Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Joanna Jędrzejczyk wspomina karierę w MMA

Rafal Kazimierczak

Akt. 31/03/2024, 07:23 GMT+2

Za oceanem nazywano ją Polish Princess of Pain, Lady Violence i The Beast. Groźnie, z szacunkiem, i dla dokonań, i serca wkładanego w każdą walkę. Za wylewane tam pot i krew, dosłownie. - Pojawiały się myśli, żeby wrócić, chodziło mi to po głowie, ale Bóg najwidoczniej miał inny plan - mówi Joanna Jędrzejczyk, prawie dwa lata po zakończeniu kariery.

Joanna Jędrzejczyk daje wycisk dziennikarzowi

Początki? Przez chwilę ważna była koszykówka, trenowana w olsztyńskiej Łączności. Okazało się, że bolesne kolki, które zaczęły jej dokuczać coraz bardziej, to efekt za dużej jak na ten wiek wątroby, o dwa, trzy centymetry. I koszykówkę rzuciła, musiała, choć bardzo tę grę lubiła.
Po dwóch latach pojawiły się sport walki, a kolki na szczęście odpuściły. Wspomina Asia, to znaczy Lady Violence: - W liceum należałam do pulchniejszych dziewczyn. Dobrze się czułam w swoim ciele, z tymi kilogramami musiałam jednak coś zrobić. Sport leczy kompleksy. I strasznie wzmacnia psychicznie. Uzależnia mocniej niż jakiekolwiek używki.
Sukcesy dziewczyna z Olsztyna osiągnęła ogromne. To ona została pierwszą Polką w Ultimate Fighting Championship (UFC), czyli najbardziej prestiżowej organizacji Mixed Martial Arts (MMA). A to był dopiero początek - JJ, bo w skrócie nazywano ją i tak - królowała tam w wadze słomkowej w latach 2015 - 2017, mistrzowskiego pasa broniąc pięć razy. Aż pięć. Po raz ostatni walczyła w oktagonie 11 czerwca 2022 roku. I przeszła na wielce zasłużoną emeryturę.
picture

JJ latami z dumą reprezentowała biało-czerwone barwy

Foto: Getty Images

"Do pełni szczęścia czegoś mi jednak brakuje"

Rafał Kazimierczak: Karierę oficjalnie zakończyłaś, a mówisz, że właśnie wróciłaś z treningu. O co chodzi? Szykujesz wielki powrót?
Joanna Jędrzejczyk: - Nie, nie, oczywiście, że nie. Trenuję, bo lubię. Bo muszę i chcę, inaczej sobie nie wyobrażam. A poza tym lata lecą, w wakacje będę obchodzić 37. urodziny, więc o formę i zdrowie trzeba dbać.
No tak, skoro 37., okrągłe urodziny, to wiadomo, że forma musi być.
- W tym roku mija 21 lat mojego trenowania sztuk walki. Trochę tego czasu minęło, ponad połowa mojego życia. Kocham kawę i kawy potrzebuję, tak samo jest ze sportem - jeżeli go brakuje, źle się czuję i fizycznie, i psychicznie, psychicznie może nawet bardziej. Trenować będę chyba do moich ostatnich dni, jeżeli zdrowie na to pozwoli. A właśnie - poprzedni rok był dla mnie bardzo trudny, bo przeszłam operację barku i na jakiś czas sport musiałam rzucić. Masakra, nigdy więcej, ja żyję za pięć osób, na petardzie, ciągle w ruchu.
Tak słucham o tej twojej miłości do sportu i zastanawiam się, czy jednak nie wrócisz, przecież ty nie wytrzymasz na tej sportowej emeryturze.
- No dobrze, to przyznam się, że miałam takie myśli, żeby wrócić.
To pisać, że wracasz?
- Nie, nie, chwila. Chodziło mi to po głowie, ale Bóg najwidoczniej miał inny plan. Ta kontuzja barku, trwająca już trzy lata, zaogniła się tak bardzo, że potrzebna była operacja, o której już mówiłam. To był znak - "JJ, nie wracaj, daj sobie spokój, zdrowie jest najważniejsze".
Czyli te twoje groźne pseudonimy to przeszłość? Było, minęło? Nie szkoda?
- Nie szkoda, tak miało być, już nie jestem Lady Violence. Wszystko ma swój początek, ma też swój piękny koniec. Odejść nie jest łatwo, wiadomo, że nie jest. Każdy mi mówi, żebym posiedziała, odpoczęła, a mnie energia rozsadza.
To prosto z mostu - jesteś szczęśliwa na tej sportowej emeryturze?
- Wiesz co, nie mogę powiedzieć, że nie jestem. Ale do tej pełni szczęścia czegoś mi jednak brakuje. 20 lat treningów, za chwilę 21, tak wyglądała moja codzienność, harówka, emocje, wzruszenia. Cholera jasna, to jest naprawdę trudne, tak żyć bez tego. Żeby zakończyć temat - od przyjaciela usłyszałam niedawno, że mam prawo do zmiany zdania. I to jest, kurde, prawda. Na dziś odpowiedź brzmi "nie wracam", ale mam prawo do tego, żeby jutro rano powiedzieć, że zdanie zmieniłam.
Znam twoje zdanie w tym temacie, ale co tam, zapytam - widzisz siebie we freak fightach?
- Absolutnie nie, kategorycznie to wykluczam. Po co miałabym tam iść?
Jak to po co? Dla pieniędzy, tych dużych, za które obiłabyś - nie wiem, pewnie jakąś celebrytkę.
- Daj spokój, nigdy. Moja sytuacja finansowa jest megastabilna. Mówi się, że wszystko ma swoją cenę. Nie wszystko. Nie dla mnie.
picture

Joanna Jędrzejczyk w walce Jessicą Penne, rok 2015

Foto: Getty Images

"Byłam, jestem i będę dziewczyną stąd"

Jeżeli wkraczam na terytorium prywatne, to mnie zatrzymaj - kiedy umawialiśmy się na rozmowę, poprosiłaś o zmianę godziny, bo zajmujesz się dzieckiem.
- To mój siostrzeniec, synek Kasi, siostry bliźniaczki. Niektórzy lubią odpoczywać w spa, ja lubię odpoczywać w domu, w Olsztynie, z rodziną. Miałam czas, to zostałam z małym. Żyłam na walizkach, które ciągle przepakowywałam, więc takie normalne czynności to dla mnie przyjemność i odskocznia. Tęsknię za tą normalnością, bo przez całą karierę jej nie miałam.
Jesteś z Olsztyna, przez lata trenowałaś w USA. Gdzie jest twój dom?
- Dom jest tam, gdzie rodzina, czyli tutaj, w Olsztynie. Byłam, jestem i będę dziewczyną stąd. Kiedy zostawiałam Stany, pozbyłam się wszystkiego, już nie łączę z nimi życia. Trochę żałuję, że nie kupiłam tam domu - domu w sensie ścian i dachu - ale może jeszcze to zrobię, ze względu na sytuację na świecie.
A właściwie dlaczego nie zostałaś w Stanach, na przykład trenerką? Każdy przyjąłby cię tam do pracy, zarabiałabyś góry złota.
- Nie zostałam, bo rodzina jest tutaj.
No tak, a dlaczego nie jesteś trenerką, nie dzielisz się wiedzą i doświadczeniem z młodszymi?
- To nie dla mnie. Nigdy nie będę trenerką, bo nie potrafiłabym się zaangażować na 100 procent, a ja nic nie robię na pół gwizdka. Zostałam w sporcie, ale na innych zasadach. Jestem menedżerką, prowadzę seminaria i obozy, założyłam też fundację, która pomaga i dzieciom, i kobietom, niedawno miałam spotkanie ze wspaniałymi kobietami walczącymi ze swoimi ograniczeniami, gdzieś tam inspirującymi się tym, że ja nie poddawałam się nigdy. Przede wszystkim fundacja pomaga jednak dzieciom w sięganiu po ich sportowe marzenia, organizujemy wyjazdy, obozy, wspieramy w czasie zawodów i w czasie przygotowań, motywacyjnie, fizjoterapeutycznie i lekarsko. Fundacja ma też chronić młodych ludzi przed zdarzającymi się w sporcie hienami, edukować, by nie popełniali błędów i nie popełniali złych decyzji.
picture

Joanna Jędrzejczyk. Dziś menedżerka

Foto: Polska Agencja Prasowa

"Prosiłam Pana Boga, żeby dał mi ducha walki"

Odeszłaś po rewanżu z Chinką Zhang Weili, przegranym przed czasem, po strasznym ciosie w drugiej rundzie. Po takiej walce bardziej boli ciało czy dusza?
- Pewnie, że dusza. A wtedy bolało tym bardziej że miałam za sobą najlepsze przygotowania w historii, byłam w najlepszej dyspozycji. Nie mogłam tego pokazać, bo padłam na deski. W moim sporcie nie możesz zająć drugiego miejsca - albo wygrywasz, albo przegrywasz. I tak byłam z siebie dumna, cholernie dumna. Jeżeli wychodzisz do walki w najbardziej prestiżowej organizacji Mieszanych Sztuk Walki na świecie, na takim poziomie, to jesteś wygrany. Żeby tam się znaleźć, musisz pokonać długą i wyboistą drogę, wykonać ogrom pracy.
Powiedziałaś "dość" ze względu na zdrowie, obawiałaś się kolejnych urazów, tego, że w przyszłości mogą się odezwać?
- To była i spontaniczna, i przemyślana decyzja - wiem, brzmi to śmiesznie, ale właśnie tak było. Przed walką powiedziałam przyjacielowi, że idę na wojnę z wielką zawodniczką, nasza pierwsza walka z Zhang Weili prawdopodobnie była najlepszą w historii kobiecej UFC. Wiedziałam, że jeżeli dojdzie - jak wtedy - do obrzęku głowy - to, kurczę, czas będzie tę karierę kończyć. Mam plany, jako kobieta, jako bizneswoman. Mam tyle życia przed sobą. Przegrałam i odeszłam. Reprezentowałam ojczyznę na arenie międzynarodowej przez 20 lat, ponad 120 walk. Dużo tego.
picture

Jędrzejczyk po pierwszej walce z Weili Zhang

Foto: Getty Images

Mówiłaś o niedawnej operacji barku, mówiłaś o obrzęku twarzy. Jesteś w stanie zliczyć wszystkie swoje kontuzje?
- Oj, dwa razy złamana w czasie walki ręka i walka w takim stanie, potem wsadzane w rękę śruby... Ale nie, nie ma o czym mówić, my jesteśmy wojowniczkami, zdajemy sobie sprawę z ryzyka. Powiem tak - kiedy autoryzowałam film dokumentalny o mnie, płakałam tak strasznie, że musiałam robić przerwy. Wiesz, dlaczego? Zapominamy, jak trudna jest ta droga po sukcesy, dotyczy to zresztą nie tylko sportu. Nasz mózg jest zdolny do poświęceń i działania, a potem to wypiera. Oglądając ten dokument, wszystko mi się przypomniało - krew, kontuzje, radość i smutek. Wszystko. Więcej - znowu czułam ten ból, ten fizyczny ból. Ale to sport dał mi życie, dzięki sportowi jestem, kim jestem. Dał mi przyjaciół, dał silną psychikę i umiejętność radzenia sobie z życiem, które od sportu jest trudniejsze. Dzięki sportowi jestem lepszym człowiekiem, tak uważam.
Jesteś wierząca, co podkreślasz w wywiadach. Wiara w sporcie pomaga?
- Nie w sporcie, a w życiu. Bez wiary też nie byłoby mnie tu, gdzie jestem.
Przepraszam za dosyć intymne pytanie - modliłaś się w szatni przed walkami?
- Zawsze. Modlę się codziennie, rano, w ciągu dnia, wieczorem, mam te swoje rytuały. Życie to wiara, że to, co robię, ma sens, że może się udać. Przed wyjściem z szatni prosiłam Pana Boga, żeby dał mi ducha walki, silną wolę i czyste serce.
Przed walką z Rose Namajunas w Nowym Jorku, w roku 2017, pierwszą przegraną walką, rozstałaś się z narzeczonym. Sportowiec musi mieć poukładane te prywatne sprawy, musi mieć czystą głowę, żeby skupić się tylko na czekającym go zadaniu?
- Tak, na pewno tak. Jest takie powiedzenie: "Jak nie masz posprzątane w szafie, to na zewnątrz też masz bałagan". I faktycznie tak było, co zrozumiałam dopiero po jakimś czasie. Dużo dźwigałam wtedy na barkach, za dużo, posypało się i życie prywatne, i kariera. To, co działo się wewnątrz mnie, miało przełożenie na sport.
W naszej rozmowie sprzed lat mówiłaś, że kiedyś - na tej sportowej emeryturze - jako miłośniczka kawy i wina być może zostaniesz baristą lub sommelierem. Słychać coś w tej sprawie?
- A widzisz, słychać, będę miała swoją kawiarnie, taką bardziej śniadaniownię, z kawą oczywiście.
Opowiadaj - kiedy, gdzie, w Olsztynie?
- Nie, myślę o Trójmieście, które też kocham. Kiedy? Na razie nie powiem, ale plan jest taki, że kawiarnia będzie. Mam już w głowie przepisy, mam też upatrzone kawiarnie, które planuję odwiedzić. W jednej z nich zamierzam się zatrudnić, tak na miesiąc, żeby poznać tę pracę od środka. Ja naprawdę wszystko robię na maksa.
picture

Radość zwyciężczyni

Foto: Getty Images

rozmawiał Rafał Kazimierczak
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama