Wpadka Sabalenki. Nie znała zasad

Półfinał amerykańskiego turnieju z Madison Keys był dla 25-letniej Sabalenki niczym jazda na rollercoasterze. Wygrała, po wielkiej walce, 0:6, 7:6 (7-1), 7:6 (10-5).

Z sukcesu cieszyła się, jeszcze nim go odniosła. W super tie-breaku prowadziła 6-3, gdy Keys trafiła w siatkę. Białoruska tenisistka wypuściła rakietę z ręki i z uśmiechem ruszyła w kierunku swojego sztabu szkoleniowego, celebrując zwycięstwo.

Trenerzy szybko zwrócili jej uwagę, że aby cieszyć się z awansu, musi wygrać jeszcze co najmniej trzy punkty. Tie-break w trzecim secie rywalizacji kobiet rozgrywany jest bowiem do dziesięciu, a nie do siedmiu punktów, jak we wcześniejszych fazach meczu.

Sabalenka najwyraźniej o tym zapomniała.

Zasady rozgrywania super tie-breaka zmieniono w ubiegłym roku. Organizatorzy turniejów zaliczanych do Wielkiego Szlema argumentowali, że zmiana ma pozwolić na ujednolicenie zasad we wszystkich czterech imprezach.

Wcześniej bowiem każdy z turniejów rządził się w tym zakresie własnymi prawami, co skutkowało m.in. takimi sytuacjami, jak w Wimbledonie w 2010 roku.

Amerykanin John Isner pokonał wówczas Francuza Nicolasa Mahuta w meczu, który trwał 11 godzin i pięć minut. Piąty set, grany do dwóch gemów przewagi, zakończył się zwycięstwem Isnera 70:68. Był to najdłuższy w historii mecz tenisa, który takim prawdopodobnie pozostanie, bowiem właśnie aby uniknąć tego typu maratonów, wprowadzono zasadę rozgrywania kończącego mecz super tie-breaka do dziesięciu punktów.

Sabalenka nie dała wybić się z rytmu. Ostatecznie wygrała super tie-breaka 10-5 i w sobotę wystąpi w drugim w tym sezonie finale wielkoszlemowego turnieju. Po wygranej na początku roku w Australian Open będzie walczyła z Coco Gauff o tytuł w Nowym Jorku. Niezależnie od wyniku finału w poniedziałek obejmie prowadzenie w rankingu.