Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Robert Lewandowski. Legia Warszawa odrzuciła go dwa razy

Emil Riisberg

19/06/2020, 05:04 GMT+2

Za pierwszym razem w imieniu Legii pożegnała go klubowa sekretarka. Za drugim warszawski klub zamiast ładującego gola za golem młodego Roberta wolał mało znanego Hiszpana. Dziś Robert Lewandowski jest maszyną od bramek i trofeów, Mikel Arruabarrena właśnie zakończył mało spektakularną karierę, a niektórzy koszmarnej pomyłki nie wymarzą z pamięci już nigdy. - Legia zrezygnowała z Lewandowskiego. Na

Foto: Eurosport

Lewandowskiemu Legia ma prawo źle się kojarzyć. Jak każdy młody chłopak z Warszawy i okolic chciał w niej grać. On legionistą nawet był, ale krótko i bez sukcesów. Zaczynał tam, gdy miał 16 lat, ale występował tylko w trzecioligowych rezerwach. Był po przejściach, miał problemy z plecami i przez 1,5 roku rozegrał tylko kilka meczów. Gdy wygasł mu kontrakt, pożegnano go bez żalu. Uznano, że nie rokował.
Były łzy. Kiedy chłopak stawił się w klubie przy Łazienkowskiej, kartę zawodniczą oddała mu sekretarka. Pożegnanie było gorzkie.
- To jedna z najgorszych sytuacji w moim życiu – wspominał po latach piłkarz.
Pomocną dłoń do Lewandowskiego wyciągnął Znicz Pruszków z trzeciej ligi. Robert odwdzięczył się golami i koroną króla strzelców. Później była druga liga i znów korona. Do Pruszkowa zaczęli pielgrzymować wysłannicy najlepszych polskich klubów. Był rok 2008.
- Pół ligi go chciało. Lech, Wisła Kraków, Jagiellonia, Cracovia, ŁKS, Górnik Zabrze. I Legia – wylicza dziś prezes, a wtedy dyrektor sportowy Znicza, Sylwiusz Mucha-Orliński.

Odtrącony drugi raz

Lewandowski znów przyjechał do Warszawy. Już ze swoim menedżerem, Cezarym Kucharskim.
- Wtedy trenerem był Janek Urban, a dyrektorem sportowym Mirek Trzeciak. Legia chciała go z powrotem, złożyła propozycję, ale ponieważ nie oceniła wysoko potencjału Roberta, oferowała niewiele. Jeśli ktoś uważa, że to jest piłkarz na poziomie poloneza, a nie jakieś luksusowego auta, to tak jest. Oferta nie była rewelacyjna – przypomina sobie Kucharski.
Legia nie była przekonana. Niby chciała Lewandowskiego, obserwowała go kilkanaście razy, ale nie kwapiła się do konkretów. Warszawski klub w rozmowach reprezentował Trzeciak. Lewandowskiego z ramienia Legii obserwował w meczach Marek Jóźwiak, ówczesny klubowy skaut.
- Gdy Robert grał w Zniczu, moja ocena i rekomendacje były następujące: podpisywać umowę i to natychmiast. Z takim założeniem przyjechał Czarek na Legię. Było już wszystko ustalone. Później, co się działo, to nie była moja sprawa. Zdecydowano "na górze", to była decyzja zarządu, dyrektora i trenera. Nie chcę unikać odpowiedzialności, ale powtarzam: moja decyzja była "na tak". Czy boli mnie, że nie trafił do Legii? A jakie ma to teraz znaczenie? – odpowiada Marek Jóźwiak.
W Warszawie zrezygnowano z młodego piłkarza. Legia odtrąciła Lewandowskiego drugi raz, ale ten nie był zawiedziony. Uodpornił się. Na tym samym klubie sparzył się już dwa lata wcześniej.
- Zadzwonili, powiedzieli, że odpuszczają temat. To było tak dawno, że nie pamiętam dokładnie, jakie to były słowa. Padło coś, że mają innego zawodnika – wspomina Mucha-Orliński, szef Znicza.
To wtedy Trzeciak miał wypowiedzieć słowa, których kibice Legii nie wybaczą mu nigdy, a które w innych klubach, nie tylko polskich, wywołują salwę śmiechu: "Możecie sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę".
- W Legii byli przekonani do opcji hiszpańskiej, żeby inwestować w tamtejszych piłkarzy – twierdzi Kucharski.
Arruabarrena Legii nie zbawił. Po roku rozwiązano z nim kontrakt, odszedł z jednym strzelonym golem. Dziś ma 37 lat, właśnie zakończył karierę i próbuje sił jako trener młodzieży.

"Prowizja i procenty"

Trzeciak nie odbiera telefonu, dzwoniliśmy do niego wielokrotnie. Nie odpowiedział także na SMS-a. Kilka lat temu w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” tak się tłumaczył z pomyłki z Lewandowskim: - Ustaliłem, jaką kwotę trzeba zapłacić do Znicza, spotkałem się również z menadżerem i ustaliłem warunki kontraktu piłkarza, które były według słów menadżera lepsze niż propozycja z Lecha Poznań. Jednak prowizja, jakiej zażądał menadżer, była znacznie wyższa niż roczne wynagrodzenie zawodnika. Ponadto oczekiwał procentów z przyszłej sprzedaży piłkarza. Przedstawiłem tę sprawę na zarządzie i wspólnie uznaliśmy te warunki za zbyt wygórowane.
Kucharski, gdy mu słowa Trzeciaka przytaczamy, zanosi się śmiechem.
- Z Legią nie negocjowałem żadnej prowizji. Najprościej wytłumaczyć opinii publicznej, że agent chciał za dużo pieniędzy. Ale prowizja jest uzależniona od warunków finansowych piłkarza. A ta wtedy nie mogła być problemem, bo otrzymaliśmy od warszawskiego klubu słabą propozycję. Wyobrażam sobie, że później właściciele Legii zorientowali się, kogo stracili, a dyrektor sportowy i inne osoby odpowiedzialne za politykę transferową musieli się jakoś wytłumaczyć – odpiera zarzuty Trzeciaka.
Lewandowski z Kucharskim wybrali ofertę z Lecha. Żaden nie ma prawa żałować.
- Wyszło idealnie, bo Legia zrezygnowała z Lewandowskiego. A tak naprawdę ani ja, ani Robert nie chcieliśmy tam iść. Uznaliśmy, że rozwiązanie z Lechem jest korzystniejsze. Gdyby tam Robert trafił, myślę, że wiele osób w klubie chciałoby udowodnić to, że nie pomylili się dwa lata wcześniej, pozwalając mu odejść. Nie byłby to dla niego tak przychylny klimat jak w Poznaniu. Na szczęście Legia zrezygnowała, wybrała Arruabarrenę – cieszy się dziś Kucharski.
Podobnie uważa Jóźwiak. - Dzisiaj każdy jest mądry, twierdzi, że postąpiłby inaczej. Ale gdyby Robert trafił do Legii, być może nie miałby takiego startu, miałby większą konkurencję i nie miałby takiej swobody gry jak w Poznaniu, gdy wylądował w Lechu – przyznaje.

Oddali za kilka tysięcy złotych

Dzisiaj Lewandowski jest świeżo po zdobyciu ósmego tytułu mistrza Niemiec, dwa razy świętował z Borussią Dortmund, sześć z Bayernem Monachium. Chciałyby go największe kluby w Europie, ale Bayern jest stanowczy. Nie daje się skusić za żadne pieniądze.
"Lewy" ten sezon ma kosmiczny. 46 strzelonych goli we wszystkich rozgrywkach, aż 31 w Bundeslidze i pędzi po piątą armatę dla najlepszego snajpera w Niemczech.
Trudno oszacować, jak kosztowna dla Legii była to pomyłka. Nie jest powiedziane, że kariera Lewandowskiego rozwinęłaby się w Warszawie jak w Poznaniu. Gdy Borussia Dortmund wzięła go do siebie, zapłaciła Lechowi 4,75 mln euro, wtedy było to niespełna 20 mln zł.
Później Legia mogła mieć go z powrotem za niecałe 1,5 mln zł, bo tyle na konto Znicza Pruszków trafiło z Poznania, gdy przyszły kapitan reprezentacji przeszedł do Lecha.
Dziś serwis Transfermarkt.de wycenia go na 56 mln euro. W pewnym momencie piłkarską wartość RL9 szacowano nawet na 90 mln euro.
Autor: Tomasz Wiśniowski, Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
dołącz do Ponad 3 miliony użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami, wynikami i sportem na żywo
Pobierz
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama