Danielle Collins o zakończeniu kariery: gdybym była facetem, nie musiałabym tego uzasadniać

Collins ma trzydzieści lat. O tym, że to jej ostatnie miesiące na zawodowych kortach poinformowała podczas Australian Open. Decyzję argumentowała trapiącymi ją od lat problemami zdrowotnymi i chęcią założenia rodziny.

W 2019 roku wyznała, że zdiagnozowano u niej reumatoidalne zapalenie stawów, co niestety może mieć wpływ na jej marzenia. Przeszła też operację endometriozy.

W tej chwili Amerykanka walczy w turnieju w Miami. I radzi tam sobie świetnie. W środę wygrała 6:3, 6:2 z Caroline Garcią, było to jej piąte zwycięstwo z rzędu. Jest już w półfinale, gdzie zagra z Jekateriną Aleksandrową, czyli pogromczynią Igi Świątek. Po ostatnim spotkaniu Collins została zapytana, czy seria zwycięstw skłoni ją do przemyślenia i ewentualnej zmiany decyzji o zakończeniu kariery.

- Kiedy ogłaszałam decyzję, miałam wrażenie, że wszyscy mi gratulowali i byli zafascynowani. Uważałam, że to było interesujące. Ale z drugiej strony czuję teraz, że zbyt często muszę ją uzasadniać. Gdybym była facetem, nie musiałabym tego robić - powiedziała Collins.

Amerykanka dodała, że to bardzo osobista sprawa. - Żyję z przewlekłą chorobą zapalną, która ma wpływ na zdolność do zajścia w ciążę - przypomniała. - To mój wybór. Coś więcej niż tylko tenis i moja kariera, która sprawia mi radość. Uwielbiam przyjeżdżać na takie turnieje jak ten, ale to naprawdę była ważna życiowa decyzja i powinna być zrozumiała dla wszystkich.

Collins największy sukces odniosła w Australian Open, gdzie dwa lata temu dotarła do finału, w którym przegrała z Australijką Ashleigh Barty. Obecnie zajmuje 53. miejsce w rankingu.

(TG/po)