Ostatnia ucieczka w górach tegorocznego Giro d'Italia. Thomas obronił koszulkę lidera

Królewski etap tegorocznego Giro d'Italia prowadził przez słynne przełęcze Dolomitów. Na dystansie 183 kilometrów znajdowały się trzy górskie premie pierwszej kategorii oraz dwie drugiej. Kolarze pokonywali kolejno: Passo Campolongo (3,9 km; śr. 7 proc.), Passo Valparola (14,1 km; 5,6 proc.), Passo Giau (9,9 km; 9,3 proc.), Passo Tre Croci (7,9 km; 7,2 proc.) i finałowy pojazd pod Tre Cime di Lavaredo (7,2 km; 7,6 proc.).

Po raz ostatni etap Giro finiszował tam dziesięć lat temu, gdy po zwycięstwo sięgnął Vincenzo Nibali.

Łączne przewyższenie na piątkowym odcinku wynosiło 5423 metry.

Kluczowe pytania przed ostatnim górskim odcinkiem ze startu wspólnego wiązały się oczywiście z walką o wygranie klasyfikacji generalnej. Primoż Roglicz (Jumbo-Visma) i Joao Almeida (UAE Team Emirates) tracili do prowadzącego Thomasa odpowiednio tylko 29 i 39 sekund w głównym zestawieniu wyścigu. Przy tak wymagającej sekwencji podjazdów mogli pokusić się o wystawienie Brytyjczyka na wyczerpującą próbę.

Z drugiej strony czołowi kolarze "generalki" mieli jednak z tyłu głowy to, co czeka ich w sobotę, czyli niezwykle istotny etap jazdy indywidualnej na czas. Rzucenie wszystkiego na piątkową rywalizację byłoby zbyt ryzykowną strategią. Dopiero na finałowym podjeździesiły Thomasa i Almeidy sprawdził Roglicz. Portugalczyk napotkał problemy i poniósł straty, ale Brytyjczyk z Ineos Grenadiers potwierdził dobrą dyspozycję, wpadając na metę tuż za Rogliczem. To między nimi powinna rozegrać się walka o końcowe zwycięstwo w sobotę.

W takich okolicznościach w pierwszoplanowych rolach w piątek ponownie wystąpili zawodnicy z ucieczki dnia. W odjeździe znalazło się łącznie piętnastu kolarzy, wśród których najmniejsze straty w klasyfikacji generalnej miał Santiago Buitrago (Bahrain-Victorious) - 12 minut i 2 sekundy. Przewaga odjazdu w żadnym momencie nie doszła jednak do aż tak znacznej różnicy. Maksymalnie przekraczała 8 minut, a przeważnie oscylowała w okolicach 6-7.

Pierwsze dwa wzniesienia pokonywane przez kolarzy w piątek nie przyniosły ożywienia w prowadzącej grupie. Z kolei w peletonie emocje w pierwszej części trasy podnosił tylko Ben Healy (EF Education-EasyPost), który niespodziewanie rzucił się w pogoń za ucieczką. Wicelider klasyfikacji górskiej nie miał jednak szans odczepić prowadzącego w tym zestawieniu Thibaut Pinota (Groupama-FDJ) i jego akcja nie przyniosła większego efektu.

Tymczasem rywalizacja w pierwszej grupie zaczęła nabierać rumieńców na stromym podjeździe pod Passo Giau. Najmocniejsi kolarze z ucieczki przyspieszyli tam, doprowadzając do selekcji na czele. Skład odjazdu uszczuplił się do jedenastu zawodników, którzy mogli już realnie myśleć o etapowym zwycięstwie.

Kolejnych podziałów z przodu doczekaliśmy się podczas wspinaczki na Passo Tre Croci. Kilkudziesięciosekundową przewagę nad towarzyszami odjazdu wypracowali sobie tam Buitrago, Magnus Cort (EF Education-EasyPost), Derek Gee (Israel-Premier Tech) i Michael Hepburn (Team Jayco AlUla). Ich zapas nad grupą lidera napędzaną przez Laurensa De Plusa (Ineos Grenadiers) topniał jednak bardzo szybko.

Na finałowym podjeździe przewaga wynosiła już poniżej czterech minut. Z przodu odskoczył wówczas Gee, ale jak się później okazało, przeliczył się z siłami. Około 1,5 km prze metą wyprzedził go Buitrago i samotnie pojechał po etapowe zwycięstwo.