Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

10 czarnych owiec skoków i ich problemy. Alkohol, anoreksja, depresja...

Emil Riisberg

01/02/2014, 13:12 GMT+1

Historia skoków narciarskich zna wielu zawodników, którzy ulegali pokusom. Kończyli bardzo smutno. Rujnowali swoje kariery, lądowali w szpitalach, ale niektórzy skaczą do dziś. Był też taki, który stracił życie.

Foto: Eurosport

- Oczekiwania stawiane sportowcom są sprawą normalną. Ważne, aby nauczyć się z nimi żyć: znaleźć patent na to, jak sobie z nimi poradzić. Pomocnym może być znalezienie zdrowej odskoczni od głównej aktywności. Pomysłu, który będzie stanowił wentyl bezpieczeństwa, przez który będzie miało szanse uciec zbyt duże napięcie – tłumaczy w rozmowie ze sport.tvn24.pl psycholog sportu Kamil Wódka, swego czasu członek sztabu reprezentacji skoczków narciarskich.
- Najprostszy sposób radzenia sobie z tym to mieć "poukładane" w naszym systemie wartości, mieć ustalone to, co jest mniej, a co bardziej ważne – wylicza Wódka. Dodaje też wsparcie rodziny i znajomych jako kolejny czynnik bardzo ważny w walce sportowca z narastającym napięciem.
Gdy ją przegrają, idą na skróty. W alkohol, narkotyki i zabawy do białego rana. Takich skoczków w historii było wielu. Na niechlubnej liście nie brakuje polskich akcentów.
MATEUSZ RUTKOWSKI. Na szczyt skoków wdarł się ekspresowo. Miał 17 lat, gdy został mistrzem świata juniorów. Szybko awansował do elity, jeszcze szybciej z niej wypadł. Przesadzał z alkoholem, imprezami i nie kontrolował wagi. Miał być następcą Adama Małysza, ale w mgnieniu oka rozmienił talent na drobne. Dziś zajmuje się montażem okien i – jak powiedział sport.tvn24.pl (CZYTAJ WYWIAD Z M. RUTKOWSKIM) – myśli o emigracji. Ma dopiero 27 lat. – Rozmawiałem z nim kiedyś i mówiłem, żeby nie powtarzał mojego błędu. Patrzył a to w podłogę, a to w sufit. Nie słuchał. Myślał, że jest mądrzejszy – wspomina Wojciech Fortuna, inny czarny charakter skoków.
WOJCIECH FORTUNA. Wiedział przed czym przestrzegać Rutkowskiego. Zaraz po tym, jak w 1972 roku sensacyjnie sięgnął po złoto olimpijskie w Sapporo, poszedł w tango. Czuł się jak bohater narodowy. Jeszcze w Japonii był uścisk dłoni cesarza Hirohito, a w Zakopanem powitanie urządziło mu 25 tysięcy wiwatujących osób. Czekał na niego Złoty Krzyż Zasługi i Złoty Medal "Za Wybitne Osiągnięcia Sportowe". No i się zaczęło. Fortuna zamienił treningi i skocznię na hektolitry wódki i bankiety.
Na mistrzostwa świata w 1974 roku pojechał, ale do szwedzkiego Falun nie wybierał się po medal. – Nie myślałem już o żadnym wyniku. Noc przed mistrzostwami piłem – wyznał później. Jako sportowiec był skończony. Było jeszcze gorzej. Awantury w domu, ciemne interesy i więzienie. "Gdybym mógł cofnąć czas, inaczej bym ułożył swoje życie. Już podczas pierwszego toastu po powrocie z Sapporo rozje…bym kieliszek z wódą o podłogę" – nie może odżałować po latach. Ten jeden skok na Okurayamie stał się dla niego przekleństwem. "Skokiem do piekła", jak zatytułowana jest wydana w grudniu jego biografia.
PRIMOŻ PETERKA. Słoweniec ma w dorobku dwie Kryształowe Kule (sezony 1996/97 i 1997/98), załamanie nerwowe, pobyt w szpitalu psychiatrycznym i wiszące na włosku małżeństwo. Znów wszystkiemu winna była ucieczka w łykanie procentów. - Problem z alkoholem zaczął się u niego jeszcze w czasie kariery. Pamiętam moment, gdy wyrzucono go ze zgrupowania reprezentacji, bo był zalany w trupa – wspomina w rozmowie ze sport.tvn24.pl Robert Pogacar ze słoweńskiego dziennika sportowego "Ekipa". W zeszłym roku wylądował w szpitalu, bo dowiedział się, że żona przygotowała pozew rozwodowy. Rodzice trójki dzieci ostatecznie wrócili do siebie. Wkrótce Peterka odleci do Soczi na igrzyska. Jest drugim trenerem kobiecej kadry Słowenii.
ROK BENKOVIĆ. Kolejny Słoweniec, ale akurat Rok problemów z alkoholem nie miał. Ze skokami pożegnał się w wieku 26 lat, a jeszcze dwa lata wcześniej (2005) był mistrzem świata. Miał dość popularności ("Chcę w końcu być niezauważalny" – rzekł kiedyś) i oczekiwań kibiców, których nie był w stanie spełniać. W ostatnim sezonie, w którym startował, tylko w dwóch konkursach załapał się do czołowej "30". Rzucając skoki w diabły, tłumaczył, że czuje się wypalony. Nart więcej nie założył. Widziano go później jak fotografa i alpinistę.
MATTI NYKAENEN. Fiński mistrz skoczni (najwybitniejszy skoczek w historii – w sumie 9 złotych medali MŚ i olimpijskich, 4 Kryształowe Kule) i w ładowaniu się w kłopoty. – Jest jak Dr Jekyll i Mr Hyde. Kiedy jest trzeźwy, to najmilszy człowiek na ziemi, gdy wypije, jest niebezpieczny i agresywny – przyznaje autor jego biografii Egon Theiner. Przekonała się o tym zwłaszcza jego jedna z czterech żon, Tapola (która wychodziła za niego dwukrotnie). Wnosiła piętnaście pozwów o rozwód, ale nigdy do niego nie doszło. Nawet wtedy, gdy z ranami ciętymi rąk i głowy trafiła do szpitala, a Matti do więzienia. Dostał zaproszenie do Soczi. Ma być przedskoczkiem. O ile oczywiście nie dotknie wcześniej butelki.
JANNE AHONEN. Pięciokrotny mistrz świata nie wylewał za kołnierz, ale z myślą o Soczi zawziął się. Wznowił karierę i obiecał sobie, że nie łyknie już ani kropli wysokoprocentowego trunku. A pić potrafił, nawet w przeddzień konkursu. Jak w Planicy w 2005 r. Na słoweńskim mamucie był blisko rekordu świata w odległości oddanego skoku, ale odleciał tak daleko (240 m), że o bezpiecznym lądowaniu nie było mowy. Upadł i potrzebna była interwencja sanitariuszy. – Kiedy do mnie podbiegli, próbowałem ich odpędzić od siebie. Odmówiłem też odwiezienia do szpitala, bo obawiałem się badania krwi. Nie chciałem, żeby ktoś się dowiedział, ile mam promili – szokował w swoich wspomnieniach opublikowanych prawie cztery lata temu. Dzień przed zawodami ponoć wypił z kolegami z reprezentacji skrzynkę piwa. Tak na doby początek. Później wszyscy poszli w miasto.
HARRI OLLI. To kolejny Fin, który nie znał umiaru w piciu. Pijany wsiadał za kierownicę, w stanie skazującym wdrapał się na skocznię podczas MŚ w Oberstdorfie. Nie oszczędził narzeczonej, z którą pokłócił się w pubie, a następnie uderzył kuflem w głowę. Niedawno wrócił na skocznię po dwuletniej przerwie. – Nie piłem od siedmiu miesięcy – oświadczył przy okazji ogłoszeniu swojego come backu.
SVEN HANNAWALD. Jako jedyny skoczek w historii może poszczycić się wygraniem wszystkich czterech konkursów podczas jednego Turnieju Czterech Skoczni. Z Adamem Małyszem toczył niezapomniane wojny na odległości, ale walczył też z anoreksją (w pewnym momencie ważył 60 kilogramów przy wzroście 1,85 metra) i depresją. Rozsypał się psychicznie, gdy w sezonie 2003/2004 dopadł go kryzys sportowy. Zdiagnozowano u niego syndrom wypalenia psychicznego, co skutkowało głęboką depresją. "Cena sukcesu była w moim przypadku bardzo, bardzo wysoka. Drogo okupiłem bezgraniczne zaangażowanie w sport wyczynowy. Przerosły mnie niezwykle wysokie oczekiwania otoczenia. Ten niebezpieczny proces wślizgnął się niepostrzeżenie w moje życie i w końcu moja psychika pokonała ciało. Wylądowałem z niczym – sportowo i prywatnie" – "Hanni" wspomina w biografii, której polskie tłumaczenie lada chwila pojawi się na półkach naszych księgarń.
LARS BYSTOEL. Mistrz olimpijski z Turynu, wyjątkowy awanturnik. Kiedyś po pijanemu wszczął bójkę na jachcie, scysję przypłacił wypadnięciem za burtę i złamaną żuchwą. Karierę zakończył po dyskwalifikacji za wykrycie w jego organizmie marihuany.
PAVEL KARELIN. Wyjątkowo smutna historia. Młody Rosjanin w 2011 r. zginął w wypadku samochodowym, który spowodował prowadząc pod wpływem alkoholu. Jechał bez ważnego prawa jazdy, bo te kilka miesięcy wcześniej zostało unieważnione – odmówił bowiem poddania się badaniu alkomatem. Był największa nadzieją rosyjskich skoków na igrzyska w Soczi. Miał 21 lat.
Autor: Tomasz Wiśniowski / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama