Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Tour de Pologne 2020: wyścig wystartuje dokładnie w rocznicę śmierci Bjorga Lambrechta - kolarstwo

Emil Riisberg

02/08/2020, 05:22 GMT+2

- To musi być jakieś przeznaczenie - mówi Czesław Lang o dacie startu Tour de Pologne, która po zmianach w kolarskim kalendarzu przypadła w tym roku dokładnie w rocznicę śmierci Bjorga Lambrechta. Na 48. kilometrze ubiegłorocznej edycji wyścigu Belg z niewyjaśnionych przyczyn zjechał z drogi i uderzył w betonowy przepust. Zmarł kilka godzin później.

Pogrzeb Bjorga Lambrechta

Foto: Eurosport

5 sierpnia 2019 roku, kilka chwil przed startem 3. etapu Tour de Pologne na Stadionie Śląskim w Chorzowie panuje wyjątkowa atmosfera. To miejsce jest inne niż większość placów, z których kolarze ruszają na trasę wyścigu. Na cichej bieżni nie słychać charakterystycznego szumu kół, a w otoczonej wysokimi trybunami niecce stadionu wszyscy są doskonale widoczni i wydają się być bliżej niż zwykle. Kolarze rozmawiają w małych grupach, niektórzy jeszcze udzielają wywiadów, inni pozują do zdjęć.
W tej blisko 200-osobowej grupie stoi również 22-letni Bjorg Lambrecht. Kolarz belgijskiej grupy Lotto-Soudal podpisał już listę startową i wraz z innymi czeka na sygnał do startu. Za moment wyjedzie ze stadionu. Potem wszyscy wyjadą z Chorzowa, skierują się na południe, by po kilkudziesięciu kilometrach w okolicach Jastrzębia-Zdroju skręcić z powrotem na północ i pojechać w kierunku Zabrza.

To był szok dla wszystkich

Lambrecht dojechał tylko do 48. kilometra. W miejscowości Bełk z niewyjaśnionych przyczyn zjechał z drogi i z dużym impetem uderzył ciałem w betonowy przepust. Szybko pojawiła się przy nim wyścigowa karetka, przyjechał lekarz, wezwano również śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ciężko rannego kolarza przetransportowano do szpitala w pobliskim Rybniku.
- To były dla mnie chwile pełne wielkiego napięcia i troski. Cały czas mieliśmy nadzieję, że nic poważnego się nie stało - wspomina w rozmowie z Eurosport.pl dyrektor wyścigu Czesław Lang. - Odkąd otrzymałem informację o zdarzeniu byłem na łączach ze sztabem medycznym. Natychmiast wezwaliśmy helikopter i staraliśmy się koordynować całą akcję, prowadząc nadal wyścig, bo nie wiedzieliśmy, jak poważna jest sytuacja. Takie rzeczy w kolarstwie przecież się zdarzają.
Informacja o śmierci Lambrechta, który zmarł na stole operacyjnym rybnickiego szpitala, dotarła do peletonu, gdy ten wjechał na metę etapu w Zabrzu.
- To był dla wszystkich szok - opowiada komentator kolarstwa w Eurosporcie Tomasz Jaroński, który podczas ubiegłorocznej edycji wyścigu towarzyszył zawodnikom na trasie. - Kolarze rozegrali finisz i przygotowywali się do dekoracji, gdy dotarła do nich wiadomość, że Bjorg umarł w szpitalu. Dekorację natychmiast odwołano, nikt nie miał ochoty na świętowanie. Publiczność została poinformowana o zdarzeniu, a na mecie zapadła cisza - wspomina.

Tragedia bez powodu

Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się na 48. kilometrze. Chwilę wcześniej nad peletonem przeszła ulewa, ale zanim kolarze dojechali do Bełku, deszcz przestał już padać. Droga była mokra, ale dla zawodowych kolarzy to nic nadzwyczajnego. Podobnie jak upadki, które przydarzają się nawet najlepszym. Kraksa Lambrechta początkowo nie wzbudziła w peletonie większego niepokoju. Kolarze zmierzali w stronę mety w Zabrzu.
- Kolarstwo to taki sport, który niesie z sobą pewne ryzyko, nie da się wszystkiemu zapobiec. W swojej karierze miałem kilka sytuacji, w których moi koledzy ginęli w wypadkach, a wyścig jechał dalej. Jak w normalnym życiu - podsumowuje Lang, pierwszy polski kolarz, który rozpoczął zawodową karierę na Zachodzie.
- Niemal natychmiast po informacji o śmierci kolarza zaczęły się spekulacje na temat przyczyn wypadku - wspomina Jaroński. - Że deszcz, że kolarskie "liźnięcie koła", że niezabezpieczony przepust. Trzeba było to wszystko natychmiast tonować. Nikt nie wiedział, co się tak naprawdę wydarzyło.
Prowadząca śledztwo Prokuratura Rejonowa w Rybniku za najbardziej prawdopodobną przyczynę upadku kolarza przyjęła najechanie na zatopiony w asfalcie plastikowy odblask, który spowodował utratę równowagi. Przesłuchano kilku najbliżej jadących kolarzy i po stwierdzeniu, że nikt nie przyczynił się do wypadku śledztwo umorzono. Nie stwierdzono również żadnych uchybień po stronie organizatora wyścigu. Trasa była dobrze zabezpieczona.

Trudno pogodzić się z taką sytuacją

- Najtrudniejszy był dla mnie kontakt z rodzicami Bjorga - przyznaje Lang. - Chciał wygrać etap, a oni przyjechali z Belgii specjalnie na nasz wyścig, by go dopingować. Byli na mecie w Zabrzu, ale zamiast czekać na finisz, musieli pojechać do szpitala. Zamiast cieszyć się ze zwycięstwa, musieli pogodzić się ze śmiercią syna.
Odkąd w 1993 roku Czesław Lang przejął organizację Tour de Pologne i sprofesjonalizował wydarzenie, wprowadzając je kilkanaście lat później do grona najważniejszych wyścigów świata, w polskim tourze nigdy nie doszło do śmiertelnego wypadku. To była zupełnie nowa sytuacja dla wszystkich.
- Musieliśmy podjąć decyzję, co robić dalej. Nie przespaliśmy całej nocy, rozmawialiśmy z zespołami i z całym sztabem. Uzgodniliśmy, że następny etap zostanie zneutralizowany i będzie etapem żałoby - wspomina Lang.

Milczący wyścig

Czwarty etap wyścigu odbywał się w niemal zupełnej ciszy. Przez pierwsze 48 kilometrów na czele peletonu jechała drużyna Lotto-Soudal, w barwach której występował Belg.
Na 48. kilometrze wyścig się zatrzymał i kolarze minutą ciszy oddali hołd zmarłemu koledze. Od tego momentu aż do mety w Kocierzu milczącą grupę prowadziły na zmianę wszystkie występujące w TdP ekipy. Na szczycie Przełęczy Kocierskiej, gdzie zlokalizowana była meta, grupa zatrzymała się po raz drugi. Na linii mety ustawili się koledzy z drużyny Lambrechta. Przekroczyli ją razem.
Na całej trasie, którą przejeżdżał pogrążony w żałobie peleton, zgromadziły się tłumy kibiców. Powiewały polskie i belgijskie flagi poprzewiązywane czarnymi kirami. Na drodze kolarze mijali wymalowane imię zawodnika i numer 143, z którym stanął na starcie swojego ostatniego wyścigu.
- Najbardziej wzruszyła mnie reakcja ludzi. Te flagi, czasem wymalowane przez dzieci na kartkach, te numery startowe, to pojawiające się wszędzie imię Bjorg. To była wspaniała reakcja nas, Polaków. Pokazaliśmy, jak wiele mamy w sobie empatii i ten obraz poszedł na cały świat. To był spontaniczny, i piękny wizerunek Polski. Byłem tym bardzo wzruszony - mówi dyrektor TdP.

Trudne decyzje

Do końca wyścigu pozostały jeszcze trzy etapy. Nie było jasne, czy weźmie w nich udział zespół zmarłego kolarza.
- Większość ekipy i część zawodników chciała wracać do domów - wspomina jadący w wyścigu zawodnik Lotto-Soudal Tomasz Marczyński. - Przekonałem chłopaków, że powinniśmy dalej jechać i walczyć dla Bjorga. On by nie chciał, żebyśmy się wycofywali. Kiedy drużyna podjęła decyzję, że będziemy kontynuować walkę, reszta ekipy oczywiście również została, żeby nam w tym pomagać.
Marczyński postanowił zaatakować klasyfikację górską, by zadedykować ją pamięci młodszego kolegi. Na 6. etapie zdobył koszulkę najlepszego górala, w której wyruszył na trasę ostatniego odcinka. Nie udało mu się jej utrzymać do końca wyścigu, na ostatnim podjeździe odebrał mu ją Simon Geschke z CCC Team. Ale Marczyński walczył do końca.
Walczył również po wyścigu.
- Najtrudniejsze okazało się tych kilka dni po Tour de Pologne, kiedy wróciłem do domu i kiedy zeszła już ze mnie wyścigowa adrenalina. Musiałem się zmierzyć z myślami o tym, że wyjechaliśmy na wyścig w siedmiu, a wróciliśmy bez jednego z nas. I nikt nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to wszystko się wydarzyło i dlaczego właśnie Bjorgowi - zastanawia się polski kolarz, który w barwach belgijskiej drużyny dwukrotnie wygrywał etapy hiszpańskiej Vuelty.
Tomasz Marczyński na starcie ostatniego etapu Tour de Pologne 2019

Wyjątkowa motywacja

Ekipa Lotto-Soudal przed tegoroczną edycją Tour de Pologne jest wyjątkowo zmotywowana. Nie tylko dlatego, że polski wyścig będzie pierwszym poważnym sprawdzianem formy po ponad czteromiesięcznej przerwie spowodowanej pandemią. Zespół chce zrobić wszystko, by pod nieobecność Bjorga Lambrechta pokazać się z możliwie najlepszej strony.
- Przyjeżdżamy bardzo mocnym składem i wszyscy jesteśmy mocno zdeterminowani, żeby walczyć o najwyższe cele. Pamięć o Bjorgu dodatkowo nas motywuje. Będziemy walczyć o etapy, będziemy walczyć o poszczególne klasyfikacje, być może nawet o wygranie całego wyścigu przez Tima Wellensa - deklaruje Marczyński przypominając, że doświadczony Belg już raz wygrał w kapitalnym stylu Tour de Pologne w 2016 roku.
- Bjorg jest z nami cały czas. Jego imię towarzyszy nam w autokarze i na trasie każdego wyścigu. Ja sam mam wytatuowany na nadgarstku jego numer startowy z Tour de Pologne. Ciągle na niego patrzę i na pewno nigdy o nim nie zapomnę - zapowiada kolarz.

"Teraz to jest też nasz synek"

O młodym Belgu nie zapominają również polscy kibice kolarstwa i mieszkańcy Bełku. Zapalone znicze pojawiły się obok feralnego przepustu jeszcze w dniu tragedii. Tego samego wieczoru lokalna społeczność kolarska porozumiała się z mieszkańcami w sprawie postawienia w tym miejscu krzyża. Stanął niespełna miesiąc później.
- Znicze palą się tam za każdym razem, gdy odwiedzamy to miejsce - mówi Marek Grabiwoda z działającego prężnie na Śląsku fanklubu Bora-Hansgrohe. - Mieszkańcy Bełku mówią: "teraz to jest też nasz synek". Spotkaliśmy się tam w dniu urodzin Bjorga i będziemy tam również w rocznicę jego śmierci. O godzinie 8.30 będzie msza, a później złożymy pod krzyżem kwiaty. W tradycyjnym już gronie mieszkańców i lokalnych kolarzy.



Wyjątkowa rocznica

Pamięć o kolarzu na wiele sposobów czcić będzie też Tour de Pologne. Już wcześniej Czesław Lang zapowiedział, że numer 143, z którym ścigał się młody Belg, zostanie zastrzeżony i nigdy więcej nie będzie wykorzystany podczas wyścigu.
Tegoroczna edycja polskiego touru wystartuje w środę, 5 sierpnia, dokładnie w rocznicę śmierci Lambrechta.
- To musi być jakieś przeznaczenie - mówi Lang. - Nikt nie był w stanie przewidzieć, że w tym dziwnym sezonie kalendarz tak się ułoży, że będziemy mogli szczególnie upamiętnić Bjorga, rozpoczynając wyścig dokładnie w rocznicę jego śmierci.
Wyścig rozpocznie się minutą ciszy, a na mecie piątego, ostatniego etapu specjalną nagrodą imienia Labrechta zostanie uhonorowany najlepszy kolarz Tour de Pologne, który nie ukończył jeszcze 23 lat.
Przy jej wręczeniu mają być obecni rodzice Bjorga. Wrócą na metę wyścigu, którego ich synowi nie było pisane ukończyć.
Autor: Mariusz Czykier/twis / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama