Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Margot Chevrier miała wypadek podczas konkursu skoku o tyczce. Monika Pyrek-Rokita komentuje

Eurosport
📝Eurosport

Akt. 05/03/2024, 14:24 GMT+1

Wypadek Margot Chevrier z konkursu skoku o tyczce podczas halowych mistrzostwach świata w Glasgow miał prawo przerazić. Francuzka doznała poważnego złamania nogi. To nie pierwsze takie obrażenia na skoczni. - Musisz zapanować nad sobą i jeszcze nad tyczką - tłumaczy eurosport.pl Monika Pyrek-Rokita, była znakomita tyczkarka.

Margot Chevrier miała groźny upadek podczas HMŚ w Glasgow (Getty Images)

Do wypadku z udziałem Chevrier doszło w finale skoku o tyczce pań w halowych mistrzostwach świata w Glasgow. Po jednej z prób lekkoatletka wylądowała na skraju materaca i wpadła do tak zwanej skrzyni. Francuzka doznała złamania kostki w lewej nodze. Czeka ją długa rehabilitacja.

Monika Pyrek-Rokita o wypadku Margot Chevrier

Wypadek Chevrier przypomniał często powtarzaną przez ekspertów opinię, że skok o tyczce to jedna z najbardziej ekstremalnych i najtrudniejszych technicznie dyscyplin lekkoatletycznych.
- Na taki wypadek wpływają różne czynniki. Albo człowiek się za blisko odbija, albo za daleko. Z tego, co słyszałam od Piotrka Liska, i po tym, co obserwowałam, widać było, że bieżnia jest bardzo szybka. W związku z tym zawodnicy mieli trudność z opanowaniem rozbiegu. Bardzo dużo osób albo spóźniało założenie, czyli za późno wkładało tyczkę do dołka, tak najprościej to ilustrując, albo po prostu się za blisko odbijało. W takiej sytuacji tyczkarz przekazuje mniej energii z biegu w tyczkę. Ona się nie przesuwa z taką prędkością, jaką powinna, żeby oddać prawidłowy skok i żeby wylądować dalej na materacu - tłumaczy eurosport.pl trzykrotna medalistka mistrzostw świata Monika Pyrek-Rokita.
picture

Margot Chevrier verletzt sich bei der Hallen-WM in Glasgow

Foto: Imago

W trakcie konkursów wielokrotnie zdarzają się sytuacje, że zawodnik nie odbija się, zatrzymuje skok i ląduje od razu na nogach na zeskoku.
- To są właśnie momenty, kiedy czujesz, że nie powinno się oddać skoku. To chwila, gdy wiesz, że tyczka już się nie przesuwa do przodu i nie będzie płynności ruchu. Wtedy po prostu zawodnik wie, że ma małe szanse na powodzenie skoku. Zdarza się, że w takim pędzie ktoś w ogóle nie trafi do dołka, tylko na przykład w jego ściankę - dodaje była znakomita lekkoatletka.
picture

Margot Chevrier w trakcie mistrzostw świata w Glasgow

Foto: Getty Images

Nie trafiają dobrze w dołek

Dołek, o którym mówi Pyrek-Rokita, to trapezowata stalowa skrzynka ze spadkiem. Na początku jest wyższa i to właśnie mniej więcej w jej połowie trzeba założyć tyczkę. Ona przesuwa się i w momencie, gdy zawodnik czuje opór, to wtedy tyczka się wygina i następuje odbicie.
- Niektórym zdarza się w emocjach nie trafić w to miejsce albo nie w ściankę materaca. Wtedy, gdy próbują się odbić, zdarzają się już dramatyczne sytuacje. W takim przypadku tyczka nie ma odpowiedniej energii, nie ma się nad nią kontroli i może zrobić krzywdę. Albo cofnie skaczącego na tartan, albo wystrzeli. Niezwykle ważne jest, aby tyczka w dołku przesuwała się z odpowiednia prędkością. Gdy jest to źle wykonane, to tyczka inaczej się gnie. Nie ma pełnego gięcia, tylko delikatne, które daje moc do wystrzału i trudno ją opanować. Najczęściej człowiek wybija się za blisko albo za późno wprowadza tyczkę do dołka - analizuje była zawodniczka.
Skok o tyczce to niezwykle wymagający sport. Pyrek-Rokita nie ma wątpliwości.
- To sport ekstremalny i powiem szczerze: czasem lepiej odpuścić skok. Ci bardziej doświadczeni po prostu wiedzą. Czasem się mówi: "nie odpuszczaj", ale tak naprawdę czasem lepiej odpuścić, bo można zrobić sobie krzywdę. To taka konkurencja, że jest to twój błąd, a nie wina tyczki. Skok o tyczce to połączenie tysiąca elementów w jednej sekundzie - tłumaczy.
picture

Kira Gruenberg jest sparliżowana

Foto: Imago

Wariacka konkurencja

W 2015 roku na treningu wypadkowi uległa tyczkarka z Austrii Kira Gruenberg. 21-letnia wtedy zawodniczka jest sparaliżowana od pasa w dół. Nadal medycyna nie daje jej nadziei na wstanie z wózka inwalidzkiego.
- Takie nieszczęśliwe wypadki zdarzają się pewnie w każdym sporcie. W niektórych regionach Stanów Zjednoczonych jest obowiązek skakania w kasku. Wydaje mi się, że to po prostu wynika tam z wielkiej liczby skaczących bez nadzoru wykwalifikowanego specjalisty. Trzeba zaczynać na mniejszych wysokościach, z krótszym rozbiegiem i tyczkami - tłumaczy Pyrek-Rokita.
W trakcie bogatej kariery miała parę wypadków na skoczni, ale na szczęście obyło się bez tak dramatycznych konsekwencji.
- Raz wylądowałam poza zeskokiem, raz na stojaku, raz na tyczkę. Takie sytuacje się zdarzają. To taka trochę wariacka konkurencja. Przede wszystkim trzeba mieć zaufanie do rzeczy martwej, czyli tyczki. Musisz zapanować nad sobą i jeszcze nad tyczką. Dlatego ten sport jest trudniejszy od innych - zaznacza Pyrek-Rokita.
(srogi/twis)
Udostępnij