Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

#Polskatymzyła Robert Lewandowski i jego pięć goli w dziewięć minut z Wolfsburgiem

Emil Riisberg

02/05/2020, 07:00 GMT+2

Po ostatnim golu Pep Guardiola, który przecież niejedno w futbolu widział, złapał się za głowę. Właśnie podziwiał jeden z największych popisów strzeleckich w historii nie tylko Bundesligi. Pięć bramek w jednym meczu? Owszem, zdarzało się. Ale w dziewięć minut? Nigdy. Autor? Robert Lewandowski. - Powiedziałem wtedy: "Mister pięć w dziewięć" - wspomina w rozmowie z eurosport.pl niemiecki komentator

Foto: Eurosport

Polska tym żyła to cykl najważniejszych wydarzeń polskiego sportu w tym wieku. Przypominamy głośne zwycięstwa, ale też wstydliwe porażki
- Pamiętam, jak po południu rozmawiałem z trenerem Wolfsburga Dieterem Heckingiem. Powiedział, że jego zespół ma szansę na wywalczenie korzystnego wyniku w Monachium. Zdradził mi nawet przygotowany plan gry, ale jasno zaznaczył, że uda się go zrealizować, jeśli Bayern nie zagra na sto procent. I goście faktycznie całkiem dobrze spisywali się - wspomina w rozmowie z eurosport.pl Wolff Fuss, który 22 września 2015 roku komentował tamto spotkanie w niemieckiej telewizji Sky Sport.
Wilki do przerwy sensacyjnie prowadziły 1:0.
- Lothar Matthaeus, który był ekspertem podczas transmisji, krytykował Guardiolę za pozostawienie Lewandowskiego na ławce rezerwowych bez oczywistego powodu. Dlatego Wolfsburg prowadził. Potem "Lewy" wszedł na boisko, a reszta jest historią - podkreśla Fuss.

Początek sześć dni wcześniej

Lewandowski w meczu Ligi Mistrzów z Olympiakosem doznał kontuzji stawu skokowego. Z tego powodu opuścił następne spotkanie z Darmstadt. Przeciwko Wolfsburgowi również był oszczędzany, ale Bayern w pierwszej połowie potwornie się męczył. Gospodarze długo nie wychodzili z szatni, mieli o czym dyskutować. Guardiola nie czekał, od razu dokonał dwóch zmian - między innymi Lewandowski zastąpił Thiago Alcantarę.
Efekt był piorunujący. W minucie 51. zrobiło się 1:1, w 60. było już 5:1. Wszystkie bramki - w dziewięć minut! - należały do Polaka. Statystycy mieli co robić. Napastnik monachijczyków pobił kilka rekordów: najszybszy hat-trick (3 min i 22 s), najszybciej zdobyte cztery (5.42) i pięć (8.59) bramek. Nigdy także w meczu ligi niemieckiej rezerwowy nie wbił pięciu goli. Wszystkie osiągnięcia wylądowały później w Księdze rekordów Guinnessa.



- Nic nie wskazywało, że Bayern może odnieść tak wysokie zwycięstwo (5:1 - red.). Gospodarze grali słabo, ale w drugiej połowie wszedł Lewandowski i stał się cud. Prawie każde dotknięcie piłki zamieniał na gola. Pierwsze dwa nie były jakieś spektakularne, ale każdy kolejny okazywał się ładniejszy od poprzedniego. Ostatni, strzelony nożycami, był wisienką na torcie - opowiada Sławomir Chałaśkiewicz, były zawodnik niemieckich klubów, który komentował mecz na antenie Eurosportu.

- Lewandowski pokazał, że wszystko, co chciał, żeby się wydarzyło, stało się faktem. Pamiętam, jak podczas transmisji powiedziałem: "Mister pięć w dziewięć. Panie i panowie, braliście udział w historycznym meczu Bundesligi". To był jeden z najlepszych występów jednego piłkarza, który widziałem. Ale szczerze mówiąc, należy pamiętać również o czterech golach Polaka przeciwko Realowi Madryt w półfinale Ligi Mistrzów - dodaje Fuss.

Po wszystkim Lewandowski powie, że chciał po prostu strzelać, niczym innym nie zaprzątał sobie głowy. Guardiola wyzna, że czegoś podobnego nigdy w karierze nie doświadczył, choć współpracował z Lionelem Messim, uznawanym przez wielu ekspertów za piłkarza wszech czasów.
Te cztery gole z Realem strzelone wiosną 2013 roku w barwach Borussii Dortmund będą powtarzały się jak refren. Ale pięć bramek przeciwko Wolfsburgowi, ówczesnemu wicemistrzowi Niemiec, też ważyły niemało.
- To był mecz, po którym świat znów usłyszał o Robercie. O jego kolejnym spektakularnym wyczynie mówiły i pisały media na całym świecie, choć Bundesliga nie jest może najpopularniejszą ligą - mówi eurosport.pl Cezary Kucharski, wtedy menedżer polskiego napastnika.

"La Gazzetta dello Sport", najbardziej poczytny sportowy dziennik we Włoszech, nazwał Lewandowskiego "marsjaninem". Niemiecki "Die Welt" wyliczał, że "w 8 minut i 59 sekund można ugotować jajko na twardo lub potrzymać na włosach balsam w ramach kuracji. Co więcej, nawet akt płciowy w Niemczech nie trwa dłużej. Robertowi Lewandowskiemu potrzeba było tyle czasu, aby wywrócić do góry nogami świat piłki".

I tak był najlepszy

Kucharski po latach zwraca uwagę na coś innego.
- Nie zauważyłem, żeby w Niemczech po tamtym meczu zmieniło się postrzeganie Roberta. Niemcy są ostrożni w zachwytach, oni cenią raczej stabilizację i regularność. Co prawda nazwisko Lewandowski stało się bardziej rozpoznawalne na świecie, ale jego pozycja w Bayernie wcześniej czy później nie uległa zmianie - i tak był najlepszy w Bundeslidze. Wydaje mi się, że w Bayernie ceniono by go bardziej na przykład za gola w finale Ligi Mistrzów niż za pięć z Wolfsburgiem. To specyfika tego klubu, który wymaga więcej, i całego Monachium - uważa Kucharski.

- Ale występ z Wolfsburgiem wpłynął na to, że Robert znalazł się później na czwartym miejscu w plebiscycie Złotej Piłki. Marketingowo poszedł do góry, choć w skali piłkarskiej jego wartość była i bez tych goli bardzo duża - dodaje.

Dzień po spotkaniu z Wolfsburgiem. Kucharski jest gościem we "Wstajesz i wiesz" w TVN24. Opowiada, że tak właśnie przechodzi się do historii futbolu i że w głowie ma ułożony plan na życie Lewandowskiego. Dopytywany, trochę naokoło o zainteresowanie klubów angielskich i hiszpańskich, odpowiada, że w Manchesterze ciągle pada. Zaś w Hiszpanii świeci słońce i nie ma lepszego klimatu dla piłkarzy.

- Pierwotnie plan, jeszcze za czasów gry w Zniczu Pruszków, był taki, żeby wyjechać z Polski do Niemiec. Potem do Hiszpanii, a następnie do USA. Ten plan się trochę zmienił, bo Robert trafił do Bayernu i tam stał się numerem jeden. Uważam, że lepiej zachować taką pozycję niż być drugim albo dziesiątym w innym wielkim klubie, dlatego Lewandowski tak długo jest w Monachium. Najwięksi go sondowali, sprawdzali, czy transfer jest możliwy, ale z drugiej strony to nie jest takie proste, żeby Bayern oddał swojego najlepszego piłkarza - mówi dzisiaj Kucharski.
Jego drogi z Lewandowskim rozeszły się w roku 2018. Nie on, a Pini Zahavi, izraelski superagent, miał być architektem tamtego lata transferu do Realu Madryt. Nic z tego nie wyszło.

Ponoć to było największe marzenie Polaka. W międzyczasie, jak przystało na profesjonalistę, budował pomnik w Monachium. Do dzisiaj kolekcjonuje tytuły i umacnia się w klasyfikacji najskuteczniejszych w dziejach Bundesligi (wśród obcokrajowców już nie ma sobie równych).
Reszta jest historią.
Poprzednie teksty z cyklu Polska tym żyła:"Mózg powiedział: rzucaj!". Do cudu wystarczyła "jedna Wenta"
Autor: Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama