Puchar Świata w skokach: Podsumowanie sezonu 2023-2024. Stefan Kraft największym zwycięzcą. Jak poradzili sobie Polacy?
📝Eurosport
25/03/2024, 06:41 GMT+1
Sezon 2023-2024 w Pucharze Świata w skokach został zakończony. Dla Polaków był to trudny czas, najgorszy od lat. Godnym pochwały z zawodników Thomasa Thurnbichlera okazał się jedynie Aleksander Zniszczoł, dotychczas znajdujący się w cieniu kolegów. Do największych bohaterów całego cyklu należeli zaś Stefan Kraft, Ryoyu Kobayashi i Peter Prevc.
Ostatnie miesiące na skoczniach całego świata były pierwszymi od kilku dobrych lat, gdy poza tradycyjną rywalizacją zabrakło bardziej prestiżowych, cyklicznych imprez. Wszystko rozpoczęło się 25 listopada 2023 w Ruce, zakończyło 24 marca 2024, równo cztery miesiące później, podczas święta skoków w Planicy.
Bije, goni lub śrubuje rekordy
I to właśnie na słynnej Letalnicy nadeszła puenta zjawiskowego sezonu, jaki ma za sobą Stefan Kraft. Austriak od samego początku do właściwie samego końca szedł pewnym krokiem po Kryształową Kulę i zdominował rywalizację w PŚ na poziomie dawno niewidzianym.
Wygrał 12 konkursów, poza Kobayashim w klasyfikacji generalnej nie natrafił na żadnych rywali, którzy choćby na chwilę się do niego zbliżyli. Dość powiedzieć, że nad czwartym przecież Janem Hoerlem zbudował przewagę wynoszącą 1009 punktów. Triumfował też w mistrzostwach świata w lotach czy cyklu Raw Air.
Niezaprzeczalne osiągnięcia zdobywał także w kontekście historycznym. Jest już bezapelacyjnie najlepszym zawodnikiem pod kątem liczby pucharowych podiów - ma ich aż 118, o 10 więcej od drugiego Janne Ahonena. Pod względem triumfów (43) jest już trzeci, o zaledwie trzynaście zwycięstw gorszy od historycznego lidera Gregora Schlierenzauera. A w tej kwestii, mając wciąż tylko 30 lat, absolutnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Zakręt czy powolny koniec karier polskich legend?
Statystycznie inny sport względem austriackiego hegemona uprawiali Polacy. Sześciu podopiecznych trenera Thomasa Thurnbichlera zgromadziło łącznie 1348 pkt, co było trzecim najgorszym wynikiem, od kiedy Adam Małysz zakończył karierę w 2011 roku.
Kamil Stoch, przez wiele konkursów zagubiony i pozbawiony wiary, ani razu nie znalazł się w czołowej dziesiątce. Dawid Kubacki kilkakrotnie wyraźnie potrzebował odpoczynku od startów, do podium nawet się nie zbliżył. Piotr Żyła w sumie był sobą, miał problemy z optymalną dyspozycją, dobrze skakał właściwie tylko wtedy, gdy już mu na niczym nie zależało - podczas finału sezonu w Planicy (5. miejsce).
Reprezentacja w Pucharze Narodów zajęła 6. miejsce, ostatnie pośród poważnych nacji startujących w Pucharze Świata i wystawiających co tydzień właściwie pełny skład z nadzieją na pucharowe punkty. Wyraźny zjazd legend nie będzie mimo to groził utratą posady przez Thurnbichlera - Adam Małysz ogłosił już, że Austriak zostaje na kolejny sezon.
Odhaczał kolejne cele
Na gros rozczarowującego dorobku naszej drużyny zapracował jej sensacyjny bohater, czyli Aleksander Zniszczoł. Zawodnik z Cieszyna, który niedawno skończył 30 lat, przez właściwie całą karierę zmagał się z łatką niespełnionego talentu.
Z profesjonalistami startował już grubo ponad dekadę, wcześniej przyzwoite wyniki osiągał tylko incydentalnie, w skali światowej pozostając zawodnikiem raczej anonimowym. Aż tej zimy coś wreszcie przeskoczyło.
Najpierw Olek walczył o pierwsze punkty w sezonie - te zdobył już w nowym roku, w Garmisch-Partenkirchen. Potem po serii dobrych występów oscylował w okolicach wielce wyczekiwanego, premierowego w karierze podium - na tym stanął w końcu w Lahti. Trzecie miejsce powtórzył też jeszcze w niedzielę na Letalnicy.
Świetne wyniki osiągał w pomniejszych turniejach, łapiąc się do czołowej dziesiątki Raw Air, Planica 7 czy Pucharu Świata w lotach. Czy w kolejnym sezonie czas na pierwsze zwycięstwa? Z grupy liderów reprezentacji to właśnie jemu jest obecnie do tego zdecydowanie najbliżej.
Pierwszy, czyli cztery razy drugi
Dwa lat młodszym, ale zdecydowanie bardziej utytułowanym zawodnikiem od Zniszczoła jest Ryoyu Kobayashi. W skali całego sezonu Japończyk miał mało do powiedzenia względem dominacji Krafta, lecz na przełomie 2023 i 2024 roku nadszedł jego czas.
I doszło do tego w miejscu, które Ryoyu lubi najbardziej. 72. edycja Turnieju Czterech Skoczni padła właśnie jego łupem, w niemiecko-austriackim cyklu okazał się najlepszy już trzeci raz w karierze (wcześniej w 2019 i 2022 roku).
Dokonał tego jednak w unikatowym stylu - zwyciężył w prestiżowej imprezie, nie wygrywając żadnego konkursu. Co więcej, w każdym zajmował drugie miejsce. Ta pozycja stała się jego ulubioną także na przestrzeni całej zimy - drugi był dziesięciokrotnie, w sumie to jedenastokrotnie, wliczając w to klasyfikację końcową PŚ.
Łzy na koniec
Ostatni dzień sezonu stał się z kolei przyczynkiem do wzruszeń wielu osób związanych ze światem skoków narciarskich oraz wszystkich kibiców, zwłaszcza w Słowenii i w Polsce.
Z zawodowym uprawianiem sportu pożegnał się bowiem Peter Prevc. Jeden z największych skoczków naszych czasów swoją szokującą decyzję ogłosił właściwie pośrodku zimy, a okazała się ona dla niego czymś w rodzaju spuszczenia powietrza z przepompowanego balonika.
Na ostatniej prostej wielki mistrz, który w ostatnich latach skakał już poniżej oczekiwań (zwłaszcza własnych), odzyskał świeżość. Był kilkukrotnie na podium, z wszelkimi i wielkimi honorami pożegnał się w niedzielę, i to przed własnymi kibicami w Planicy. Momentem szczytowym szaleństwa wokół jego osoby był konkurs piątkowy, wygrany zaledwie dwa dni przed przejściem na emeryturę.
Symboliczne pożegnanie miało też miejsce w redakcji Eurosportu. Ostatni konkurs w karierze skomentował Marek Rudziński, i to dodatkowo w dzień 70. urodzin. Nie zabrakło więc wzruszeń, wyróżnień i podziękowań od kibiców czy samych skoczków.
Pan Marek przechodzi na zasłużoną emeryturę, a my oczekujemy już kolejnego sezonu w skokach narciarskich (co prawda bez niego za mikrofonem czy Prevca na belce). Ten wystartuje za ponad pół roku. Oby z tyloma powodami do emocji co w ostatnich miesiącach.
MB
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama