Paweł Korzeniowski celuje w szóste igrzyska. "Jeżeli nie trenuję, staję się nieszczęśliwym człowiekiem"

Eurosport
📝Eurosport

Akt. 02/06/2024, 18:17 GMT+2

Ta przebogata w sukcesy kariera zaczęła się od zaleceń lekarza, by nad wadą postawy chłopiec jak najdłużej pracował w wodzie. Dzisiaj Paweł Korzeniowski ma cel i zadanie do wykonania - walczy o to, by w olimpijskiej rywalizacji polskich barw bronić po raz szósty. Tak jest, szósty. - Jeżeli nie trenuję, staję się nieszczęśliwym człowiekiem - mówi eurosport.pl pływak, który w lipcu skończy 39 lat.

Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 : Oglądaj sztafetę olimpijską- Dzień 19

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Lista jest imponująca, wzbudzająca szacunek i podziw.
Ateny 2004.
Pekin 2008.
Londyn 2012.
Rio de Janeiro 2016.
Tokio 2021 - ze względu na pandemię igrzyska przełożone z roku 2020.
 
Korzeniowski wszędzie był. Medalu nie zdobył, niestety, najwyższe miejsce - czwarte - zajmując w olimpijskim debiucie. Mistrzostwa świata? Złoto (2005) i dwa srebra (2009, 2013), każdy z tych sukcesów na dystansie 200 m stylem motylkowym. Mistrzostwa Europy - trzy złota, w tej samej specjalności. W międzyczasie czarne myśli, depresja, ucieczka nawet w alkohol - o czym opowiadać potrafi z otwartą przyłbicą, by pomóc sobie i innym cierpiącym, którzy tej pomocy potrzebują.
Czy wystartuje w Paryżu - motylkiem na dystansie 100 m - w igrzyskach numer 6?
picture

Paweł Korzeniowski podczas kwalifikacji do mistrzostw Europy, Poznań 2022

Foto: Newspix

RAFAŁ KAZIMIERCZAK: Dopiero co wróciłeś z Teneryfy, a za chwilę znowu tam lecisz - czyli pogoń za olimpijską kwalifikacją trwa w najlepsze?
PAWEŁ KORZENIOWSKI: - Ten obóz nie będzie długi, tylko osiem dni, potem niecały tydzień w kraju i wylot do Belgradu, na mistrzostwa Europy. To ostatnia szansa na Paryż. Ostatnia prosta.
Jest stres?
- Na razie spokojnie trenuję, skupiam się na elementach, które muszę poprawić - startach i nawrotach. Stres przyjdzie tuż przed zawodami. Zawsze jest. I bardzo dobrze, musi być.
Ciągle żyjesz na walizkach, choć masz rodzinę, żonę i dwóch synów. Straszne jest to zostawianie najbliższych, dowiadywanie się o ważnych i mniej ważnych sprawach przez telefon lub internet.
- Najgorsze już za nami, bo w domu mieszkam, a nie tylko w nim bywam, to ogromna zmiana w porównaniu z tym, co było. Przygotowania do sezonu rozpocząłem w okolicach stycznia, gdybym podliczył czas spędzony na wyjazdach, wyszłyby dwa miesiące, mniej więcej. A kiedy było to możliwe, wyjeżdżaliśmy razem, rodzinnie, więc nie narzekam.
Plan na Paryż masz jaki? Co tam widzisz, kiedy zamykasz oczy?
 - Pojechać i poprawić rekord życiowy, to byłoby coś, być może półfinał, bo bardzo szybko pływają teraz na świecie. Szczyt formy, te wszystkie najlepsze lata, są daleko za mną, nie ma co ukrywać. Chciałbym ustanowić ten rekord sześciu igrzysk w sportach wytrzymałościowych, bo w Polsce nikt tego nie dokonał. Były strzelectwo i szermierka, ale to sporty techniczne, w wytrzymałościowych byłbym pierwszy. Postawiłbym taką kropkę nad i.
picture

Paweł Korzeniowski podczas podwodnej sesji

Foto: Newspix

Dlaczego pływanie, skoro jesteś z Oświęcimia? Dlaczego nie hokej w Unii Oświęcim, dzisiaj dziewięciokrotnym mistrzu Polski?
 - Pływała moja mama, pływali też wujkowie. Ja do pływania trafiłem przez krzywy kręgosłup i zalecenia lekarza, by ten rosnący organizm rozwijać w wodzie. Miałem niedobór witaminy D, a przez to miękkie kości i żeberka - jak to określić - takie odstające. Krótko - moja sylwetka była trochę pokrzywiona. Najpierw ćwiczyłem w domu, na sucho, ale to nie pomagało. A dzięki pływaniu sylwetka zaczęła się prostować. W wodzie pracuje ponad 90 procent mięśni, układ krążenia, płuca - wszystko łączy się w całość.
A wtedy, jako chłopiec, pływałeś dla zdrowia, czy myślałeś już o sukcesach, o tym, że za ileś lat fajnie byłoby zostać na przykład olimpijczykiem?
- Zawsze, od samego początku, bardzo lubiłem się ścigać, uwielbiałem rywalizację i wygrywanie, od razu. Igrzyska? Nie, o igrzyskach akurat nie marzyłem, dziwne, ale naprawdę nie. Pamiętam, że mistrzostwo świata było tym, co wydawało mi się szczytem. I postanowiłem, że kiedyś tym mistrzem zostanę. Mówiłem o tym głośno, a ludzie na to - "chłopie, czy ty wiesz, ile trzeba trenować, ile włożyć pracy, by sięgnąć po taki sukces". Nic mnie nie zniechęcało, bo pływanie lubiłem, nawet te poranne treningi nie były żadnym problemem.
Ateny 2004, masz 19 lat i debiutujesz w igrzyskach. Pamiętasz te emocje?
- A uwierzysz, że traktowałem te igrzyska jako kolejne zawody? Naprawdę. OK, startowałem w imprezie największej, ale nie robiło to na mnie specjalnego wrażenia. Zero "spinki". Bardziej stresowałem się maturą, którą zdawałem w tym samym roku, troszkę wcześniej.
Zająłeś w tych Atenach czwarte miejsce na 200 m motylkiem, olimpijskie podium miałeś w zasięgu wzroku. Żal? Niedosyt?
- Skąd, absolutnie nie! Poleciałem, wystartowałem i wykręciłem rekord życiowy, czyli zrobiłem wszystko, co mogłem. Dzisiaj wiem, że być może zabrakło  doświadczenia, takiego pazura, żeby osiągnąć trochę więcej. Młody byłem, z tyłu głowy pojawiała się myśl, że przede mną kolejne igrzyska, kolejne szanse na medal.
Okazało się, że to czwarte miejsce jest najwyższym w karierze. Zapytam cię jako zawodnika u schyłku kariery - dzisiaj odbierasz je jako sukces czy jednak porażkę, bo było tak blisko?
- Raczej jako sukces. Do każdych igrzysk starałem się przygotować jak najlepiej i nie mogę powiedzieć, że mam sobie coś za złe. Zabrakło trochę szczęścia, to na pewno, bo w szczycie kariery, w sezonach 2005 i 2006, igrzysk akurat nie było.
picture

Paweł Korzeniowski podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie

Foto: Getty Images

Z Aten masz najmilsze olimpijskie wspomnienia?
- Każde igrzyska były super, spotykałem tam sportowców z całego świata, te gwiazdy, które wcześniej oglądałem w telewizji. Ja bardzo lubię sport, właściwie każdą dyscyplinę, endorfiny i ogrom szczęścia daje mi także kibicowanie innym. O, widzisz, w wiosce olimpijskiej zawsze niesamowite były powitania naszych medalistów, tych wracających z zawodów. Kto mógł, to czekał na nich do późna, były śpiewy, były brawa, okrzyki i gratulacje.
Jacek Wszoła powiedział kiedyś, że jego do złota w skoku wzwyż w Montrealu, w roku 1976, bardzo zmobilizowało złoto siatkarzy, zdobyte dzień wcześniej, po zwycięstwie z ZSRR.
- Właśnie, dokładnie tak to działa, sukces napędza i mobilizuje, daje te pozytywne emocje i zastrzyk adrenaliny. Takie wspomnienia zostają na zawsze, piękne chwile, niesamowite.
Powiedziałeś, że "każde igrzyska były super", a pamiętam, że w roku 2012, po powrocie z Londynu, wpadłeś w ogromne tarapaty, nie wiedząc jeszcze, że to depresja.
- Na to, co się stało, wpływ miało dużo czynników. Igrzyska też, to znaczy moje rozczarowanie wynikami. W Londynie poziom był niesamowity, najwyższy w historii, nie spodziewałem się, że będzie aż tak szybko. Źle wtedy trenowałem. Dzisiaj wiem, dlaczego Michael Phelps pływał tak kosmicznie.
Ciekawe - opowiadaj.
- Ciężko nie znaczy dobrze. U mnie brakowało szybkości, za mało było pracy nad tempem. A treningi Pheplsa były właśnie tempowe. Podam przykład - na stu metrach przegrywałem z nim dwie sekundy, na 200 również o dwie, ta strata się nie powiększała. Wytrzymałość miałem zatem super, absolutnie nie miałem za to szybkości. Choć mówiąc o Phelpsie, oczywiście mówimy o fenomenie.
Marzyłem o medalu w Londynie, a okazało się, że dużo mi do tego medalu zabrakło. Do tego doszły kłopoty prywatne - rozstałem się z narzeczoną, złamałem nogę, nie mogłem się dogadać sam ze sobą. I wyszło, jak wyszło.
Z otwartą przyłbicą mówiłeś potem, że na krótko uciekłeś w alkohol.
- Tak, na szczęście na krótko. Było mi smutno, taka totalna pustka, brak jakichkolwiek pozytywnych emocji. Oddech demona na plecach, demona, który cię osacza i wysysa z ciebie energię. Koszmar. Chciałem rzucić karierę i nie wracać już do pływania.
Poszedłeś po pomoc do psychologa?
- Znowu odpowiem, że na szczęście tak, choć na początku trochę się wstydziłem -  jak to, ja, mistrz świata i pomoc psychologa? Regularnie dwa razy w tygodniu miałem zajęcia, sesje odbywały się nawet w czasie moich wyjazdów, przez internet, kiedy byłem gdzieś w świecie. Bardzo, bardzo, bardzo dużo te zajęcia mnie nauczyły. Bardzo dużo dały. Do dziś korzystam z tej wiedzy.
Po igrzyskach w Rio de Janeiro też potrzebowałeś pomocy.
- Niestety. Skończyłem 31 lat i pomyślałem, że tę karierę trzeba już kończyć, pora na nowy rozdział. I spanikowałem, obudziłem się z ręką w nocniku, nie byłem przygotowany na to życie po życiu. Bałem się, co będzie. Byłem mężem i ojcem, byłem odpowiedzialny za rodzinę, a nie wiedziałem, co dalej. Przytłaczała mnie ta świadomość, ta niepewność. I znowu wpadłem w stany depresyjne.
Sport okazał się formą terapii, lekarstwem?
- Tak, dawał mi przyjemność, zdecydowanie pomagał. Od jakiegoś czasu jestem pewien, że bez sportu nie mogę żyć. Jeżeli nie trenuję, staję się nieszczęśliwym człowiekiem. Kiedyś nie trenowałem przez cztery miesiące i czułem się jak stary dziad. Dlatego postanowiłem, że to jeszcze nie koniec. Że przygotuję się do igrzysk w Tokio.
A teraz tych w Paryżu?
- Trochę tak, ale teraz to bardziej chęć sprawdzenia siebie, pokazania, że gość przed czterdziestką na tym polskim podwórku może się jeszcze ścigać z młodzieżą. I to akurat jest smutne, bo przy okazji pokazuje, że z tym naszym szkoleniem coś jest nie tak, skoro to możliwe. Przecież ja do tych 20-latków nie powinienem mieć podjazdu, nie powinienem się do nich nawet zbliżać. A jest inaczej.
picture

Paweł Korzeniowski był chorążym reprezentacji Polski w Tokio

Foto: Getty Images

Plan na życie po karierze już masz?
- Tak, razem z innym olimpijczykiem Marcinem Cieślakiem prowadzimy własną szkołę pływania, 5Styl, na warszawskiej Ochocie - treningi, nauka i obozy pływackie, dla dzieci i młodzieży. działamy od 2016 roku, ciągle się rozwijamy.
Słyszałem od triathlonistów, którym pomagałeś w pływaniu, że w otwartych akwenach starasz się trzymać blisko brzegu, ty, mistrz świata.
- To prawda. Woda do żywioł, zawsze może się wydarzyć coś nieprzewidzianego. Czuję się pewnie, jeżeli widzę dno. Jeżeli go nie widzę, zawsze staram się uważać. 
A na rodzinne wakacje wolisz jeździć tam, gdzie woda czy raczej w góry?
- Zdecydowanie najbardziej lubię przebywać nad wodą, wydaje mi się, że to dla mnie naturalne środowisko. Tak jest, dla rozrywki i wypoczynku pływam. A jeżeli mogę zanurkować na te 10 metrów i pooglądać rybki, to jestem przeszczęśliwy. Tak wyobrażam sobie czas wolny. I sportową emeryturę, na której znacznie więcej czasu chciałbym spędzać także na polu golfowym.
Pytanie wagi ciężkiej - nie boisz się, że po zakończeniu kariery, kiedy będziesz  pewien, że do zawodowego sportu nie wrócisz, te cholerne demony wrócą?
- Nie, nie boję się, już się nie boję. Już wiem, jak się przed nimi bronić.
rozmawiał Rafał Kazimierczak
dołącz do Ponad 3 miliony użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami, wynikami i sportem na żywo
Pobierz
Udostępnij
Reklama
Reklama