Najkrótsza walka w historii. Sekunda i pięściarz sobie poszedł
Swego czasu Andrzej Gołota wytrzymał w ringu 52 sekundy. Curtis Harper go przebił, bo dla niego walka zakończyła się, zanim tak naprawdę się rozpoczęła. Ale on akurat, w przeciwieństwie do naszego "Andrew", nie przyjął żadnego ciosu.
Rywalem Amerykanina był Efe Ajagba z Nigerii. Panowie mieli walczyć w Minneapolis. Mieli, bo okazji do sprawdzenia, który z nich jest lepszym pięściarzem wagi ciężkiej, zabrakło. Owszem, przywitali się, było tradycyjne uderzenie rękawic o rękawice. Wysłuchali też wskazówek sędziego ringowego na temat bokserskiego fair play.
W końcu zabrzmiał gong rozpoczynający walkę, ale grzmotów nie było. Harper odwrócił się na pięcie i w towarzystwie gwizdów zaskoczonych kibiców opuścił ring. A wszystko przed kamerami poważnej stacji Premier Boxing Champions.
Bez szacunku
Zdziwiony był również jego trener. - On okazał brak szacunku samemu sobie, swojej żonie, kibicom i mnie - ocenił Nate Campbell.
Zapewnił, że nie wiedział, co się święci. Harper miał go nie informować o swoich planach.
Trochę więcej światła na zachowanie pięściarza rzuciła reporterka PBC. Rozmawiała z dezerterem. - On zszedł z ringu, bo spodziewał się większej gaży za walkę - wyjaśniła.
Wiedział, co podpisywał
Promotor Leon Margules nie daje wiary takim tłumaczeniom. - Przecież podpisywał umowę, zgodził się walczyć. O pieniądzach usłyszałem, gdy już uciekł z ringu. Jeśli umowa mu nie przypadła do gustu, to czemu ją zaakceptował? - dopytuje Margules.
Istnieje jeszcze inna teoria zaskakującego zachowania Harpera. Według niej amerykański pięściarz miał się wystraszyć swojego rywala, który wszystkie dotychczasowe pięć walk wygrał, a cztery z nich rozstrzygnął już w pierwszej rundzie.