Gospodarze się cieszą. Włoch najszybszy w Piemoncie

Gran Piemonte, choć nie należy do najwyżej klasyfikowanych wyścigów, jest dla wielu kolarzy ostatnim sprawdzianem przed jednym z ostatnim z ważniejszych wydarzeń sezonu - Il Lombardią. To dlatego na liczącej 152 km trasie zameldowało się wielu kolarzy, którzy w sobotę staną na starcie piątego z tzw. kolarskich monumentów.

Mocne tempo na początku rywalizacji sprawiło, że przez pierwsze 70 km wszystkie próby ataku z peletonu kończyły się niepowodzeniem. Dopiero ok. 80 km przed metą z głównej grupy oderwała się kilkunastoosobowa grupa zawodników.

Peleton nie pozwolił im jednak na zbudowanie dużej przewagi. Niewielka grupa faworytów, z której sukcesywnie odpadali niewytrzymujący szybkiego tempa kolarze, uformowała się na zlokalizowanym ok. 30 km przed metą podjeździe.

Kilkanaście kilometrów dalej zaatakowali Hirschi i Bagioli, którzy zdołali się oderwać od głównej grupy. Chwilę później dołączyli do nich Aranburu i Guillaume Martin (Cofidis).

Cała czwórka ostatnie kilometry przejechała z przewagą kilkunastu sekund. Mimo to goniąca ją grupa nie była w stanie zniwelować różnicy.

Na ostatnią prostą czołową grupkę wyprowadził Aranburu. Zza jego pleców zaatakował najpierw Hirschi, ale Bagioli natychmiast odpowiedział na szarżę Szwajcara i wyprzedził go o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. To wystarczyło, by Włoch minął linię mety jako pierwszy i mógł cieszyć się z siódmego w karierze triumfu.