Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

MŚ w Seefeld: Martin Schmitt ocenił pierwsze konkursy

Emil Riisberg

25/02/2019, 15:00 GMT+1

Znakomity przed laty niemiecki skoczek Martin Schmitt, dziś ekspert Eurosportu, od początku z bliska śledzi przebieg mistrzostw świata w Seefeld. W rozmowie z eurosport.pl opowiedział nie tylko o wrażeniach z konkursów indywidualnego i drużynowego, ale także skomentował sprawę przyszłości selekcjonera Polaków Stefana Horngachera.

Foto: Eurosport

Krzysztof Srogosz: Za Niemcami wspaniały weekend. Najpierw złoto i srebro w rywalizacji indywidualnej, a potem mistrzostwo w drużynowej. Jest Pan zaskoczony?
Martin Schmitt: Nie spodziewałem się, że ten weekend będzie tak niesamowity. To wręcz niewiarygodne, z jaką przewagą wygrał Markus Eisenbichler, a potem reprezentacja. Skoki są teraz dziwne. W jednym tygodniu w Willingen Polacy wygrali przecież konkurs drużynowy z przewagą prawie 80 punktów nad drugim zespołem, a teraz Niemcy zdobyli mistrzostwo różnicą prawie 50 punktów. Nasza dyscyplina jest teraz na takiej krawędzi. Malutki błąd może spowodować, że stracisz pięć metrów na jednym skoku. Naprawdę trudno to wytłumaczyć. Na normalnym obiekcie w Seefeld wszystko może jednak wyglądać inaczej.
Wspomniał Pan Eisenbichlera. On wcześniej nie wygrał żadnego konkursu PŚ. Co się zatem stało teraz?
Myślę, że jest w dobrej formie od początku sezonu. Już w trakcie Turnieju Czterech Skoczni widać było, że wkrótce nadejdzie dzień, że wygra. Nie miało to znaczenia, czy w Pucharze Świata, czy w mistrzostwach świata. Historia tej imprezy pokazuje, że takie rzeczy po prostu się zdarzają.
Myślę, że przed drużynówką był Pan spokojny o złoto dla Niemców.
W skokach niczego nie można być pewnym, ale wiedziałem, że rodacy są faworytami. To było widać po konkursie indywidualnym. W zmaganiach zespołowych udowodnili, że są silni od pierwszego skoku. Ten weekend w Innsbrucku był dla nich świetny. Mieli dużą pewność siebie, a w skokach to wielka przewaga. Kiedy masz jakieś małe problemy i walczysz o kolejny metr, to prawie nigdy nie można osiągnąć dobrych wyników. Oni tych kłopotów nie mieli.
Ponoć polscy skoczkowie, za wyjątkiem Kamila Stocha, nie przepadają za Bergisel. Może to właśnie był powód nieco słabszego występu?
Może po części tak było, ale powiem to, co mówi się zawsze. Jak ktoś dobrze skacze na jednym, obiekcie, to równie udanie prezentuje się na innym. Nie wiem, dlaczego Bergisel nie pasowała Piotrowi [Żyle - red.] czy Dawidowi [Kubackiemu - red.]. Oni mają świetne wybicie. Na innych obiektach pokazywali przecież znakomite skoki. Nie wiem, co się stało z polskimi zawodnikami. Wiadomo, że obiekty w Willingen i Innsbrucku się różnią, ale to nie powinno mieć znaczenia. Wyglądało na to, że oni stracili czucie i byli chyba trochę zmęczeni.
Adam Małysz powiedział, że być może zamieszanie związane z przyszłością Horngachera miało ważny wpływ na Polaków. Co Pan na to?
Nie sądzę, aby to miało takie znaczenie. To nie powinno być usprawiedliwienie. Oni są profesjonalistami i powinni radzić sobie w takich sytuacjach. W Niemczech zawodnicy też nie wiedzą, kto będzie ich trenerem w przyszłym sezonie. Zdają sobie sprawę, że nie będzie to już Werner Schuster, ale nie nie znają nazwiska nowego. To trochę podobna sytuacja. Oczywiście, stracenie szkoleniowca i brak pewności może na niektórych mieć jakiś wpływ pod kątem mentalnym. Jednak to są przecież mistrzostwa świata. Oni walczą o medale dla siebie, a nie dla selekcjonera.
Schuster odejdzie w glorii chwały. Może lepiej, żeby jednak został?
No pewnie, ale decyzję już podjął. Myślę, że to dla niego odpowiedni moment. Od kilku lat o tym myślał. Miał przecież wielkie sukcesy w ostatnich sezonach. Oczywiście, każdy chce odejść, gdy twoja drużyna jest na najwyższym poziomie. Tak jest teraz. On potrzebuje przerwy od Pucharu Świata.
A może Horngacher się waha, bo polska kadra jest już mocno zaawansowana wiekowo?
Nie sądzę. On ma przekonanie, że może zbudować silny zespół następnej generacji z młodych polskich zawodników. Jeśli zostanie w Polsce, to sądzę, że mu się to uda. Wiem jednak, że pewnego dnia chciałby wrócić do Niemiec. Tam jest przecież jego rodzina. Chodzi tylko o wybranie odpowiedniej chwili. Decyzja należy tylko od niego.
Pojawiły się plotki, że Pan obejmie niemiecką kadrę.
Ostatecznie mówię to jeszcze raz. Nie chcę. To nie jest dla mnie ten czas. Myślę o rodzinie, mam małe dzieci. Nie chcę się za bardzo spieszyć z pracą w kadrze. Musiałbym spędzać z nią pewnie ok. 300 dni w roku. Po drugie, prowadzę teraz pewien biznes i poświęcam na to dużo czasu. To dla mnie ważna sprawa. Jestem jednak cały czas w kontakcie z niemiecką federacją i nie wykluczam, że mogę w jakimś charakterze pracować z reprezentacją. Nic więcej nie mogę powiedzieć.
Wydaje się, że na normalnym obiekcie w Seefeld w piątek ci sami skoczkowie będą walczyć o złoto. Też Pan tak sądzi?
Zgadzam się. Jeśli jesteś w formie, to wszędzie dobrze się prezentujesz. Z drugiej jednak strony w przypadku Polaków, to się nie do końca potwierdziło w Innsbrucku. Mistrzostwa są dla was jak na razie pewnym rozczarowaniem, ale dla zawodników normalny obiekt do nowa szansa. Myślę, że pokażą się tam lepiej niż na Bergisel. Na pewno o medale będzie walczyła nieco większa liczba skoczków niż w sobotę.
Obiekt w Seefeld jest ponoć dość specyficzny.
To nie jest skocznia jak większość, które teraz funkcjonują. Ma inny profil, taki starszy. Ja nigdy na niej nie skakałem, ale słyszałem, że nie jest łatwa. Jest wiele tylnego wiatru, zwłaszcza popołudniami i wieczorami. Ale sądzę, że dla Polaków może być całkiem dobra. Myślę, że Kamil i Dawid także mają szanse. Z Piotrem Żyłą nigdy nie wiadomo, co się stanie. On może zaprezentować się wspaniale i zdobyć medal, a może być na 25. miejscu.
Rozmawiamy o medalistach, o kolejnym konkursie, a przecież jest jeszcze Ryoyu Kobayashi. Japoński dominator tego sezonu na razie nieco zaskakuje, ale in minus. Co się z nim stało?
Bez wątpienia nie jest w takiej formie jak prawie dwa miesiące temu w trakcie TCS. Wtedy wszystko mu się udawało. Nieważne, jakie były warunki. To, co robił było niesamowite. Teraz ma chyba jakiś problem na rozbiegu, to czasem mu się zdarzało. Nie wiem, czy nie pracuje trochę mniej niż wcześniej. Bez tego nie ma szans, aby cały czas być na najwyższym poziomie. Na pewno bardzo chciał zdobyć złoto indywidualnie, ale to chyba dodatkowo go spięło i mogło sprawić, że nie skakał tak, jak potrafi. W poprzednich miesiącach nieważne jak skoczył, to wygrywał. Nic mu nie przeszkadzało. W tym momencie jego próby nie są tak płynne jak wcześniej.
Całe mistrzostwa świata w Eurosporcie 1 i usłudze Eurosport Player.
Z Innsbrucku - Krzysztof Srogosz, eurosport.pl
Autor: Krzysztof Srogosz / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama