Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Tomasz Gollob: do tej pory nie znałem bólu

Emil Riisberg

23/12/2017, 11:21 GMT+1

Kamera "Dzień Dobry TVN" odwiedziła w domu Tomasza Golloba, który walczy o powrót do zdrowia po dramatycznym w skutkach wypadku na motocrossie. - Potrzebuję pomocy. To o tyle trudne, że nigdy nie przypuszczałem, ze będę w tym miejscu - przyznał w poruszającej rozmowie z Kingą Rusin żużlowiec.

Foto: Eurosport

Gollob opuścił szpital kilka tygodni temu. Spędził w nim łącznie siedem miesięcy. Ma głęboki niedowład nóg. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek powróci do pełnej sprawności ruchowej. Wymaga rehabilitacji. Ta nie jest łatwa.
- Jak jest? Nie jest dobrze. Kiedy człowiek wychodzi ze szpitala po przebyciu grypy, to powrót do domu jest szczęśliwy. W tym przypadku jest inaczej. To, co do tej pory mojej kariery wydawało się trudne, okazało się niczym wobec tego, co mnie spotkało. Do tej pory nie znałem bólu. Jeśli był to, najprościej mówiąc, powierzchowny - wyznał.
- Zawsze sobie odpowiadałem na to pytanie, że "jeżeli nie ja, to kto?". I teraz chyba jest tak, że będę tym przykładem, który pokaże, iż tak należy. To, że rdzeń nie jest przerwany - wszystko się zgadza. Prawda jest jednak też taka, że jest bardzo - tak delikatnie mówiąc - bardzo zmęczony. Już nie powiem nawet, że zepsuty. Mam tą świadomość i organizm, który daje mi sygnały, też mówi, że nie jest to łatwe - dodał zawodnik.
Nie wszystkie przeszkody żużlowiec jest w stanie pokonać samodzielnie. Rehabilitacja przebiega pomyślnie, ale jej koszty są ogromne. Zawodnik znalazł się w sytuacji, do której nie jest przyzwyczajony. Zazwyczaj to on wspierał innych, teraz sam tego wsparcia potrzebuje.
- Potrzebuje pomocy, to o tyle trudne, ze nigdy nie przypuszczałem, ze będę w tym miejscu. Można mieć wiele pieniędzy. Ale one topnieją. Jak lód, który, gdy zobaczy 30 stopniowe słońce, to się po prostu rozpływa. Wiem, co mnie czeka - operacje i tak dalej... To wymaga dużych nakładów finansowych - wyjaśnia.

Mechanik powiedział: dzisiaj się rozbijemy

To zdecydowanie najtrudniejszy okres w życiu Golloba. Wypadki już miał, ale nigdy nie były one tak poważne w skutkach. Zresztą nie wszystkie miały miejsce na torze. W 2007 roku uszedł z życiem po katastrofie awionetki, którą kierował jego ojciec. To, że zawsze stawał na nogi, nigdy nie odbierał jako sygnału, iż "dostał od życia drugą szansę".
- Wszystkie te rzeczy działy się, zanim zostałem indywidualnym mistrzem świata. Na trzydzieści przypadków do dwóch, trzech doszło z mojej winy. Gdy wróciliśmy z Kopenhagi i wsiadaliśmy do awionetki, mechanik powiedział mi: dzisiaj się rozbijemy. Odpowiedziałem mu: Przecież tyle razy już lataliśmy. Skończyło się tak, jak się skończyło. Na wiele spraw nie mamy wpływu - tłumaczy żużlowiec.
Wielkim marzeniem Golloba pozostaje udział w Rajdzie Dakar.
- Wiara czyni cuda. Jestem przygotowany do rzeczy, których chce jeszcze spróbować. Czy to będzie medycyna czy medycyna niekonwencjonalna, chcę spróbować wszystkiego, co jest możliwe. Być pierwszym, który pokaże, ze można. Dakar miał być przygodą kończącą moją karierę. Sprawdzić mnie w nowych okolicznościach. Wszystko było zaplanowane - wspomina.

Wypadek na motorze

Do wypadku Golloba doszło w kwietniu na torze motocrossowym w Chełmnie podczas treningu przed zawodami. Żużlowiec doznał urazu kręgosłupa w odcinku piersiowym, doszło też do złamania siódmego kręgu piersiowego i przemieszczenia między szóstym a siódmym kręgiem oraz uszkodzenia rdzenia kręgowego. Miał również stłuczone oba płuca. Przeszedł długą operację i był przez lekarzy utrzymywany w stanie śpiączki farmakologicznej. Po kilku dniach został z niej wybudzony.
Od 2 maja znajdował się na oddziale neurochirurgii 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy pod opieką prof. Marka Harata, a 22 maja został przeniesiony do kliniki rehabilitacji. 30 listopada opuścił szpital.
Autor: TG / Źródło: "Dzień Dobry TVN"
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama