Rafael Nadal już poza turniejem Roland Garros. Tak wcześnie nie odpadł jeszcze nigdy

Nadal jest prawdziwą ikoną paryskich zawodów. Hiszpan jeszcze jako aktywny tenisista doczekał się pomnika na terenie kompleksu im. Rolanda Garrosa. Do tegorocznej edycji turnieju przystąpił z niesamowitym bilansem 112 zwycięstw i zaledwie trzech porażek na francuskiej mączce.

Po raz ostatni wygrał Roland Garros w 2022 roku, ale od tamtego czasu znacznie więcej czasu spędził na leczeniu kontuzji niż na kortach. W tym sezonie wygrał tylko siedem meczów, a w drugiej rundzie niedawnego turnieju w Rzymie szans nie dał mu Hubert Hurkacz. W najnowszym notowaniu ATP Nadal znalazł się na odległym 275. miejscu i już w pierwszej rundzie w Paryżu musiał zmierzyć się ze Zverevem, zajmującym czwartą lokatę w światowym zestawieniu.

- To nie jest idealny pierwszy mecz, to bardzo ciężka pierwsza runda. Może się zdarzyć tak, że wyjdę na kort i powtórzy się katastrofa z Rzymu. To jest możliwe i nie zamierzam tego ukrywać - oceniał realnie swoje szanse przed pojedynkiem z Niemcem.

Mimo niepewnej formy hiszpańskiego tenisisty w poniedziałkowe popołudnie przyciągnął on prawdziwe tłumy na trybuny centralnego obiektu im. Philippe'a Chatriera. Oprócz rzeszy wiernych fanów występu Nadala nie chciały przegapić nawet największe gwiazdy sportu. Wśród publiczności zasiedli m.in. Novak Djoković, Carlos Alcaraz, a nawet Iga Świątek, która niewiele wcześniej zakończyła swój mecz pierwszej rundy na tym samym korcie. Każdy zdawał sobie sprawę, że takiego wydarzenia nie wolno przegapić, bo kolejna okazja może już nie nadejść.

37-latek przed rozpoczęciem imprezy nie chciał deklarować, że to jego ostatni start w Roland Garros, ale zdrowia i upływającego czasu nie da się oszukać. Młodszy o jedenaście lat Zverev w pierwszym secie zdominował Hiszpana tak, jak Hurkacz we wspomnianym pojedynku w Rzymie. Niemiec zaczął od przełamania serwisu rywala, nie oddając mu nawet punktu. 14-krotny zwycięzca turnieju szans na odrobienie strat doczekał się tylko w czwartym gemie, ale nie wykorzystał wtedy dwóch break pointów. Momentami imponował pojedynczymi zagraniami, ale było ich zdecydowanie za mało.

Gracz rozstawiony z numerem czwartym przypieczętował swoje prowadzenie również przy podaniu Nadala, wykorzystując trzecią piłkę setową na 6:3. Ulubieniec trybun popełniał zbyt wiele błędów w ustawieniu, które nie zdarzały mu się w najlepszych czasach.

Dużo większych emocji kibice doczekali się w dalszej części meczu. Od drugiego seta podziwiali wreszcie prawdziwą rywalizację. Hiszpan w tej partii nie dał się szybko przełamać. Szczególnie zaimponował w czwartym gemie, wygrywając cztery punkty z rzędu od stanu 15:40 przy własnym serwisie. Chwilę później król Paryża poszedł za ciosem i sam przełamał podanie przeciwnika.

Kiedy wydawało się, że zawodnik z Majorki dopnie swego, serwując na zamknięcie seta przy prowadzeniu 5:4, Zverev brutalnie pokrzyżował mu plany. Doprowadził do remisu dzięki przełamaniu do zera. Walka przeciągnęła się do tie-breaka, w którym reprezentant Niemiec zwyciężył 7-5.

Mimo takiego scenariusza Nadal nie stracił wiary w odwrócenie losów spotkania. Trzeci set był już jednak prawdziwą bitwą na wyniszczenie i wytrzymałość odegrała w nim kluczową rolę. Dość powiedzieć, że w aż siedmiu z ośmiu początkowych gemów pojawiały się break pointy. Hiszpan wypracował sobie prowadzenie 2:0, ale Zverev odrobił straty, a następnie uzyskał przewagę przełamania i nie wypuścił już prowadzenia z rąk.

Była to dopiero czwarta porażka w historii występów Nadala w Roland Garros. Dotychczas jego najsłabszym wynikiem było dojście do trzeciej rundy.

Po spotkaniu hiszpański tenisista nie chciał, by szykowano dla niego pożegnalną ceremonię. Udzielił jednak pomeczowego wywiadu na korcie, w którym ponownie zostawił sobie otwartą furtkę ewentualnego powrotu na ulubioną arenę. Być może tak szybkie odpadnięcie z zawodów zmobilizuje go, by jeszcze spróbować tam swoich sił i pożegnać się z Paryżem w bardziej efektownym stylu.

(jac)