Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Polak zrobił coś, na co nie odważył się nikt. Wcześniej żona kazała mu spisać testament

Eurosport
📝Eurosport

Akt. 30/09/2023, 16:42 GMT+2

Z zawodu - fizjoterapeuta i psycholog, pomagający dzieciom. Z pasji i zamiłowania - pływak, ten w wydaniu lodowym, absolutnie ekstremalnym. - Przed ostatnią wyprawą żona powiedziała, że popłynę, jeżeli spiszę testament. Teraz po głowie chodzi mi południowy Pacyfik, gdzie są piękne trasy i, tak, rekiny też - opowiada Leszek Naziemiec, który jako pierwszy w historii pokonał 250 km wpław rzeką Jukon.

Leszek Naziemiec szuka kolejnych wyzwań (źr. Facebook / Leszek Naziemiec Dzikie Pływanie)

Lista jego wyczynów jest długa, imponująco długa. Żyje tak, by to życie miało blask. By spełniać dziecięce marzenia o wielkich przygodach i odrywaniu nowych lądów. By łączyć się z naturą i trzymać blisko przyrody, zanurzać w świecie, który przez działalność człowieka niestety znika.
Rafał Kazimierczak: 250 km Jukonem pokonane wpław, w pięć dni, trasa podzielona na odcinki - 60 km, 62 km, 58 km, 40 km i 31 km. Panie Leszku, ja wszystko rozumiem, ale Jukon wpływa do Morza Beringa, czytam, że zamarza na osiem miesięcy w roku. Zimno robi się od tego opisu, a pan tam pływał, nie w żadnej piance, a w starym stylu, w kąpielówkach.
Leszek Naziemiec: Płynąłem na przełomie lipca i sierpnia, wiadomo, kiedy lód odmarza. Temperatura powietrza rośnie wtedy bardzo szybko, ostro świecące słońce nie zachodzi, więc dzień trwa całą dobę. Wystartowałem z Eagl, jeszcze przed kręgiem polarnym, mniej więcej w środkowej części Jukonu, z prostego powodu - dojeżdża się tam z Fairbanks, największego miasta tamtej części Alaski, liczącego około 30 tysięcy mieszkańców. A wyszedłem z rzeki te 250 km dalej, wiosce zamieszkałej przez 80, może 90 osób, rdzenna ludność, proste, drewnianie chatki, wielka życzliwość.
Brzmi jak przygodowa książka. I jak to wyglądało, kiedy pewnego dnia wyszedł pan sobie w tej wiosce z wody?
- Nie ja, a my - było nas tam czterech. W jednym canoe towarzyszyli mi ratownik medyczny Adrian Uciński i fotograf Piotr Sadurski. A w drugim canoe płynęli dokumentujacy tę wyprawę reżyser Tomasz Woźniczka i operator Michał Żuberek. Po wyjściu na brzeg od razu zaproszeni zostaliśmy na posiłek. Ta starsza pani, która nas podejmowała, z plemienia Gwich'in, powiedziała, że przed jedzeniem najpierw musimy umyć ręce.
Prawidłowo, tak trzeba.
- Tak, oczywiście, chociaż trochę byłem tym zaskoczony. Wodociągu i innych wygód tam nie mają. Jest pompa napędzana agregatem, dzięki agregatowi jest też elektryczność. Trafiliśmy do nich w smutnym czasie, po powodzi, która zniszczyła część wioski. I oni wśród tego wszystkiego, tego bałaganu i tej odbudowy, znaleźni czas i chęci, żeby nas nakarmić. Wspaniali ludzie. Opowiadali, że ich podstawowym pożywieniem jest upolowana zwierzyna i złowione ryby. Już zaczynali szykować się na zimę, na to zamarznięcie rzeki na długie miesiące.
A jak te wasze posiłki i noclegi wyglądały wcześniej? Wyobrażam sobie, że gdzieś w głuszy wychodziliście na brzeg, rozstawialiście namiot, szykowaliście jedzenie. Malownicza scena, ale to Alaska i niedźwiedzie, dziesiątki tysięcy niedźwiedzi, a wy z dala od cywilizacji.
- No tak, niedźwiedzie, gdyby pan o nie nie zapytał, sam bym o nich wspomniał. Staraliśmy się obozować tam, gdzie śladów niedźwiedzi nie było. A tych śladów, nie ma co ukrywać, było dużo, bardzo dużo. Mieliśmy szczęście, że żadnego nie zobaczyliśmy, choć natrafialiśmy na całkiem świeże ślady. Na noclegi wybieraliśmy rzeczne wyspy, żeby ewentualnie już z daleka widzieć nadpływające zwierzęta.
picture

Leszek Naziemiec pokonał wpław Jukon

Foto: Other Agency

A gdybyście je zobaczyli. Albo gdyby niedźwiedź zobaczył lub wyczuł was?
- Zapoznaliśmy się z zasadami, co w takiej sytuacji robić. Po pierwsze - do misia mówi się głośnym, stanowczym głosem. Po drugie - nie wycofuje się, nie ucieka, tylko stoi, postawa mocno na nogach. Po trzecie - zebrać się w grupkę, żeby niedźwiedź wiedział, że ma do czynienia ze stadem. A tak w ogóle trzeba zapanować nad strachem, opanować ten lęk, to najważniejsze. Wtedy jest bardzo duża szansa, że niedźwiedź straci zainteresowanie i sobie pójdzie.
Aha, świetnie. A jeżeli zainteresowania nie straci i sobie nie pójdzie?
- Jeżeli zacznie szarżować - wciąż powołuję się na przeczytane zasady - nadal nie można uciekać. Mieliśmy gaz pieprzowy, gdyby szarżował i był już blisko, to byśmy go tym gazem potraktowali. Uprzedzam następne pytanie - gdyby gaz nie pomógł, to zaczęłyby się prawdziwie tarapaty. Ale wie pan, niedźwiedzie niedźwiedziami... Tak naprawdę w czasie takich wypraw największym niebezpieczeństwem jest hipotermia. W Jukonie trochę obawiałem się też wirów, bo nie wiedziałem, jak będą duże i jak bystre, z jaką energią kinetyczną. No, nie było tak źle.
picture

Leszek Naziemiec stawia przed sobą ambitne cele

Foto: Other Agency

To proszę powiedzieć, jaką temperaturę miał Jukon, kiedy pan nim płynął, te 250 km w pięciu etapach?
- Na starcie dokładnie 17,8 stopnia. Potem czasami 19. A były też odcinki z temperaturą 12 - 14 stopni, ze względu na wpadające do Jukonu rzeki.
I pan czuje w wodzie to zimno cały czas, mimo ciągłego ruchu?
- Czuję, tego nie da się nie czuć. Powiem więcej - przy wpływach do Jukonu takich mniejszych rzek, z gór, z lodowców, kiedy woda miewała 12 stopni, dostawałem z zimna drgawek. I tak przez cztery albo pięć kilometrów, zanim ta temperatura choć trochę się podnosiła.
Wie pan, trudno tego słuchać. To jest niewyobrażalne.
- Bez przesady. Czułem to znaczne obniżenie temperatury i płynąłem dalej. Tu muszę zaznaczyć jedno - do tego trzeba się przygotować, latami. Ja jestem pływakiem lodowym, pływałem u wybrzeży Antarktydy i w innych bardzo zimnych miejscach. Ja to lubię. Ja to kocham. Wiem, ile czasu w takiej wodzie mogę spędzić, znam swój organizm. Co nie zmienia faktu, że przebywanie w 12-stopniowej wodzie jest trudne, zwyczajnie trudne. Z drugiej strony - doskonale wiedziałem, że te trudniejsze chwile będą, byłem na nie przygotowany.
Pewnie pan na nie czekał, na to wyzwanie?
- Tak, chyba tak. Jeżeli pływanie w Jukonie byłoby proste, to ktoś by to przede mną zrobił. A ja jestem pierwszy. Byli tacy, którzy przepłynęli go wszerz - a to rzeka mniej więcej pięć lub sześć razy szersza od Wisły - ale wzdłuż nie pływał jeszcze nikt, na dodatek w kąpielówkach, czepku i okularkach, tylko w nich.
To też ciekawe - dlaczego pływa pan w kąpielówkach, a nie w piance? Dlaczego dodatkowo podnosi pan sobię tę i tak wysoko zawieszoną poprzeczkę?
- Oj, to muszę się cofnąć do 2007 roku, kiedy na dobre odkryłem w sobie pasję do właśnie takiego pływania, lodowego, w starym stylu. Mieszkałem wtedy w Siemianowicach Śląskich, nie tak daleko od czeskiej granicy. I w czeskim internecie oglądałem pływackie zawody organizowane w takich dziwnych miejscach. Ja pływałem od dziecka, a potem, jako dorosły, amatorsko biegałem też maratony i startowałem w jakichś biegach górskich. Ciągle w ruchu. Któregos dnia czescy znajomi pokazali mi w telefonie pływackie zawody w rzece, odbywały się bodajże w Ołomuńcu, kilkadziesiąt osób skoczyło do wody, w środku zimy, bez pianek, do pokonania mieli 750 m. Ależ mnie to zafascynowało. I na otwarcie sezonu zimowego w Czechach sam wystartowałem w zawodach, zorganizowanych w podwodnej rzece w jaskini Punkfy. W Polsce o pływaniu w takich warunkach słyszał mało kto, popularne było co najwyżej morsowanie.
Pan fanem morsowania zdaje się nie jest?
- Nie mam nic przeciwko, ale ja kocham pływanie, te przestrzeń, tę wolność. Ten pływacki ruch. Dla mnie wejście do wody i stanie w niej to za mało. Teraz mieszkam nad morzem i nie wyobrażam sobie, że miałbym do tego morza wejść i w nim stać. To nie dla mnie.
Czyli odpowiedź na pytanie skąd ta przeprowadzka z Siemianowic na wyspę Wolin jest już znana.
- Tak, z miłości do wody. Chciałem mieszkać nad morzem. Chciałem mieć z tym pięknem i z tym żywiołem do czynienia na co dzień.
Kiedy jest pan w domu pływa pan codziennie? Zimą też?
- Staram się codziennie. Nieprzerwanie mnie to fascynuje, to morze każdego dnia jest inne.
Barwnie pan o tym opowiada, ja też lubię morza i oceany, ale Bałtyk jest dla mnie zimny w lipcu.
- A widzi pan, teraz woda ma tam 19-20 stopni, jak w lipcu. Dla mnie to wystarczająco, jeżeli mam zrobić trening. Ciepło.
Zdarza się, że zimą jakis spacerowicz krzyczy z brzegu "panie, wychodź pan z tej wody"?
- Nie, nie, tam, gdzie mieszkam, jest bardzo pusto, na plaży właściwie nikogo nie ma. Ludzie tak naprawdę bardzo mało eksplorują morze i nadmorskie wioski, poza sezonem jest cisza i spokój.
picture

Leszek Naziemiec nie boi się wyzwań

Foto: Other Agency

Panie Leszku, to pytanie najprostsze, podstawowe. Co pana nakręca? Dlaczego pan to robi?
- To chyba takie chłopięce marzenia o przeżywaniu wielkich przygód, o odkrywaniu nowych lądów. Te młodzieńcze marzenia gdzieś głęboko wciąż muszą we mnie siedzieć. Te wszystkie lektury, te filmy przygodowe. A może zwyczajnie chcę tylko tego, żeby moje życie miało jakiś blask. Wie pan, tak się zastanawiam... Bardzo ważne w tym wszystkim jest to, że chcę być blisko przyrody, chcę doświadczyć tego złączenia z naturą, właśnie przez ten wysiłek, jakim jest pływanie w tak trudnych warunkach. Obrazowo powiem - zanurzam się, tak pierwotnie, w świecie, który przez człowieka niestety znika.
I myśli pan, że to zanurzenie, ta ucieczka do znikającego świata jest dzisiaj możliwa?
- Ja uważam, że nie mamy innego wyjścia. Co będzie, jeżeli nie wrócimy do natury, nie zadbamy o przyrodę? Nic nie będzie. Oddalamy się od przyrody, co oznacza, że zaczynamy siebie niszczyć. Niszczymy lasy, niszczymy rzeki, nieszczymy morza i oceany. Potrafimy tylko brać, tylko eksploatować. Liczy się nasz komfort, tylko i wyłącznie. Jak długo? Jestem pewien, że musimy zmienić sposób myślenia i postępowania. Musimy to zrobić, jeżeli ta planeta ma istnieć.
Strach zapytać, jak pan przeżył to, co stało się z Odrą.
- O, właśnie, to jest to, dokładnie to, o czym mówię. Bardzo trudny dla mnie temat, bardzo. Urzędnicy Wód Polskich, zarządzający rzekami... To w ogóle nie ma sensu, oni w ogóle nie rozumieją tej sytuacji. Chcą dać karę, na przykład za to, że jakaś kopalnia czy przedsiębiorstwo zasoliło wodę. Kara jest, winowajca ją płaci i nic więcej się nie dzieje, dalej robi swoje. Ta rzeka jest niczym, nikim, nie ma osobowości prawnej, nikt jej nie chroni. Tak naprawdę nic realnego w jej obronie się nie dzieje. No, płakać się chce...
W swoim przebogatym CV ma pan też przepłyniecie Wisły, całej jej długości. Czyli da się pływać w tych polskich rzekach, co nie tak dawno temu przez zanieczyszcenie nie było jednak możliwe?
- Ja bym powiedział tak - to, co stało się z Odrą, było katastrofą, ale generalnie rzeki w Polsce choć nie są czyste, to są pływalne, przynajmniej na długich odcinach. Brda, Drawa, cudownie tam jest, ludzie coraz częściej zaczynają z tą rzeką żyć. Coś się zaczyna dziać, nareszcie. Musimy zadbać o to, żeby nie było tak, jak z Wisłą, gdzie w jej górnym biegu wpuszczane są ścieki, gdzie woda podgrzewana jest przez elektrownie, gdzie buduje się powodujące zamulenie i degradację tamy. Wisła to dużo dzikich odcinków, które same się czyszczą. I to trzeba zachować.
To prawda, że jako młody chłopak dopłynął pan do jakiejś wyspy na rzecze, chciał pan tam spędzić noc - wiadomo, przygoda - zobaczył pan jednak gniazda ptaków, więc pan się dyskretnie wycofał, żeby ptaki miały spokój?
- Wszystko prawda, poza tym, że nie byłem wtedy taki młody. To było w roku 2018, właśnie w czasie tego płynięcia Wisłą, a ja jestem rocznik '74. Przed Warszawą, nie wiem, może 15 km, są przepiękne wysepki. I pomyślałem, że właśnie tam przenocuję. Wtedy nie miałem jeszcze tak dużej wiedzy i świadomości ekologicznej, ale kiedy zobaczyłem te gniazdujące ptaki, pełno gniazdujących, zrywających się na mój widok ptaków, natychmiast sie wycofałem. Rozumiałem, że to ich miejsce, że należy dać im spokój i płynąć dalej. To właśnie taka lekcja obcowania z przyrodą.
Dobrze, że to była wyspa, bo inaczej walałyby się tam pewnie puszki po piwie i niedopałki papierosów.
- Tak, ten obraz na przykład z lasów jest straszny, ja nie potrafię tego śmiecenia zrozumieć. Powtórzę - chce się płakać.
Z zawodu jest pan i fizjoterapeutą, i psychologiem, pomaga pan przede wszystkim dzieciom. Proszę powiedzieć o swojej pracy coś więcej.
- Jestem absolwentem fizjoterapii na katowickiej AWF i przez 24 lata pracowałem jako nauczyciel akademicki na wydziale fizjoterapii, a jednocześnie praktykowałem jako fizjoterapeuta niemowląt i małych dzieci. Dla lepszego zrozumienia problemów rozwoju psychoruchowego ukończyłem też psychologię na Uniwersytecie Śląskim. Teraz zajmuję się zaburzeniami rozwoju u dzieci, od okresu noworodkowego. Pracuję z dziećmi z zaburzeniami napięcia posturalnego, problemami sensomotorycznymi, asymetrią posturalną, z uszkodzeniami ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego, chorobami nerwowo-mięśniowymi, dystrofiami, zaburzeniami integracji sensorycznej, problemami ortopedycznymi i wadami postawy. Pracuję także z dziećmi w ciężkim stanie, minimalną świadomością i problemami oddechowymi. Niedawno napisałem książkę "Dzikie dziecko", z podtytułem "Jak wspierać rozwój psychoruchowy dziecka w zgodzie z naturą". Tłumaczę tam bardzo proste sprawy, jak w tych początkach życia człowieka być blisko natury.
picture

Leszek Naziemiec to twardy zawodnik (Leszek Naziemiec/Facebook)

Foto: Other Agency

Panie Leszku, pozwoli pan, że na chwilę wkroczę na terytorium prywatne, muszę. Rodzinę pan ma, dzieci?
- Tak, żonę i czwórkę dzieci, najmłodsza jest Kasia, 13 lat ma, właśnie przy mnie siedzi.
Bardzo Kasię pozdrawiam. A żona jak ma na imię?
- Sylwia.
To zmierzmy się z tym - jak pani Sylwia reaguje na pana wyprawy? Jak reaguje na związane z nimi niebezpieczeństwo?
- Testament kazała mi spisać.
O, kurczę. Słucham?
- Zaraz do tego wrócę, zacznę od początku. Kiedyś, w tych początkach mojego lodowego pływania, w domu rzeczywiście bywało konfliktowo. A później Sywia tę moją pasję zrozumiała, choć wiadomo, entuzjastką nie jest. Ona w ogóle nie jest za dużą fanką wody, nadal uczy się pływać.
Zmusił ja pan do nauki pływania?
- Nie, no skąd, żadnego nacisku, sama chciała i chce się nauczyć. I bardzo słusznie, każdy powinien to umieć. Sylwia była typowo lądowa, a teraz całkiem dobrze pływa kraulem. I, proszę sobie wyobrazić, zaczęła ze mną jeździć na niektóre wyprawy, razem byliśmy na przykład w Peru. W ogóle staramy się podróżować całą rodziną, kiedy jest to tylko możliwe.
Dobrze, co z tym testamentem?
- Przed wyprawą nad Jukon Sylwia powiedziała, że popłynę, jeżeli spiszę testament. A jeżeli nie spiszę, to nie popłynę.
Dosyś dramatyczna scena.
- Tak po prostu i najzwyczajniej w świecie było. Kochamy się, wierzymy sobie, wierzymy, że nic złego sie nie stanie, ale obok tego są te konkretne, przyziemne sprawy.
I co teraz, z tym spisanym testamentem, bo rozumiem, że na Jukonie ta przygoda na pewno się nie skończy?
- Chodzi mi po głowie południowy Pacyfik, bardzo mi chodzi. Tam są piękne trasy pływackie, takie od Nowej Zelandii na wschód albo troszkę południowy wschód. Chłodna woda, 12-14 stopni, no i ta przyroda na wyspach.
Ale tam są też rekiny.
- Tak, na wschód od Nowej Zelandii jest ich całkiem sporo.
I tak spokojnie pan o tym mówi? Rekina nie przeczeka pan jak niedźwiedzia, nie psiknie pan na niego gazem pieprzowym.
- No tak, z rekinem może być znacznie gorzej. Czytałem, że niedaleko Chatham Islands, fantastycznych wysepek, były w ostatnich latach dwa ataki rekinów na ludzi, chociaż mogę coś przekręcać, jeszcze o tym poczytam. W każdym razie, jeżeli się nie mylę, jeden żarłacz biały odgryzł nurkowi rękę, a drugi nurka pocharatał zębiskami i, że tak powiem, wypluł. Ja w ogóle z tym wuplutym nurkiem gadałem. I teraz tak - czy takie dwa wypadki na 10 czy 15 lat to dużo, czy mało? Chyba jednak mało, bardzo rzadkie są to sytuacje.
Poddaję się, panie Leszku. Może niech pan nie pokazuje żonie tej naszej rozmowy.
- Spokojnie, ta wyprawa dopiero jest w planach. A sprawy rekinów absolutnie nie bagatelizuję, jestem w kontakcie z tamtejszymi specjalistami w tej dziedzinie. Będę drążył temat, nie mam zamiaru zostać trzecią ofiarą żarłacza.
rozmawiał Rafał Kazimierczak
Kalendarium dokonań Leszka Naziemca:
2007 - zawody w podwodnej rzece w jaskini Punkfy
2010 - Kanał Elbląski, sztafeta pływacka
2012 - Mistrzostwo Czech w Zimowym Pływaniu
2013 - 2016 - 24-godzinówki pływackie, maratony pływackie w Czechach
2014 - Kanał La Manche w sztafecie
2016 - Sztafeta przez Bałtyk: Dziwnów -Ystad
2017 - Pierwsze w historii mile lodowe przepłynięte w Arktyce
2018 - Robben Island - Kapszad, przeprawa pływacka
2018 - Odyseja Wiślana, pokonanie etapami całej Wisły wpław, z Łukaszem Tkaczem
2018 - Pierwsze zawody w historii, na dystansie kilometra, u wybrzeży Antarktydy
2020 - Przeprawa przez jezioro Titicaca
2021 - Gdynia - Hel w monopłetwie
2022 - MŚ w Lodowym Pływaniu, Głogów
2023 - wyczyn niedawny, najnowszy, 250 km rzeką Jukon, jako pierwszy w historii
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama