Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Orlen Team w Rajdzie Dakar 2024. Ścieżki prawdziwych bohaterów nie zawsze przecinają metę

Największe wyzwanie w świecie sportów motorowych wykracza daleko poza wyłonienie pierwszego na mecie. Na granicy możliwości człowieka oraz sprzętu poznajemy pełne znaczenie słowa bohater. O tej wyjątkowości Rajdu Dakar opowiedzieli nam z własnych doświadczeń Maciej Giemza i Kamil Wiśniewski z Orlen Teamu.

Sponsorowane

Orlen Team
Orlen Team

Maciej Giemza o swoim stanie zdrowia po Rajdzie Dakar

ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Od lat reprezentują oni polskie barwy w tej imprezie i doskonale wiedzą, co dzieje się tam, gdzie często nie dociera nawet oko kamery. Pokonali wiele tysięcy kilometrów po bezwzględnych bezdrożach Ameryki Południowej czy Arabii Saudyjskiej, wywożąc z nich piękne, jak i dramatyczne przeżycia. Mimo licznych przeciwności losu nigdy nie pozwolili, by te ostatnie ich złamały.
Na uczestników Rajdu Dakar czeka tak wiele niebezpieczeństw, że po prostu nie da się ich przewidzieć. W obliczu ekstremalnej natury pechowy incydent potrafi wszystko zmienić, pogrzebać miesiące, a nawet lata poświęceń. Właśnie wtedy przekonujemy się, że podium wyścigu nie jest tu najważniejsze.

Obojętność nie wchodzi w grę

- Widziałem zawodników, którzy kończyli tę rywalizację przed jej rozpoczęciem, czyli na odcinku testowym. To jest taki rajd, w którym nic nie można zaplanować - podkreśla w rozmowie z Eurosportem Wiśniewski, który startuje w tej imprezie na quadzie od 2017 roku.
Przykładów na to dostarcza samo życie. Giemza już na pierwszym z tegorocznych etapów musiał na moment odłożyć sportowe ambicje, napotykając na swojej drodze kilku rywali uczestniczących w wypadkach. Nasi rozmówcy są zgodni, że w takich chwilach wyścig zawsze schodzi na dalszy plan.
- Wtedy całkiem odcinamy się od ścigania i skupiamy tylko na tym, co możemy zrobić, by jak najszybciej pomóc takiej osobie. Kiedy ja natrafiłem na tych zawodników, nawet nie przeszła mi przez głowę myśl o niczym innym - mówi motocyklista Orlen Teamu, wspominając zdarzenia z udziałem Joaquima Rodriguesa i Michaela Docherty'ego.
To pierwsze obiegło zresztą cały świat przez media społecznościowe, gdzie trafił fragment nagrania. Nie oddaje on jednak całej historii.
- Gdy zatrzymywałem się przy Joaquimie, to sytuacja była trudna, bo leżał obok motocykla. Na tym nagraniu widać, jak już siedział, a ja próbowałem się z nim skomunikować. Zadawałem mu podstawowe pytania, żeby wykrzesać jakieś reakcje. Jednak do momentu przyjazdu jego kolegów z zespołu on za bardzo nie kontaktował. Dopiero potem zdjął kask i zaczął powoli rozumieć, co się wokół niego dzieje - wyjaśnił nam Giemza.
- To nagranie pokazuje, jak powinniśmy się zachowywać w takich sytuacjach, a czy ja indywidualnie zyskałem szacunek w tym momencie, schodzi na drugi plan. Przede wszystkim wobec samego siebie zachowałem się fair, co skutkowało tym, że mogłem pomóc drugiej osobie - zaznaczył.
picture

Maciej Giemza o swoim stanie zdrowia po Rajdzie Dakar

Nieodzowna część gry

Takie zasady obowiązują i w życiu codziennym, ale w praktyce często przegrywają ze strachem. Na Dakarze mimo ekstremalnego wysiłku absolutnie nie ma na to miejsca.
- Taki jest wymóg, ale zatrzymanie się i dopytanie, czy wszystko jest OK, to coś co zawsze robimy. Nie wiemy, czy my nie będziemy za kilka czy kilkaset kilometrów w takiej sytuacji. Jeżeli ktoś się nie zatrzyma, to może być słabo - zauważa Wiśniewski.
Zarówno on, jak i Giemza niejednokrotnie byli w roli tych poszkodowanych i dobrze rozumieją wagę takiej pomocy.
- To jest nieodzowna część tej gry. Byłem po jednej i po drugiej stronie przez te ostatnie kilka lat. Dlatego też staram się nikogo nie zawieść - podkreśla bohater wspomnianej wyżej historii. - Druga sprawa, że gdybym takiej osobie nie pomógł i ominął ją bez większego zainteresowania, to kolejnego dnia chyba nie byłbym w stanie spojrzeć w lustro - dodaje.
Motocyklisty Orlen Teamu los nie oszczędził kilka etapów później w tegorocznym Rajdzie Dakar, gdy z dalszej jazdy wyeliminowała go kontuzja. Po raz drugi z rzędu musiał pożegnać się z rywalizacją w takich okolicznościach.
- To było dla mnie naprawdę bardzo ciężkie i ta sytuacja pewnie jeszcze przez dobrych kilka miesięcy, a może i lat, będzie mi siedziała z tyłu głowy - nie ukrywa.
Wiśniewski również po serii coraz lepszych wyników w tej imprezie przed rokiem został zmuszony do wycofania, kiedy na trasie wyścigu połamał palce i doznał innych obrażeń. Ich skutki odczuwa do dziś. To dla uczestników zawsze najtrudniejsza decyzja, bo nie należą do ludzi, którzy łatwo się poddają.
- Po takim upadku człowiek jest na takiej adrenalinie, że jeżeli nie ma potężniejszych złamań, to za wszelką cenę próbuje dotrzeć do biwaku, gdzie są medycy i można ocenić, co się stało - wyjaśnia zdobywca trzeciego miejsca w kategorii quadów podczas 44. Rajdu Dakar.
Taka wytrwałość nie może jednak dziwić, jeśli spojrzymy, z jakimi sytuacjami miał już do czynienia wcześniej w tych wyścigach.
- Najechałem kiedyś na sznurek rozciągnięty między jakimiś słupami, owinął mi się dookoła szyi i pękł. Dobrze, że był cienki. Spadłem wtedy z quada i nie wiedziałem, czy gardło nie będzie podcięte. Na szczęście miałem bandankę, która się rozcięła. To mogło mnie uratować - wspomina.
picture

Maciej Giemza (Orlen Team)

Foto: Other Agency

Dakar pozostaje w DNA

Pułapek na Dakarze czeka tak wiele, że nie sposób wszystkich przewidzieć. Nie w takim terenie. Nie na takich dystansach.
- Albo są zdradliwe wydmy, albo jedziemy po ostrych kamieniach i trzeba uważać, by nie rozerwać zbyt dużo opon - opisuje Wiśniewski.
- Średnio pokonujemy 650-700 km dziennie po pustyni, więc żaden inny rajd nie dostarcza takich liczb, tym bardziej jeśli pomnożymy to razy czternaście - przypomina Giemza.
Jemu marzenia w tegorocznym rajdzie odebrał pozornie rutynowy skok z wydmy, jakich wykonywał masę. Nagle jego nadgarstek po prostu pękł. Jednak mimo potwornego pecha, jak każdy zawodnik, który poznał smak tej rywalizacji, już myśli o następnej edycji.
- Z Dakarem jest tak, że on nie chce wyjść z DNA, nie chce wyjść z krwi. Teraz moim celem numer jeden jest doprowadzenie nadgarstka do pełnej sprawności, co jest jednym z kroków do startu w kolejnym rajdzie - zapowiada Giemza.
- Dla mnie Dakar zawsze będzie gdzieś w głębi serca bardzo wysoko. Poza tym jest tam pewien dług, który musi mi spłacić i w końcu pozwolić mi dojechać do mety - zaznacza z lekkim uśmiechem, który nie pozostawia jednak wątpliwości, że odbierze ten dług pustyni.
picture

Podsumowanie i wyniki 46. edycji Rajdu Dakar 2024

Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama