Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Zimą pobiegnie z gór nad morze. W samych szortach, dla chorych dzieci

Rafal Kazimierczak

Akt. 05/12/2023, 12:43 GMT+1

Zimno, przerażająco zimno robi się od samego patrzenia. Ponad cztery godziny po szyję zanurzony w kostkach lodu? Kasprowy Wierch zdobyty zimą tylko w szortach? Dla Łukasza Szpunara to zadania do wykonania, cele, która wyznacza sobie sam. W styczniu czeka go wyzwanie kolejne, bieg z południa na północ Polski, w sposób jak zwykle nietypowy, by - to uwaga najważniejsza - pomóc chorym dzieciom.

Łukasz Szpunar. Bardzo ekstremalny mors (facebook/szpunarlukasz)

4 listopada 2023, godzina 9:23, Tarnobrzeg.
Pan Łukasz - rocznik 1988, pseudonim "Ice King" - wchodzi do szklanej skrzyni wypełnionej lodem, setkami kilogramami kostek lodu. Zanurza się, rozpoczyna próbę pobicia rekordu Guinnessa, który teraz wynosi 3 godziny 11 minut.
Rekordzistą zostanie, poprzedni rekord zmiażdży, w tak ekstremalnych warunkach spędzi 4 godziny i 2 minuty. Jak to możliwe?

Mors, morsica i morsik

RAFAŁ KAZIMIERCZAK: Zmroziło mnie, kiedy zobaczyłem pana w tej skrzyni. I od razu zapytam - co na to pana najbliżsi? Co żona na to, że wolny czas spędza pan właśnie tak?
ŁUKASZ SZPUNAR: Ania często morsuje ze mną, więc nie widzi w tym nic dziwnego. A nasz synek, Jeremiasz, prawie 2,5 roku, też jest morsikiem. Powiem panu, że od malucha kąpaliśmy go w wodzie albo chłodnej, albo zimnej. Rok temu wszedł za nami, tak po kolana, do jeziora, zimą. Wcale mu tego nie broniliśmy.
Ludzie na brzegu jak na to reagowali? Spokojnie?
- Tak, tak, znają nas, wiedzą, że ja jestem morsem, a Ania morsicą. Nie byli zaskoczeni.
Nie przesłyszałem się, użył pan słowa "morsica"?
- No tak, tak się mówi. Żona może nie morsuje ekstremalnie, ale morsuje, jak najbardziej jest za.
A właśnie, proszę wyjaśnić, co to znaczy "morsowanie ekstremalne ".
- Uważam, że są trzy sposoby morsowania. Pierwsze: morsowanie przez medytację, czyli jedziemy nad jezioro, wchodzimy do zimnej wody na 10-15 minut, stoimy i skupiamy się na sobie, na swoich myślach, obcujemy z przyrodą. Drugie: morsowanie biesiadne, w grupie, wchodzimy do wody na trzy minutki, robimy sobie zdjęcia i zamieszczamy je w internecie, jak najwięcej zdjęć, żeby wokół siebie zdobić trochę hałasu. I wreszcie numer trzy: morsowanie ekstremalne albo sportowe, skupiamy się na wynikach, na przekraczaniu własnych możliwości, na jak najdłuższym przebywaniu w tym zimnie. Z morsowaniem jest troszkę jak z siłownią - gdybyśmy chcieli powiększyć bicepsy i przez 10 lat ćwiczyli z tym samym obciążeniem, to bicepsy nie urosną. Dawkę trzeba zwiększać, co w przypadku morsowania jest zwiększaniem ekspozycji na zimno.
picture

Łukasz Szpunar w akcji (facebook.com/szpunarlukasz)

Foto: Other Agency

Zastanawiam się, skoro mnie zmroziło od patrzenia na pana wyczyn, czy w czwartej godzinie siedzenia w lodzie mózg stać na jakiś wysiłek, czy przelatują wtedy przez głowę jakieś myśli?
- O myślowe łamigłówki w takich warunkach raczej trudno, bo głowa skupia się na przetrwaniu, na walce z zimnem. Staram się myśleć o żonie, o synku, wracają do mnie jakieś miłe wspomnienia.

"Jakiś mężczyzna zaczął krzyczeć, żeby mnie natychmiast uwolnić"

Panie Łukaszu, pytanie podstawowe. Jak można wysiedzieć w lodzie przez cztery godziny?
- Widzi pan, żadnych odmrożeń nie dostałem, choć lód ma temperaturę około minus 15, minus 20 stopni. Przetrwanie w takich warunkach to oczywiście kwestia poznania swojego organizmu, jego możliwości. I przygotowania, nie jest przecież tak, że wstałem z kanapy i pobiłem rekord Guinnessa. Te przygotowania trwały pół roku. U siebie w Tarnobrzegu prowadzę studio treningowe, IceKing, często zanurzam się w lodzie lub lodowatej wodzie właśnie tam. Ważna jest odpowiednia dieta, ja jestem na ketogenicznej, czyli tłuszczowej, bardzo dobrze na mnie wpływa. Są też metody najprostsze - moczenie stóp w misce z lodem w czasie oglądania telewizji. Tak, ludzie grzeją stopy, a ja przyzwyczajałem się do lodowatego zimna. Aha, w ostatni weekend urządziłem sobie survival i spałem pod chmurką.
Oczywiście. A w jakiej temperaturze?
- Minus 10, ale miałem naprawdę ciepły śpiwór. To też jest forma treningu. Do tego wszystkiego współpracuję też z trenerem personalnym, Bartłomiejem Florkiem, psychologiem i hipnoterapeutą, żeby moje nastawienie mentalne było odpowiednie, żebym nie spanikował, żeby głowa była do takiego wyzwania przyzwyczajona. Według mnie głowa odpowiada za sukces w 70 procentach, to ona jest najważniejsza.
Muszę jeszcze powiedzieć o siedmiu treningach, takich pokazowych, w różnych częściach Polski, które tę próbę pobicia rekordu miały także wypromować. W skrzyni wypełnionej kostkami lodu siedziałem na przykład w Warszawie na targach fitness, w Międzyzdrojach na Festiwalu Morsowym, w Kazimierzy Wielkiej na dniach Kazimierzy Wielkiej, a w Gdańsku na Jarmarku Dominikańskim.
Łukasz Szpunar w trakcie "hartowania" (facebook.com/szpunarlukasz)
To znowu zapytam o obserwatorów - nie podchodzili, nie mówili, żeby pan natychmiast z tego lodu wyszedł?
- Często podchodzą, sprawdzają, czy lód jest prawdziwy. W Boguchwale jakiś przerażony mężczyzna zaczął krzyczeć, żeby mnie z tej skrzyni natychmiast uwolnić, bo cały się trzęsę, bo umieram, takie historie. To było drżenie mięśniowe, bardzo zdrowy, bardzo dobry objaw, oznaczający, że organizm sam się ogrzewa. Sam walczy, żeby nie doszło do hipotermii. Jeżeli drżenia ustają, to sygnał alarmowy, że organizm nie ma już z czego czerpać energii i robi się niebezpiecznie.
Ciekawe, czy w nagrodę, już po wyjściu z lodu, wypija pan gorącą rozgrzewającą herbatę, na przykład z rumem, czy jednak zimne piwo, żeby iść na całość?
- Nie pijam ani herbaty, ani rumu, ani piwa. Kiedy biłem ten rekord, to gdzieś w tle widziałem saunę. I cały czas wyobrażałem sobie, że już niedługo wejdę do tego ciepła.

Na Kasprowy Wierch w szortach i kostiumie kąpielowym

Skoro jest pan człowiekiem zimy, to pewnie kocha pan góry?
- Hmm... Wie pan, my z Anią chodzimy zimą po górach, oczywiście, że tak, ja w szortach, a ona w kostiumie kąpielowym.
Zaraz, zaraz, jak to po górach, jak to zimą, jak to pan szortach, a żona w kostiumie?
- No tak, zaliczyliśmy już cztery szczyty - Kasprowy Wierch, Łysicę, Tarnicę i Śnieżkę.
Panie Łukaszu, ja mam dużą wyobraźnię, tak mi się wydaje, ale tego bym nie wymyślił. Spotkani na szlaku ludzie jak reagują?
- Dotykają nas, łapią za ręce, pytają, czy nie jest nam zimno. A nasze ciała często są cieplejsze od ich ciał. Chodzenie w szortach zimą polega na tym, żeby iść własnym tempem, nie za szybko, żeby się nie pocić, i nie za wolno, żeby nie marznąć.
Aha. Logiczne.
- Bardzo logiczne. Oczywiście w plecaku zawsze mamy ciepłe ubrania. No i idzie z nami zaprzyjaźniony ratownik medyczny. A jeżeli warunki pogodowe stają się zbyt ekstremalne, to wędrówkę kończymy. Rozsądek zawsze na pierwszym miejscu.
picture

Mors i morsica (facebook.com/szpunarlukasz)

Foto: Other Agency

Pan ma w ogóle zimową kurtkę, jakieś zimowe ubrania?
- Mam, jasne, że mam. Chociaż nie, za ciepła to ona nie jest, taka bardziej podszewka niż kurtka.

Dla Domu Aniołków w Zaleszanach

Dobrze, to teraz o pana najnowszym pomyśle. Chce pan przebiec od południowej granicy Polski do północnej, oczywiście zimą, oczywiście w szortach.
- Tak, ze Złotego Stoku do Mielna, cały czas pracuję nad tym projektem. Pomysł wziął się od chodzenia w szortach po górach. Trochę się obawiam, bo nie jestem ani biegaczem, ani wytrzymałościowcem. I chyba właśnie to stanowi największe wyzwanie. Startuję 29 stycznia, w 10 dni planuję pokonać 500 km.
Nocował będzie pan gdzie, pod chmurką?
- Nie wiem, jak wypadnie. Na pewno po drodze będę morsował. Jeżeli będzie minus 15, nawet minus 20, to mogę spać na zewnątrz, nie ma problemu, wszystko zależy od śpiwora. Zobaczymy, jak będzie reagował mój organizm.
Trasę już pan ustalił? Zamierza pan biec uczęszczanymi drogami, obok samochodów, czy tymi bardziej na uboczu?
- Zdecydowanie tymi mniej uczęszczanymi, gdzie samochodów jest jak najmniej.
I tak napiszę, żeby nie dzwonić po policję, jeżeli na przełomie stycznia i lutego ktoś się natknie na biegacza w samych szortach.
- Tak, tak, proszę napisać. I że proszę o doping, o jakieś dobre słowo. Do mety mam dotrzeć 8 lutego - to nie jest przypadkowa data, bo właśnie tego dnia będzie w Mielnie Zlot Morsów, kilka tysięcy ludzi.
Panie Łukaszu, nie mogłem znaleźć tej informacji, a to bardzo ważne. Czy pan to robi także, a może przede wszystkim, w celach charytatywnych? Czy te pana akcje połączone są ze zbiórką na jakiś szczytny cel?
- Tak, każda z moich działalności ma charakter charytatywny. Bicie rekordu Guinnessa powiązane było ze zbiórką na hospicjum Dom Aniołków, które budowane jest w Zaleszanach, dla dzieci z nowotworami. Buduje je fundacja Z Serca dla Serca, przeze mnie o moich przyjaciół wspierani różnymi akcjami. Ten zbliżający się bieg także będzie połączony ze zbiórką pieniędzy dla Fundacji, to także mnie napędza. Na pewno na tym się nie zatrzymam.
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama