Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Pia Skrzyszowska, nasza nadzieja na medal olimpijski. Ojciec i trener o możliwościach córki

Rafal Kazimierczak

Akt. 15/03/2024, 19:24 GMT+1

Talent. Diament, szybka jak torpeda i nadzieja na sukcesy, te największe i najbardziej prestiżowe. Pia Skrzyszowska, na 60 i 100 metrów płotkarka już znakomita, dopiero co stanęła na podium imprezy globalnej, w gronie seniorek. - Rekord Polski? Mierzymy znacznie wyżej - opowiada eurosport.pl trenujący córkę Jarosław Skrzyszowski.

Ewa Swoboda i Pia Skrzyszowska wróciły z medalami

Euroczytelnia - banner
23. urodziny Pia świętować będzie 20 kwietnia, młoda wciąż jest zatem bardzo. Sukcesy? Imponujące:
60 m przez płotki - brązowy medal halowych mistrzostw świata, zdobyty 3 marca roku 2024 w Glasgow.
100 m przez płotki - złoto mistrzostw Europy (21 sierpnia 2022, Monachium).
Rekordy życiowe:
60 m przez płotki - 7,78 s, zaledwie o 0,01 s wolniej od rekordu kraju Zofii Bielczyk.
100 m przez płotki - 12,51 s, o 0,15 s wolniej od rekordu kraju Grażyny Rabsztyn. Wyniki Bielczyk i Rabsztyn w roku 1980 były rekordami świata.
Pii w tej wspinaczce na szczyt towarzyszy i z całych sił pomaga tata. Jak trudne to zadanie, jak wymagające, jak stresujące, jak pasjonujące?
picture

Pia Skrzyszowska z brązowym medalem HMŚ w Glasgow

Foto: Polska Agencja Prasowa

RAFAŁ KAZIMIERCZAK: Jest to nagranie z Glasgow - śledzi pan finał Pii, z trybun, wygląda pan na bardzo spokojnego. Pozory?
JAROSŁAW SKRZYSZOWSKI: - Emocje są, oczywiście, że są, w tym kluczowym momencie nie może ich zabraknąć. Z drugiej strony - to jest ten czas, kiedy ja nie jestem w stanie już nic zrobić. Dreptanie z nóżki na nóżkę czy wyrywanie włosów nic już nie da, szkoda nóżek, szkoda włosów. Czekam na to, co się wydarzy, wszystko jest w nogach i głowie Pii.
A może ukrywa pan te emocje, żeby ona ich nie zauważyła, stojąc tam, na bieżni, tuż przed startem?
- Przed każdym biegiem mamy taki nasz rytuał - na rozgrzewce, przed startem, Pia robi dobieg do pierwszego płotka. Ona dokładnie wie, gdzie ja na tych trybunach siedzę, bo na każdych zawodach siedzę właściwie w tym samym miejscu. Zerka na mnie, na moja reakcję, jak ten dobieg wyszedł. Dajemy sobie sygnały.
I jaki sygnał przekazał jej pan w Glasgow przed finałem?
- Kciuk do góry, wyglądało to naprawdę OK.
picture

Pia Skrzyszowska w akcji

Foto: Polska Agencja Prasowa

Walka za kulisami

A w drodze na stadion czy halę rozmawiacie, przekazuje jej pan ostatnie uwagi?
- Nie, wtedy już nie, na pewno nie przed najważniejszymi zawodami. Te ostatnie chwile przed startem to koncentracja na rozgrzewce, na ćwiczeniach, które Pia zawsze wykonuje. Płotki to konkurencja, nie wiem, czy pan wie, w której za kulisami odbywa się walka trenerów, że tak powiem.
Zamieniam się w słuch.
- Trener musi dla swojej zawodniczki czy zawodnika zdobyć przed rozgrzewką płotki, żeby było na czym się rozgrzewać.
Jak to? To na zawodach dla płotkarzy i płotkarek brakuje płotków?
- No nie ma, to niemożliwe, żeby było ich aż tyle, proszę sobie wyobrazić, że w eliminacjach startuje na przykład 48 zawodniczek i każda z nich potrzebuje do rozgrzewki trzech płotków.
- Jasne, rozumiem, to na czym ta walka trenerów polega, chyba nie bijecie się o te płotki?
- Oczywiście, że nie, pełna kultura. Przychodzę na halę czy stadion znacznie wcześniej, nawet trzy godziny przed startem, tak było chociażby na mistrzostwach świata w Eugene. Zabieram trzy płotki, siadam sobie na krzesełku i czekam, aż przyjdzie Pia, czasami nawet drzemię. Inni trenerzy robią tak samo. My się prawie wszyscy znamy, więc nie jest tak, że zabrałem płotki i koniec, raczej staramy się sobie pomagać. Zawsze dbam jednak o to, by Pia miała te trzy płotki zaklepane. A kiedy rozgrzewkę skończy, mówię, że będzie świetnie, że ma na bieżni pokazać, co potrafi, nic więcej, to wystarczy. I ona idzie na start, a ja na trybuny, obserwować.
A po zawodach, po takim sukcesie, jak ten osiągnięty w Glasgow, jest pan bardziej wylewny, potrafi pan pochwalić?
- Akurat w Glasgow wpadliśmy sobie w ramiona w telewizyjnym studio, tak wyszło, obydwoje byliśmy zadowoleni z tego, co się wydarzyło. Zazwyczaj nie jest to jednak ani eksplozja szalonej radości - jeżeli jest sukces - ani wybuch złości - jeżeli sukcesu nie ma. Raczej w spokojnych słowach przekazuje jej to, co myślę. Aha, w Glasgow byłem jednak poruszony, kiedy szedłem z tych trybun do studia telewizyjnego, gratulowali mi i mówili bardzo miłe słowa nie tylko napotykani Polacy z naszej ekipy, ale i ci zagraniczni. Trochę ugięły się pode mną nogi, ściskali mnie, wręcz przytulali w taki szczery, przyjacielski sposób. Fajna jest ta lekkoatletyczna rodzina, ta atmosfera.
picture

Pia z tatą, wcześniej był kciuk w górze (archiwum prywatne)

Foto: Other Agency

"Trenowałem ją, trenować mogę córkę"

Zawsze pan reagował na starty córki takim spokojem?
- Nie, właśnie nie, wie pan, kiedy Pia była dziewczynką i brała udział na przykład w biegach przełajowych, denerwowałem się dużo bardziej. Nie byłem wtedy jej trenerem, przeżywałem te emocje jako rodzic. Wiedziałem i widziałem, że w tym momencie to dla niej najważniejsze zawody na świecie, jak olimpijski finał. Gdzieś tam z boku widziałem, jak bardzo chce wygrać. Wiedziałem, że jeżeli jej się uda - będzie przeszczęśliwa, a jeżeli nie - strasznie będzie to przeżywać.
Nagrodą za sukces bywało wtedy co? Wypad na lody, na ciastka?
- Tak dokładnie tych początków nie pamiętam, ale mieliśmy taki zwyczaj, jak już zostałem Pii trenerem, że po zawodach, a czasami i po treningu, wybieraliśmy się na sushi, niezależnie od miejsca w świata, w którym akurat byliśmy.
Oczywiście pan stawiał.
- Często, ale bywało, kiedy Pia była już starsza, że przejmowała tę rolę.
Od kiedy jest pan trenerem córki?
- Zostałem nim jesienią 2018 roku, po młodzieżowych igrzyskach w Buenos Aires. Ona sport lubiła zawsze, zajmowała się różnymi dyscyplinami, w lekkoatletyce różnymi konkurencjami. Lubiła gimnastykę, lubiła balet...
Panie trenerze, na chwilę przerwę, w temacie baletu - to prawda, że Pia zajęła się lekkoatletyką, bo mama nie kupiła jej baletek?
- Tematu dokładnie nie znam, ale Pia rzeczywiście wkręciła się w balet na całego. Te baletki nazywają się chyba pointy, tak na marginesie. Nie sądzę, że zadecydował ich brak, raczej wyszło to naturalnie, że w końcu trafiła do lekkoatletyki. Była bardzo sprawną dziewczynką, bardzo dobrze prowadzoną przez trenera Przemka Radkiewicza.
O, proszę, znam człowieka, skakał wzwyż, był w olimpijskim finale w Atlancie, w 1996 roku.
- Tak jest, u Przemka trenowała lekkoatletykę, taką ogólnorozwojówkę, jako juniorka młodsza skakała, biegała, pchała kulą i rzucała oszczepem. I po takim treningu ogólnorozwojowym, w tymże ostatnim roku bycia juniorką młodszą, wykręciła na hali rekord Polski na 60 metrów 7,40 s, wynik lepszy od Ewy Swobody w tym wieku. Pobiła też rekord na płotkach, a w dal skoczyła ponad 6 metrów, zdobywając medal seniorskich mistrzostw Polski w hali.
Chciał pan zostać jej trenerem?
- W ogóle nie przychodziło mi to do głowy. Wie pan, ja za młodu byłem sprinterem...
Wiem, ma pan medal mistrzostw Polski w sztafecie 4x100 m, sprawdziłem.
- Brązowy, z roku 1985, zdobyty w Bydgoszczy. A na początku lat 90. reaktywowaliśmy z Jerzym Smolarkiem Sopocki Klub Lekkoatletyczny, twórcą i dyrektorem klubu, bo ja studiowałem w Trójmieście. Tak naprawdę zawsze chciałem być trenerem i tam, w Sopocie, rzeczywiście nim zostałem. Przestałem z prozaicznego powodu, w tamtych czasach lekkoatletyka nie była na tyle mocna, żebym z trenowania utrzymał rodzinę. Przez wiele lat zarządzałem potem różnymi firmami i działami, zupełnie niezwiązanymi ze sportem.
picture

Pia Skrzyszowska i tata Jarosław (archiwum prywatne)

Foto: Other Agency

To skąd ten powrót do lekkoatletyki w roli trenera?
- Mama Pii wracała do treningów po przerwie macierzyńskiej, mieszkaliśmy już w Warszawie.
Mama to pani Jolanta Bartczak, skoczkini w dal, brązowa medalistka halowych mistrzostw Europy 1988, też sprawdziłem. Czyli został pan trenerem żony?
- Pomagałem jej w tym powrocie, tak bym to określił.
To jeszcze jedno uściślę - podobno pani Jolanta w tych początkach po cichu namawiała Pię, by przerzuciła się jednak na skok w dal?
- Myślę, że cały czas ją namawia, żeby spróbowała. Jesteśmy po rozwodzie, nie mieszkamy razem, więc w tych rozmowach nie uczestniczę, ale od Pii wiem, że mama wciąż o skoku w dal coś tam mówi, że byłoby fajny. A pomysł, żebym to ja został trenerem Pii, wyszedł właśnie od mamy Pii. Trenowałem ją, trenować mogę córkę, przynajmniej spróbować, zostać takim trenerem przejściowym - tak argumentowała. Przyznaję, trochę mnie tym przestraszyła. Pomyślałem, porozmawiałem z obecną żoną, której ten pomysł też się spodobał, a na dodatek powiedziała, że przejmie w naszej firmie część moich obowiązków.
Czyli trenerem został pan przez kobiety. Albo dzięki nim.
- Zdecydowanie dzięki. Ja za byciem trenerem tęskniłem, żałowałem, że po okresie sopockim przestałem nim być. Sport zawsze był dla mnie tym, co powodowało, że krew szybciej płynęła.

"Żona zaakceptowała. I Pia jest Pią"

Emocje w układzie zawodniczka/córka - trener/ojciec bywają pewnie ogromne. Wybuchają niekiedy na treningach, podnosi pan głos, a Pia trzaska drzwiami?
- Nie, nigdy, to nie my. Zazwyczaj jest spokojnie, chociaż bywa i nerwowo, kiedy nie wychodzi. Kończy się na poirytowaniu. I na rozmowie - dlaczego nie wychodzi, z czego to wynika. Ale krzyku nie ma, to nie nasz styl.
A jest różnica między trenowaniem córki a trenowaniem innej, niezwiązanej rodzinnie zawodniczki?
- Hmm... Jest, zastanowię się, jak to wytłumaczyć... Trenowanie własnego dziecka to dużo większe i emocje, i odpowiedzialność, mam nadzieję, że nie brzmi to nieładnie. "Nie słuchał, nie przyłożył się, nie wykonał tego, co planowałem" - tak często mówią trenerzy o zawodnikach. "Nie moja wina, a jego". A na córkę, którą znam, odpowiedzialności zrzucić nie mogę. Nie powiem: "Jestem świetnym trenerem, a porażka to jej wina". Na mnie, jako ojca, spada odpowiedzialność, bo to ja kształtowałem ją i jako człowieka, i jako zawodniczkę.
Pia nie jest jedynaczką, wiem, że mieszka ze starszą siostrą Agatą.
- Córki mam trzy, najmłodsza Pola - przyrodnia siostra Pii i Agaty - ma 16 lat. Agata pracuje w dużych firmach, specjalistka od logistyki, świetnie się w tym realizuje. Bywa na naszych treningach, nawet często, jest taką powierniczką i motywatorką Pii. Dziewczyny w ogóle trzymają się we trzy, bardzo są zżyte, razem bywamy na wakacjach.
Właśnie miałem zapytać - pan i Pia spędzacie ze sobą ogrom czasu, te wyjazdy na zawody i obozy, a tu jeszcze wspólne wakacje?
- Jak najbardziej, my się wszyscy ze sobą bardzo dobrze czujemy. Z drugą żoną, mamą Poli, byliśmy w piątkę w Omanie, na święta. My z żoną w jednym pokoju, dziewczyny we trzy w drugim. One się uwielbiają. Jest jeszcze Precel, pies Agaty i Pii, straszny urwis, rodzinna maskotka.
Panie trenerze, bo zapomniałbym o pytaniu najprostszym - Pia, skąd to imię?
- Prawda jest dosyć prosta - wiele, wiele lat temu, chodziłem na kurs języka angielskiego. Moją nauczycielką była Pia Jasińska-Regan, pół Irlandka, pół Polka. Zaprzyjaźniliśmy się, tak rodzinnie. Ona była pierwszą osobą o tym imieniu, którą poznałem. Pierwsza córka dostała imię Agata, a po narodzinach drugiej córki zacząłem się zastanawiać nad jakimś krótkim imieniem, skoro mamy tak skomplikowane nazwisko, nawet dla Polaków. Powiedziałem: "czemu nie Pia, skoro znałem tak sympatyczną Pię?". Żona zaakceptowała. I Pia jest Pią.
picture

Pia Skrzyszowska w "Faktach po południu"

"Sławek powiedział, ze nigdy takiego talentu jak Pia nie widział"

Jakiś czas temu z otwartą przyłbicą Pia stwierdziła, że stać ją wyniki w granicach 12,30 s, czyli szybciej od rekordu Polski Grażyny Rabsztyn z sezonu 1980, wynoszącego 12,36 s. Zna pan tę wypowiedź?
- To musiało być dawno temu, bo teraz mierzymy znacznie wyżej.
To gdzie pan widzi córkę za kilka lat? Może pan to powiedzieć, też z otwartą przyłbicą?
- Mogę, oczywiście, że mogę. Cofnę się do tego czasu, kiedy zaczynałem Pię trenować. Pojechaliśmy do Trójmiasta, do Sławka Nowaka, wielkiego trenera.
Pan Sławomir pracował i z Grażyną Rabsztyn, i Zofią Bielczyk, których rekordy kraju Pia ściga. Wilsona Kipketera doprowadził potem do rekordu świata na 800 m. Trener zmarł w 2021 roku.
- Chciałem z nim skonsultować moja wiedzę o płotkach, chciałem, żeby zobaczył Pię, jak ona porusza się na tych płotkach porusza. I Sławek mi wtedy powiedział, na jednym z treningów, że nigdy takiego talentu jak Pia nie widział. Wzruszył się, ten wielki trener. A ja już wtedy po cichu sobie pomyślałem, że Pia ma potencjał na olimpijskie złoto, a być może i na rekord świata. Do dziś mam takie przekonanie.
rozmawiał Rafał Kazimierczak
Udostępnij
Reklama
Reklama