Polska pierwszy raz od 2008 roku wystawi dwie siatkarskie drużyny w igrzyskach olimpijskich

Pierwsza z awansu - we wrześniu - cieszyła się kobieca reprezentacja, która z dobrej strony pokazała się już w lipcu podczas turnieju Ligi Narodów, gdzie w amerykańskim Arlington zdobyła historyczny brązowy medal. Magdalena Stysiak i spółka niewątpliwie skorzystały na tym, że Polska była gospodarzem turnieju kwalifikacyjnego.

W Łodzi kibice wręcz ponieśli Biało-Czerwone i po zwycięstwach ze Słowenią (3:0), Koreą Płd. (3:1) i Kolumbią (3:0) humorów nie zmąciła nawet niespodziewana porażka z Tajkami (2:3). Grające z nożem na gardle zawodniczki Stefano Lavariniego udźwignęły presję i już do końca imprezy nie było na nie mocnych. Pokonały kolejno Niemki (3:2), Amerykanki (3:1), a bilet do Paryża zapewniły sobie po wygranej z Włoszkami (3:1). Mogły przymierzyć specjalnie przygotowane na tę okazję czapeczki - na igrzyska wróciły po 16 latach przerwy.

Dwa tygodnie później do siatkarek dołączyli siatkarze. Grający w chińskim Xi'an zawodnicy Nikoli Grbicia wygrali wszystkie spotkania, a po drodze kilka razy wychodzili z olbrzymich tarapatów. Już w pierwszym spotkaniu z Belgami Polacy obronili przecież piłkę meczową (ostatecznie wygrali 3:2). Potem przyszły zwycięstwa z Bułgarią (3:0), Kanadą (3:2), Meksykiem (3:0), Argentyną (3:1) i w sobotę z Holandią (3:1), która dałą drużynie trenera Grbicia awans na igrzyska bez względu na wynik ostatniego niedzielnego spotkania z Chinami. To równocześnie 23. z rzędu wygrany mecz przez polskich siatkarzy w oficjalnych rozgrywkach. Serię rozpoczęli jeszcze w trakcie Ligi Narodów, w której triumfowali, a mistrzostwa Europy zakończyli z kompletem zwycięstw.

W efekcie po raz pierwszy od 2008 roku na igrzyskach zagrają dwie polskie drużyny. W Pekinie prowadzone wówczas przez Marco Bonittę siatkarki nie zdołały wyjść z grupy, wygrywając tylko jedno z pięciu spotkań (z Wenezuelą 3:0). Po igrzyskach włoski trener zakończył pracę z naszą reprezentacją. Z kolei męska kadra, której trenerem był Argentyńczyk Raul Lozano, odpadła w ćwierćfinale po meczu z Włochami (2:3). Potem jeszcze trzykrotnie kończyła najważniejszą imprezę globu w tej fazie (a w sumie pięciokrotnie, bo nie inaczej było w 2004 roku w Atenach). W Paryżu czas więc na przełamanie.

(lukl)