Włodarczyk bez finału. "Na pewno nie będę płakać"

Aż trudno uwierzyć, że Włodarczyk wracała na mistrzostwa świata po sześciu latach przerwy. Jej ostatni start, w roku 2017 w Londynie, zakończył się złotem, zresztą czwartym w karierze. Kolejne dwie imprezy tej rangi opuściła z powodu problemów zdrowotnych.

38-letnia zawodniczka przez kilka sezonów regularnie rzucała powyżej 80 metrów, ale w obecnym jest daleka od życiowej formy. Do Budapesztu przyjechała ze swoim najlepszym wynikiem 74,81 m, o całe 5 m i 36 cm gorszym od liderującej na liście światowej Amerykanki Brooke Andersen.

W środowych eliminacjach Włodarczyk przepadła. W pierwszej próbie zmierzono jej 70,36 m, w drugiej 71,12 m, a trzecią spaliła. Zajęła 13. miejsce. Do awansu zabrakło ośmiu centymetrów, bo o tyle więcej osiągnęła 12. Katrine Koch Jacobsen z Danii.

- Pierwsze, co sobie pomyślałam o trzynastym miejscu, to nie niech to będzie szczęśliwa trzynastka na przyszły rok – powiedziała Włodarczyk w rozmowie z Eurosportem.

- Jestem zła, ale nie do końca. Walczyłam, ile się dało. Po prostu weszłam na stadion i byłam za spokojna. Tak jakby ze mnie wszystko zeszło, chciałam się pobudzić, a nie mogłam – przyznała.

Dodała, że start w Budapeszcie był dla niej przetarciem. Priorytetem pozostają przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Paryżu.

- Nie ma co się denerwować. Na pewno nie będę płakać, bo mój charakter sportowy na to nie pozwala. Teraz chwila odpoczynku i zaczynamy przygotowywać się do Paryża – podsumowała trzykrotna mistrzyni olimpijska.

Najlepsza w eliminacjach okazała się reprezentantka Azerbejdżanu Hanna Skydan – 77,10 m. Do finału awansowała dziewiąta Malwina Kopron (72,35), odpadła 19. Aleksandra Śmiech (69,76). Największą niespodzianką było odpadnięcie broniącej tytułu Andersen, która została sklasyfikowana na 25. lokacie – 67,72 m w trzeciej próbie (dwie poprzednie spaliła).

Finał mistrzostw świata w rzucie młotem kobiet zaplanowano na czwartek o godzinie 20.15.

(kz/twis)