Rok 2024 w polskim kolarstwie bez wątpienia należy do Niewiadomej. Pochodząca z Ochotnicy Górnej 29-latka wjechała w nowy sezon w koszulce gravelowej (ściganie na trasach szutrowych) mistrzyni świata. Wiosną była druga w słynnym wyścigu Dookoła Flandrii. Niedługo później we wspaniałym stylu wygrała Walońską Strzałę, realizując jeden z życiowych celów. Na igrzyskach olimpijskich celowała w medal. Zabrakło nieco szczęścia, 40 km przed metą zatrzymała ją kraksa. Mimo wytrwałej pogoni nie zdołała doścignąć rywalek. Ukończyła olimpijski wyścig na ósmym miejscu. W kobiecym Tour de France los się do niej uśmiechnął. W końcówce 5. etapu upadek zaliczyła liderka i najgroźniejsza rywalka Polki - Demi Vollering. Niewiadoma po raz pierwszy w życiu założyła żółtą koszulkę, by na kolejnych etapach stoczyć heroiczną walkę o jej utrzymanie. Udało się, choć z ponadminutowej przewagi na mecie zostały ledwie cztery sekundy, najmniejsza różnica w całej 121-letniej historii Wielkiej Pętli. Kasia Niewiadoma wygrała Tour de France kobiet 2024!
Źródło wideo: Eurosport
O tym, jak tego dokonała, jakie uczucia towarzyszyły jej na ostatnich kilometrach i jak zamierza "skonsumować" ten historyczny sukces, Niewiadoma opowiedziała w długiej rozmowie z eurosport.pl.
Mariusz Czykier: Kasia, na początek raz jeszcze bardzo ci gratuluję. To, czego dokonałaś, zrobiło na nas wielkie wrażenie i bardzo się z tego cieszymy. Mam też taką myśl, że wjechałaś na szczyt Alpe d'Huez, ale jednocześnie wjechałaś tak naprawdę na jeden ze szczytów, które można osiągnąć w tym sporcie. Czy przywykłaś już do myśli, że to właśnie ty?
Katarzyna Niewiadoma: Zdecydowanie jeszcze nie. Z moim mężem przez ostatnie dni często o tym rozmawiamy i przypominamy sobie, co się właśnie stało, że wygrałam Tour de France. To jest takie surrealistyczne. Od wielu lat, nawet jeżeli nie mieliśmy kobiecej edycji Tour de France, to zawsze gdzieś tam w głowie mówiłam sobie, że byłoby świetnie założyć żółtą koszulkę. To był taki dziecięcy sen, marzenie.
Przekraczając linię mety na Alpe d'Huez, byłam przekonana, że przegrałam. I nagle krzyczą mi do ucha, że wygraliśmy. To było niesamowite przeżycie. A do tego fakt, że mogłam to świętować z moją drużyną, że był tam mój mąż Taylor, mój przyjaciel Dawid, to wszystko sprawiło, że to był dla nas idealny Tour. Idealny wyścig i idealne jego zakończenie.
"Co się właśnie stało?" - Kasia Niewiadoma po wygraniu Tour de France kobiet 2024
Źródło wideo: Eurosport
Wspomniałeś o marzeniu. Jak wrócisz do tej Kasi Niewiadomej sprzed kilkunastu lat, do tej młodej dziewczyny, która zapragnęła jeździć na rowerze, tak to właśnie sobie wyobrażałaś?
Chyba nie. Jak zaczynałam jazdę na rowerze, to po prostu cieszyłam się dniem, cieszyłam się różnymi nowymi przygodami, wyjazdami i tym, że poznawałam nowych ludzi. Nigdy nie wybiegałam za daleko w przyszłość.
Myślę, że dopiero jak podpisałam pierwszy kontrakt profesjonalny, to wtedy tak naprawdę zaczęłam żyć w takim typowym kolarskim śnie: liczyć na wygraną w Strade Bianche, w Tour de France właśnie czy w Walońskiej Strzale. Tak naprawdę to były te trzy wyścigi, o których zawsze wspominałam. W tym roku udało mi się osiągnąć dwa cele. Tak że jeszcze tylko Strade Bianche i mogę kończyć karierę.
Parę razy było już bardzo, bardzo blisko.
Tak. Może właśnie dlatego tak bardzo mi zależy na tym wyścigu.
Z dużym zaciekawieniem obserwujemy to, co się dzieje wokół ciebie od kilku dni. Trochę przypomina to sytuację sprzed czterech lat, kiedy Iga Świątek pierwszy raz wygrała Roland Garros. Jesteś gotowa na "niewiadomomanię"?
To na pewno byłoby świetne. Moim marzeniem tak naprawdę jest to, żebym mogła zainspirować inne kobiety czy dziewczyny w Polsce do tego, żeby wsiadły na rower. Wiem, jaką siłę miały kiedyś Justyna Kowalczyk czy Otylia Jędrzejczak. Może to akurat nie te same dyscypliny i nie zawsze w ich stronę ludzie się zwracali, ale każdy chciałby być aktywny.
Na pewno moim celem i marzeniem jest to, żebym była w stanie zainspirować innych, żeby spróbowali kolarstwa, czy choćby po prostu jazdy na rowerze dla samego siebie. Do znalezienia takiej przestrzeni w ciągu dnia, którą można poświęcić na aktywność fizyczną, ponieważ wydaje mi się, że to jest rozwiązanie na każdy problem, jaki się pojawia.
Kasia Niewiadoma o spełnieniu marzenia jakim było wygranie Tour de France kobiet
Źródło wideo: Eurosport
Wspomniałaś o Justynie Kowalczyk, o Otylii. Kto jeszcze był dla ciebie takim wzorem, za którym chciałaś podążać?
Zawsze jako dziecko mówiłam, że najlepsi są Justyna Kowalczyk i Adam Małysz. To były moje dwa autorytety. Czekałam na ich konkurencje, tym bardziej że oni występowali w sportach zimowych, więc zawsze po szkole czy w trakcie ferii zimowych każdy siedział przed telewizorem i czekał na skoki Małysza lub bieg Kowalczyk.
Zanim wrócimy na Alpe d’Huez, chciałbym, żebyśmy się cofnęli do naszej rozmowy sprzed roku, gdy obroniłaś trzecie miejsce w Tour de France. Pamiętam, że rozmawialiśmy wtedy o tym, że chcesz coś zmienić, wprowadzić jakiś nowy element tak jak dziewczyny, które trenują na torze albo w przełajach. Pojawił się gravel, w którym zaczęłaś przygodę od mistrzostwa świata. To był ten "game changer", po którym pojawiła się nowa Kasia Niewiadoma?
Zdecydowanie tak. Wygrana w mistrzostwach świata na gravelu pozwoliła mi odnaleźć pewność siebie, w takiej czystej formie. Wydaje mi się, że przez to, iż nie sięgałam po pierwsze miejsca przez wiele sezonów, że cały czas byłam druga albo trzecia i ta walka o zwycięstwo trwała dla mnie wieki, gdzieś zaczęłam powoli tracić pewność siebie czy wiarę w to, że jeszcze kiedyś mi się uda to osiągnąć.
Na mistrzostwa świata w gravelu pojechałam z totalnym luzem. Pomyślałam: co ma być, to będzie i nie przejmowałam się małymi detalami. Nie stresowałam tym, ile godzin odpoczęłam w ciągu dnia przed wyścigiem. Ten wyścig nauczył mnie tego, że jeżeli każdy tak naprawdę daje z siebie ten sam wysiłek, to tak naprawdę na końcu wyścigu jesteśmy równe, albo że mogę nawet pokonać Demi.
Wtedy uświadomiłam sobie, że często traciłam zbyt dużo energii przed końcówką, co potem wyłączało mnie z walki o zwycięstwo. Na pewno to był wyścig, który pozwolił mi trochę przystopować i popatrzeć na całą moją karierę czy wyniki z trochę innej perspektywy. I zrozumieć własne błędy.
Obserwuję w tym sezonie trochę "nową" Kasię Niewiadomą, z zupełnie innym nastawieniem, z widocznie większą motywacją. Miałem też pewne obawy w trakcie tego Touru. Odniosłem wrażenie, że nie tylko zbliżyłaś się do swoich najgroźniejszych rywalek, ale też trochę uciekłaś swoim dziewczynom z zespołu. Była taka obawa, że w którymś momencie zostajesz z tym sama. Jak to wyglądało z twojej perspektywy? Tak się umówiłyście czy czegoś jednak tu brakowało?
Ten wyścig był niesamowicie ciężki. To był najgorszy - muszę go tak nazwać, bo to jest prawda - wyścig, w jakimkolwiek jechałam. Wysiłek każdego dnia jest porównywalny do tego, czego doświadczamy podczas wyścigów klasycznych. Czyli nagle jedziesz siedem wyścigów klasycznych z rzędu, w tym w jeden dzień są dwa etapy (odcinek 2. i 3. rozgrywano tego samego dnia - red.).
Moja drużyna składa się z dość młodych zawodniczek, a tak naprawdę ten Tour sprzyjał tym starszym. Jak spojrzę na mój ostatni rok, to wiem, jak bardzo pomógł mi fakt, że zaczęłam budować większą bazę. Mam więcej godzin przepracowanych w grudniu czy w styczniu, więc tak zwana objętość jest po prostu większa. I ja mam prawie 30 lat, więc nie mogę porównać swojej objętości do objętości mojej koleżanki z drużyny, która ma 22 albo 23 lata. One jeszcze nie są w stanie tego wykonać.
"Jestem szczęśliwa" - Kasia Niewiadoma o swojej roli w zespole
Źródło wideo: Eurosport
Widziałam, jak cały czas pracowały i jak starały się być blisko w końcówce. One naprawdę jechały całym swoim sercem. Wiem, że czasami ludzie mówili, że zostawałam sama. Ale tak naprawdę żadna z moich dziewczyn nie zostawiłaby mnie dlatego, że po prostu nie chciała walczyć, czy nie chciała dać z siebie więcej. Cały czas chciały być blisko i pytały, czy czegoś potrzebuję. Sama ta ich walka dawała mi dużo motywacji, ponieważ one jechały z sercem i z niesamowitą pasją. Nie chciały się poddać, tylko jechały blisko swoich limitów. Każda osoba w drużynie dała z siebie wszystko.
Na piątym etapie Touru założyłaś po raz pierwszy żółtą koszulkę. Trochę w szczęśliwych okolicznościach tak się ułożył ten etap po prostu. Czy pojawiła się w twojej głowie taka myśl, że w jakimś sensie los oddaje ci to, co zabrał ci dwa tygodnie wcześniej w Paryżu? Że to jest taki dobry znak, że szczęście do ciebie wraca?
Wydaje mi się, że to było pod wieloma względami wynagrodzenie olimpiady. Ten etap został wygrany przez Blankę Vas, która zajęła czwarte miejsce na igrzyskach. Ona przez tak małą różnicę przegrała medal, a nagle wygrywa swój pierwszy etap na Tourze. Ja tym samym wskakuję w żółtą koszulkę. Wydaje mi się, nie... Wierzę w to, że cały ten Tour to tak naprawdę jest takie wynagrodzenie za te wszystkie moje drugie, trzecie, czwarte, piąte miejsca przez dziesięć lat kariery.
Nie wiem, ile razy kończyłam wyścig i przychodziły do mnie zawodniczki, które wygrały i mówią: "byłaś najmocniejsza, ale my miałyśmy więcej dziewczyn w końcówce". Albo coś innego się wydarzyło. Zawsze akceptowałam fakt, że byłam przygotowana, w dobrej formie, ale też zawsze ten pech gdzieś się tam się pojawiał. A tu przez cały tydzień wszystko szło po naszej myśli.
Kasia Niewiadoma o tym co czuła gdy została liderką Tour de France kobiet 2024
Źródło wideo: Eurosport
Wierzę w to, że to nagroda za te wszystkie lata czekania, niepoddawania się i po prostu cierpliwości mojej i drużyny, wsparcia sponsorów i bliskich osób, kibiców, od których nigdy nie dostawałam jakiejś wielkiej krytyki. Każdy czekał z cierpliwością i wierzył, że w końcu coś się uda. To zwycięstwo jest dla wszystkich osób, które rozumieją kolarstwo, które śledziły moją karierę, dla mojej drużyny, ale też dla ludzi, którzy dopiero uczą się jazdy na rowerze.
Wróćmy na chwilę do Le Grand-Bornand. Jest sobota wieczór, za kilkanaście godzin masz stanąć na starcie etapu, który - nie bójmy się słów - może zmienić twoje życie. Co w tym momencie dzieje się w twojej głowie?
Zawsze podczas ważnych momentów staram się znaleźć spokój. Może to przychodzi z doświadczeniem, nie wiem. Zawsze pomaga moment, gdy mogę być sama ze sobą, gdy nie ma wokół nikogo. Wtedy czuję taki wewnętrzny spokój. Często się modlę, oddycham głęboko, żeby po prostu się skupić na starcie. I akceptuję dwa scenariusze. Akceptuję, że mogę wygrać. Akceptuję, że mogę przegrać.
To sprawia, że te dwie myśli w żaden sposób nie są bolesne. Pomocny wydaje mi się też fakt, że w przeszłości kilka razy pozwoliłam presji, nerwom czy stresowi zniszczyć swoje marzenia. Może nawet nie tyle zniszczyć marzenia, ile osłabić mnie mentalnie. Teraz wiem, że jak coś zaakceptuję i nie pozwolę jakimś negatywnym myślom rządzić tym, jak się czuje, to po prostu wszystko jest łatwiejsze. A tak naprawdę w tę sobotę szybko zasnęłam, bo byłam bardzo zmęczona. "Out" od razu.
Wspomniałaś w kilku rozmowach też o tym, że na tym pierwszym podjeździe, gdzie Demi zaczęła ci odjeżdżać, przeżywałaś kryzys nie tylko fizyczny, ale również mentalny. Jaki moment pozwolił ci "wrócić" do wyścigu, do walki?
Na pewno na zjeździe. Col du Glandon to była ponad godzinna wspinaczka. Nie tylko za mało zjadłam i za mało wypiłam, ale po prostu czułam się "pusta". Jak Demi zaatakowała, to miałam wrażenie, że nie jestem w stanie przyspieszyć.
Końcówka Glandon to było okropne cierpienie, chciałam tylko przejechać przez tę górę. W momencie, kiedy zaczęłyśmy zjeżdżać, pakowałam w siebie wszystko, co tylko mogłam. I nagle czuję: o, znowu mam siłę! Poczułam, że mogę dalej walczyć.
Jak teraz patrzę na Glandon i Alpe d'Huez, to na początku drugiego podjazdu byłam w stanie znowu generować naprawdę dobrą moc. Wtedy zrozumiałam, że OK, jeszcze nic nie jest skończone.
Kasia Niewiadoma się nie poddaje! Walka o zwycięstwo 8 km przed metą 8. etapu Tour de France kobiet
Źródło wideo: Eurosport
Pamiętasz swoją pierwszą myśl, jak przekroczyłaś linię mety?
Nie, bo tak naprawdę ostatnie trzy kilometry miałam takie totalne "odcięcie". W ogóle nie wiedziałam, co się dzieje. Mój mąż Taylor dwa kilometry przed metą biegł obok mnie, a ja nie byłam w stanie tego zarejestrować. Nie miałam pojęcia, że on tam był.
Po przejechaniu linii mety zapytałam Beth, naszą menedżerkę, gdzie jest Taylor. Oni zawsze razem podróżowali. Ona mówi: "biegł obok ciebie". Myślę sobie: kurde, gdzie on był? I potem, już po mecie, rozmawialiśmy, a on mówi, że przynajmniej przez 20 sekund biegł obok i krzyczał moje imię. A ja nie byłam w stanie nawet go zobaczyć. To uświadomiło mi, że te trzy ostatnie kilometry "wycięły" mnie totalnie. To był najgorszy moment, jaki w życiu miałam na rowerze.
A zarejestrowałaś moment, w którym powiedziano ci, że wygrałaś cały ten wyścig?
Tak. To było już po przejechaniu linii mety. Przestałam pedałować i miałam kilka sekund, żeby wziąć głęboki oddech. Usiadłam na ziemi i byłam pewna, że przegrałam. Byłam pewna, że koszulka nam uciekła. I nagle słyszę w radiu krzyki. Pytam wtedy: "co się dzieje?". A oni, że wygraliśmy.
To, co przeżyłam w takim bardzo krótkim czasie, jest niesamowite. Z ogromnego zmęczenia do takiej myśli: no nie, znowu. Przegraliśmy. A nagle, że nie, że jednak wygraliśmy.
W jednej z rozmów na gorąco powiedziałaś, że czujesz się spełniona. Chwilę później oczywiście pojawiły się nowe cele: mistrzostwa świata, obrona koszulki w Tour de France. Czujesz się teraz jeszcze bardziej głodna kolejnych dużych sukcesów, czy teraz masz już taką pozycję, która pozwala ci wybierać takie najlepsze owoce z tego tortu?
Zdecydowanie dalej czuję się bardzo spełniona. Czuję takie totalne szczęście, którego nie czułam już od naprawdę długiego czasu, nawet wygrywając Fleche Wallonne. Tydzień później mieliśmy już Vueltę, potem jeszcze coś. Wiedziałam, że jeszcze jest olimpiada, potem Tour. Teraz mam czas, kiedy mogę zwolnić, mogę się odłączyć od wszystkiego i cieszyć tym, co osiągnęłam. A fakt, że osiągnęliśmy naprawdę wielki cel, jest megasatysfakcjonujący.
Teraz po cichu skupiam się na tym, jak poprawić te moje długie podjazdy. Wiem, że poprawiłam się, jeśli idzie o podjazdy 45-minutowe, ale gdy mieliśmy Glandon, gdzie wjeżdża się prawie godzinę, czułam, że czegoś mi brakuje. To jest coś, nad czym muszę zacząć pracować. Następnym razem chcę wygrać Tour, wiedząc, że wygrałam go z Demi, z Pauline Ferrand-Prevot, jak wróci, czy z Anną van der Breggen. To jest mój cel.
Ale zobaczymy, jaka będzie trasa na przyszły rok, bo od tego również wiele zależy. Może największe góry będziemy miały siedmio- lub ośmiokilometrowe, a nie 19- czy 20-kilometrowe jak teraz.
Kasia Niewiadoma na najwyższym stopniu podium Tour de France kobiet 2024
Źródło wideo: Eurosport
Czy ta pozycja, którą teraz masz w swoim zespole, bardziej cię podbudowuje czy raczej jeszcze bardziej motywuje do tego, żeby mocniej pracować i ciągnąć za sobą całą drużynę?
Powiem szczerze, że kilka lat temu bardzo pokochałam rolę liderki. Może też ze względu na to, że jestem trochę starsza, a mamy sporo młodszych zawodniczek, ale czuję, że ja też im pomagam. Fajnie jest znaleźć taki balans, gdzie dostajesz pomoc od innych podczas wyścigów, ale potem jesteś też w stanie pomóc innym, czy to mentalnie, czy dzieląc się swoim doświadczeniem, czy metodami przygotowania.
Przez ostatnie siedem czy osiem sezonów dorastaliśmy do siebie i uczyliśmy się pewnych rzeczy o sobie. Wydaje mi się, że śmiało mogę powiedzieć, że w tej drużynie skończę się ścigać. Czuję się tak, jakby to też była moja drużyna. Razem znajdujemy jakieś małe cele, małe rzeczy, które możemy poprawić, razem do czegoś dążymy. Oni też darzą mnie ogromnym zaufaniem i zawsze mam wrażenie, że po prostu mnie słuchają. Na pewno w tej drużynie jestem bardzo szczęśliwa.
Powiedziałaś, że chcesz za sobą pociągnąć inne dziewczyny. Masz jakiś pomysł, jak to zrobić?
Zdecydowanie chciałabym znaleźć pomysł na to, jak pomóc młodym zawodniczkom, żeby zdecydowały się wyjechać za granicę, by tam spróbować swoich szans. Wiem, że to nie jest łatwy krok. Wiem też, że na pewno dużo łatwiej byłoby mieć profesjonalną drużynę w Polsce, gdzie te wszystkie juniorki czy orliczki mogłyby od razu się przetestować i albo ścigać za granicą, albo próbować czegoś innego.
Nie wiem, od czego to zależy. Na pewno są w Polsce odpowiedzialne osoby, które mogłyby zrealizować takie projekty. Tylko pewnie dużo zależy od tego, czy udałoby się znaleźć sponsorów. Bo tak naprawdę musimy przyznać, że niestety polskie kolarstwo nie reprezentuje dziś zbyt wysokiego poziomu. Zmiany musiałyby zajść na każdym szczeblu, ale jeżeli ktoś chciałby mnie do jakiejś pomocy, to jestem oczywiście chętna.
Kasia Niewiadoma o polskim kolarstwie
Źródło wideo: Eurosport
Wróćmy jeszcze do ciebie. Jakie są twoje najbliższe plany?
Sportowe czy życiowe?
Takie i takie. Zgaduję, że odpoczynek?
Tak, zdecydowanie odpoczynek. Chcę po prostu wrócić do domu, do mojej rodziny i spędzić z nimi kilka chwil, odciąć się od rzeczywistości.
Potem ścigam się w Tour de Romandie za dwa tygodnie, a później przygotowuję do mistrzostw świata. Na pewno cel na koniec sezonu to koszulka mistrzostw świata. Właśnie rozmawiałam z moim mężem, jak fajnie byłoby zdobyć dwie koszulki w jednym sezonie.
Bardzo ci tego życzę. A spodziewasz się takiego przywitania w swojej rodzinnej miejscowości jak na mistrzynię Tour de France przystało?
Myślę, że górale na pewno coś zorganizują.
Rozmawiał Mariusz Czykier