W MOL-Pick Szeged w ostatnich tygodniach wykryto sześć przypadków koronawirusa. Z tego powodu przed tygodniem ekipa z Węgier nie była w stanie rozegrać starcia pierwszej kolejki Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain.

Dobra pierwsza część

Jeszcze w poniedziałek nie było również wiadomo, czy mecz w Kielcach się odbędzie. Ostatecznie udało się do niego doprowadzić. Miejscowi mieli łatwo wygrać, ale było zdecydowanie trudniej, niż mogli się spodziewać.

Rywale praktycznie przez pełne 60 minut grali jednym składem, bo kilku młodych rezerwowych nie jest jeszcze w stanie rywalizować na wysokim poziomie.

W pierwszej połowie wszystko wyglądało w miarę dobrze. Łomża Vive kontrolowała przebieg spotkania. Przed zmianą stron miejscowi prowadzili 12:7, ale przeciwnicy wielokrotnie pokazali, że nie mają zamiaru się poddać.

Druga część meczu to potwierdziła. Węgierski zespół wykorzystał to, co w poprzednim sezonie było jedną z największych bolączek kielczan. Chodziło o zdecydowanie słabszą postawę w kolejnych 30 minutach.

Powtórka, ale z happy endem

Gospodarze wyraźnie stracili koncentrację. To samo stało się w także w pierwszej kolejce w Flensburgu. Po trafieniu Hiszpana Joana Cañellasa (11 goli) przyjezdni przegrywali tylko 18:20.

Łomża Vive miała duże problemy w ofensywie, a na dodatek goście prawie cały czas w ataku grali z jednym dodatkowym zawodnikiem, ale bez bramkarza. To przynosiło dobre skutki.

Trener Talant Dujszebajew musiał poprosić o przerwę na żądanie. Jego podopieczni nie dali sobie wydrzeć wygranej. Ostatecznie zwyciężyli 26:23, a osiem goli dla nich rzucił syn szkoleniowca, rozgrywający Alex Dujshebaev.

To było pierwsze domowe spotkanie w Lidze Mistrzów ekipy z Kielc od 207 dni. Łomża Vive pokonało MOL-Pick Szeged siódmy raz w historii. Trzy mecze wygrała drużyna z Węgier.

Cały sezon Ligi Mistrzów w Eurosporcie i Eurosport Playerze.

Łomża Vive Kielce - MOL-Pick Szeged 26:23 (12:7)