Miała prawo być obrażona na cały świat, ale zachowała klasę do samego końca

Piątek to nie był dzień najlepszej polskiej tenisistki. Świątek nie była sobą i zasłużenie przegrała w ćwierćfinale z Wieroniką Kudiermietową 2:6, 6:2, 4:6. Z tą samą Kudiermietową, której w czterech poprzednich meczach oddała w sumie zaledwie 10 gemów.

W stosunkowo słabo obsadzonym turnieju Świątek koło nosa przeszła okazja na 16. tytuł w karierze i zmniejszenie strat do okupującej obecnie 1. miejsce na świecie Aryny Sabalenki.

Mogła kipieć ze złości, miała prawo być obrażona na cały świat, ale nawet w tak trudnym momencie pokazała klasę, do której zresztą nas wszystkich już przyzwyczaiła.

Schodząc z kortu, zatrzymała się przy jednej z trybun i cierpliwie rozdawała autografy wpatrzonym w nią jak w obrazek kibicom. "O charakterze człowieka wiele można powiedzieć po tym, jak zachowuje się w trudnych chwilach" - skomentowano na X (dawnym Twitterze).

To nie pierwszy razy, gdy Świątek w podobnych okolicznościach pokazuje wielką klasę. Ale w Tokio nie mogło być inaczej. O japońskich kibicach w samych superlatywach wypowiadała się przez cały tydzień. Każdy jej trening przyciągał tłumy. A ona cierpliwie składała podpis za podpisem.

- Nawet gdy rozdaję autografy, dostaję mnóstwo prezencików. To nie zdarza się często. Jestem wdzięczna też za te wszystkie napisy na moją cześć. Nawet nie wiedziałam, że mam tylu kibiców tak daleko od mojego kraju - dziękowała.