Wielcy walczyli, Ronaldo się przyglądał. Noc niespodzianek w Rijadzie

Szczególnie zaskakująca była porażka Wildera, do tej pory pokonanego w ringu tylko dwa razy przez Tysona Fury'ego (raz z nim również zremisował). Do walki z Parkerem (35 zwycięstw i 3 porażki) wychodził jako zdecydowany faworyt, ale nie sprostał tej roli między linami. Nie pomógł nawet przyjęty na tę okoliczność nowy pseudonim "Doktor Sen", mający podkreślić wyjątkową zdolność Amerykanina do posyłania rywali na deski (z 43 wygranych walk 42 razy zwyciężał przez nokaut).

W Rijadzie inicjatywa od początku należała do 31-letniego Nowozelandczyka. Był zdecydowanie szybszy, wyprowadzał znacznie więcej celnych ciosów, jednocześnie skutecznie unikając pięści utytułowanego rywala. W 8. rundzie zepchnął Wildera do narożnika i zasypał go gradem ciosów.

Dopiero to obudziło nieco ospałego dotąd Amerykanina, ale było już za późno. Nie zdołał wyprowadzić żadnego ciosu, który mógłby poważnie zachwiać Parkerem. Sędziowie nie mieli żadnego problemu ze wskazaniem zwycięzcy.

Porażka sprawiła, że pod znakiem zapytania stanęła planowana na przyszły rok walka Wildea z Joshuą (27-3). 34-letni Anglik w pojedynku wieczoru zmusił o rok młodszego Wallina (26-2) do poddania walki po 5. rundzie. W komentarzach po pojedynku przewijała się opinia, że Joshua "cofnął czas", boksując znacznie szybciej i nieporównywalnie mocniej od niepokonanego od września 2019 Szweda.

Joshua podtrzymuje chęć skrzyżowania rękawic z Wilderem mimo porażki tego ostatniego.

- On wróci - przekonywał już po swoim zwycięstwie. - Jeśli się postara i zrobi wszystko co trzeba, pewnego dnia będziemy mogli walczyć. Jestem pewien, że wielu ludzi chce to zobaczyć.

Wśród tych, którzy przyglądali się pojedynkom w Kingdom Arenie w Rijadzie, był m.in. Ronaldo, siedzący na widowni obok Connora McGregora. 38-letni piłkarz od roku jest zawodnikiem tamtejszego klubu Al-Nassr.