Polscy siatkarze poznali rywali. W finale mistrzostw świata zaleźli im za skórę

Starcie Włochów z Francją było niezwykle istotne z perspektywy polskich kibiców. Dość powiedzieć, że stawką był awans do wielkiego finału, do którego Biało-Czerwoni awansowali po czwartkowym zwycięstwie ze Słowenią 3:1.

Wieczorny mecz zapowiadał się wyśmienicie, bo naprzeciwko siebie stanęli aktualni mistrzowie świata z mistrzami olimpijskimi. I już premierowe minuty pokazały, że obie ekipy nie znalazły się w półfinale przypadkowo.

Po wyrównanym początku Francuzi uzyskali dwupunktowe prowadzenie, na co przerwą musiał reagować były selekcjoner Polaków Ferdinando de Giorgi (11:13). Po czasie gospodarze wrócili na parkiet odmienieni. Koncertowo grał przede wszystkim Daniele Lavia i to głównie za sprawą 23-letniego przyjmującego Włosi triumfowali 25:21.

W drugiej partii reprezentanci Italii kontynuowali solidną formę z końcówki poprzedniej odsłony. Od stanu 3:0 niemal cały czas mieli kilka oczek przewagi, a triumfatorom igrzysk w Tokio brakowało argumentów, by włączyć się do walki i zniwelować stratę. Finalnie set zakończył się wynikiem 25:19.

Włochom pozostało jedynie kontrolować sytuację na boisku, bo ich przeciwnicy byli wyraźnie przytłoczeni stawką oraz bardzo niekorzystnym przebiegiem meczu. Ta partia ułożyła się zresztą podobnie do poprzedniej. Choć Trójkolorowi w końcówce zbliżyli się na odległość zaledwie punktu, to ostatecznie przegrali 23:25 i wystąpią tylko w potyczce o trzecie miejsce.

Finał oraz mecz o trzecie miejsce odbędą się w sobotę, 16 września. Spotkanie o brąz, Słowenia - Francja, rozpocznie się o 18.00, a o złoty medal, Polska - Włochy, o 21.00.

Co warte podkreślenia, Biało-Czerwoni mierzyli się z Italią między innymi w finale ostatniej edycji mistrzostw świata. Niemal równo rok temu Polacy przegrali w Katowicach 1:3 (25:22, 21:25, 18:25, 20:25).

(rozniat)