Marketa Vondrousova pokonała Arynę Sabalenkę i awansowała do półfinału w Stuttgarcie

Sabalenka, wiceliderka rankingu WTA, obecny sezon rozpoczęła z tzw. wysokiego c, ponieważ w Melbourne obroniła wielkoszlemowy tytuł. Później wypadała jednak blado. Jedynie w Indian Wells udało się jej wygrać dwa mecze z rzędu, więc de facto od końcówki stycznia Białorusinka nie zanotowała choćby jednego wartościowego rezultatu.

W Stuttgarcie ma wielką ochotę, by tę niekorzystną passę wreszcie przerwać. Przecież to właśnie w tym turnieju przez trzy kolejne lata docierała aż do finałów.

Jej pierwszy mecz przeciwko Pauli Badosie długimi fragmentami wyglądał naprawdę świetnie. W tenisowym środowisku nie brakowało głosów, że była to najlepsza Sabalenka właśnie od Australian Open. Mimo tego z Hiszpanką walczyła długo i zaciekle, aż ta poddała mecz w trzecim secie.

W piątek poprzeczka powędrowała jeszcze wyżej. Vondrousova to aktualna mistrzyni Wimbledonu, ale też finalistka Rolanda Garrosa z 2019 roku, co oznacza, że na mączce potrafi grać jak mało kto. Lista tych osiągnięć nie przestraszyła Białorusinki również dlatego, że wygrała cztery ostatnie mecze z tą rywalką (trzy na kortach twardych, jeden na trawie).

Sabalenka w mecz weszła świetnie. Jej atomowe uderzenia znajdowały kort, a próbująca obrony slajsem Vondrousova często była bezradna. W efekcie szybko zrobiło się 3:1 dla Białorusinki. Czeszka zdołała straty odrobić stosunkowo szybko, ale trzy ostatnie gemy pierwszego seta były dominacją Sabalenki. To ona zgarnęła partię 6:3.

Jeśli ktoś spodziewał się, że już na tym etapie Sabalenka przełamie opór Vondrousovej, był w błędzie. Czeszka uciekła na przewagę przełamania już przy pierwszej okazji i mogła kontrolować przebieg seta. Robiła to świetnie, bo poziom jej gry stale rósł, a Sabalenka była jakby zdegustowana wydarzeniami na korcie.

Tę sportową złość potrafiła przełożyć na świetną grę i zdołała odrobić stratę, zbliżyć się na 3:4. I ponownie jej gra się załamała. Zamiast wyrównać stan drugiego seta, zagrała koszmarnego gema z czterema błędami i oddała go w prezencie. Tego Vondrousova nie zamierzała zmarnować i wygrała partię 6:3. Wszystko musiało się rozstrzygnąć w decydującym, trzecim secie.

Sabalenka zaczęła od wygranego gema, ale nie od dobrej gry. Popełniała błędy, a naprawiać próbowała je jeszcze mocniejszymi uderzeniami i jeszcze głośniejszymi krzykami. To nie działało, Białorusinka pogrążała sama siebie. W trzecim gemie dała się przełamać do zera, znów uderzając gdzieś daleko poza kort.

Od stanu 1:3 Sabalenka ponownie zmieniła oblicze. Nieco się uspokoiła, co pozwoliło jej wskoczyć na zdecydowanie niższy poziom. Dogoniła rywalkę i znów obie od zwycięstwa dzielił taki sam dystans.

Jak długo było dobrze? Niedługo. Wahania jej formy były aż niezrozumiałe. Po udanej pogoni szybko oddała własne podanie, kończąc gema - a jakże - podwójnym błędem serwisowym (3:4).

Vondrousovej do zamknięcia spotkania potrzebny był jedynie spokój, tak się wydawało. Tymczasem Sabalenka jeszcze raz zaczęła trafiać i błyskawicznie wyszła na prowadzenie 5:4. Jasnym stało się, że o wyniku końcowym zdecyduje wyłącznie dyspozycja Sabalenki.

Na końcówkę druga rakieta świata wylosowała tę zdecydowanie gorszą wersję samej siebie i przegrała ostatecznie 6:3, 3:6, 5:7.

Po spotkaniu Sabalenki z Vondrousovą na korcie w Stuttgarcie pojawiła się Iga Świątek. Polka o półfinał walczy z Emmą Raducanu. Wynik na żywo i relacja live w eurosport.pl.

(pqv)