sanchez-Migallon, Paweł Paczkowski.

Karne minuty: Aalborg - 6, Łomża Industria - 6.
Sędziowali: Robert Schulze i Tobias Tonnies (Niemcy).