Linda Weiszewski celuje w igrzyska. Znalazła swój urwany palec, w czasie zabiegu słuchała "Bohemian Rhapsody"

W Niemczech grała w piłkę nożną, jak tata. Tam zaczęła trenować też lekkoatletykę, co kontynuowała i po przyjeździe do Polski. Tu zajęła się sportami pożarniczymi, zostając nawet mistrzynią świata. Teraz jest bobsleistką, celującą w przyszłoroczne igrzyska olimpijskie. Nie zniechęca jej nic. - Spojrzałam, a palca nie ma, znalazłam go między płozą a kufą - mówi o niedawnym wypadku Linda Weiszewski.

Pekin. Podsumowanie olimpijskiej rywalizacji w bobslejach

Źródło wideo: Eurosport

Zamieszanie. Z nazwiskiem. Weiszewski, czasami pojawia się jednak i Wejszewski. Wyjaśnia Linda w rozmowie z eurosport.pl: - Urodziłam się w Niemczech, nazywam się Weiszewski, tak mam zapisane we wszystkich dokumentach. A błąd, czyli druga wersja, wziął się stąd, że kiedy byłam lekkoatletką, w jakichś statystykach zapisano Wejszewski, i z tym "j" startowałam przez całe lekkoatletyczne życie.
Do Niemiec wyjechał jej tata, pan Maciej, jako 18-latek - pracować i grać w piłkę, w Moenchengladbach, nie w Borussii, a w niższych ligach. W Polsce poznał dziewczynę, przyszłą żonę, panią Joannę. Wspólnie mieszkali w Niemczech, a w roku 1999 - 11 kwietnia, czyli Linda lat skończyła właśnie 26, na świat przyszła córka. Dwa lata później urodzi się syn - Jakob, oboje mają podwójne obywatelstwo.
picture

Linda Weiszewski kocha adrenalinę (fot. EXPA/NEWSPIX.PL)

Foto: Other Agency

Linda Weiszewski. Była piłka nożna, później lekkoatletyka

Pierwsza była piłka nożna, tam, w Niemczech, w Elmpt, niedaleko granicy z Holandią. Trenowała z chłopcami, jedyna dziewczynka. Nic to, ważne, że robiła to, co kochała, najważniejsze. Biegała bardzo szybko, znacznie szybciej od rówieśniczek, rówieśników też - jak rakieta, naprawdę - więc tata zaprowadził ją na stadion lekkoatletyczny.
- Wyprzedzałam wszystkie dziewczynki i szłam do mety, bawiłam się, mówiłam, że na piechotę też wygram. Nie wiem, skąd mi się to wzięło - opowiada.
W Polsce biegała i za piłką, i bez piłki, przez czas jakiś łączyła te dwie dyscypliny. Tata, o dziwo, namawiał do lekkoatletyki. - Dzisiaj brat mówi, że gdybyśmy zostali w Niemczech, to grałabym na wysokim, może najwyższym poziomie, i dobrze zarabiała, bla, bla, bla - mówi Linda. Ewa Pajor, polska piłkarka w FC Barcelona? - Aż tak pewnie bym nie grała, bo pani Ewa, kurde, to jest kobieta, diabeł wcielony na boisku.
Posłuchała taty, została i sprinterką, i wieloboistką, zdarzało się, że skakała też w dal, w juniorskich czasach w każdej z tych specjalności sięgając po medale nawet mistrzostw Polski, czyli poważna sprawa.
picture

Klaudia Adamek i Linda Weiszewski (z prawej) - (fot. EXPA/NEWSPIX.PL)

Foto: Other Agency

Był też sport pożarniczy. Na czym polega?
- Bieg na sto metrów z przeszkodami, tak - nie przez płotki, a przeszkody, choć pierwszą przeszkodą akurat jest płotem. Za nim z wężem strażackim przebieżka po równoważni. A potem ze strażacką pałeczką sztafetą, czyli w rzeczywistości prądownica, biegiem do mety,
- bieg z drabiną hakową - 30-metrowy rozbieg, zahaczenie drabiny i wbiegnięcie po niej na pierwsze piętro.
- sztafeta pożarnicza - połączenie biegu i wspinaczki po drabinie, to zawodniczka numer 1, pokonanie płotka (zawodniczka numer 2), bieg ze strażackim wężem przez równoważnię (3), gaszenie ognia (4).
- Któregoś dnia zaproponował nam to trener lekkoatletyki, mówił, że trzeba być szybkim, więc to idealny sport dla sprinterek. I z dziewczyn z Torunia stworzył kadrę Polski. Fajna sprawa, super wspomnienia, podróże, Austria, Petersburg, zostałyśmy nawet mistrzyniami świata - wyjaśnia Linda.
picture

Linda Weiszewski w monobobie

Foto: Getty Images

Klaudia krzyczy, czego potem nie pamięta

Teraz liczą się tylko bobsleje. Lekkoatletykę zostawiła, bo czuła, że emocji dostarcza jej coraz mniej, a wyniki też przestawały być zadowalające. Chciała adrenaliny, zawsze jej szukała. Zadzwonił kolega, startujący w bobslejowej czwórce, rok był 2018, może 2019. Zadzwonił i zapytał, czy spróbuje nowego sportu, bardzo by się nadawała.
Pojechała nad morze, do Gdańska. Bobsleje nad morzem? Trening był w warunkach prowizorycznych, nałożone do wózka ciężary i bieg przez 30 metrów, pchając ten ciężar, rozpychając, jak na starcie w zawodach. na początek wystarczy.
Potrenowała i powiedziała, że to jest to. Ryzyko, niebezpieczeństwo, adrenalina. A niebezpiecznie bywa rzeczywiście, nawet bardzo.
8 grudnia 2024, Altenberg, Puchar Świata.
Linda startuje w bobslejowej dwójce, z Klaudią Adamek, także byłą lekkoatletką, sprinterką, olimpijką. Po pierwszym ślizgu lokatę zajmują 11., dobrą, zachęcającą do ataku na czołową 10. Ślizg numer 2 kończy się fatalnie.
Ruszają ostro, z całych sił rozpędzają boba, takie jest założenie, by zacząć jeszcze szybciej niż poprzednio. Wskakują do środka, Linda siedzi z przodu, Klaudia z tyłu, pochylona, złożona właściwie w pół, nic zatem nie widzi.
Bob rozpędza się coraz bardziej, lewy zakręt, prawy, wygląda to obiecująco, czy będzie awans w klasyfikacji? Niespodziewanie bob odbija się od bandy i wywraca na prawą stroną, Linda kaskiem uderza o lodową rynnę, przy tej szalonej prędkości. Bezwładnie suną tak przez kilkaset metrów, może kilometr. Koszmar, sekundy wydają się minutami, godzinami. Klaudia krzyczy, czego potem nie pamięta.
- Nie ma o czym mówić, ryzyko zawodowe, to taki sport, że wypadki trzeba zaakceptować - komentuje Linda. Do pechowego i dramatycznego doszło i poza lodową rynną.
Początek marca 2025, Lake Placid, mistrzostwa świata.
Pierwszy treningi, trzy ślizgi. Linda i trener wyładowują boba z ciężarówki. Spieszy im się, niestety, nie czekają na innych członków ekipy. Błąd. - Trener zamiast pchnąć kufę, to takie ochraniacze na płozy, pchnął bobslej. A to 180 kg, duży ciężar. Jakoś tak pechowo, że zmiażdżył mi palec, serdeczny lewej dłoni. Nic nie czułam, nic nie bolało, spojrzałam, a palca nie ma, widać tylko kość, za którą złapałam. Szukałam wzrokiem i znalazłam ten palec między płozą a kufą.
Potrzebny był zabieg, odcięcie kawałka kości, żeby naciągnąć skórę. Poprosiła o znieczulenie tylko miejscowe. I o "Bohemian Rhapsody", bo Queen i Freddiego Mercury'ego lubiła, lubi i lubić będzie, ich przebojów często słucha przed zawodami. A wtedy razem z paniami pielęgniarkami nawet sobie pośpiewały, dlaczego nie.
Ze startu w mistrzostwach musiała zrezygnować.
Klaudia Adamek i Linda Weiszewski (z prawej) dogadują się znakomicie (fot. EXPA/NEWSPIX.PL)
Klaudia Adamek i Linda Weiszewski (z prawej) dogadują się znakomicie (fot. EXPA/NEWSPIX.PL)Foto: Other Agency

"To już prawdziwe kocury"

Kokosów, wiadomo, nie ma, ze startów w bobslejowym Pucharze Świata trudno wyżyć. Klaudia służy w jednostce wojskowej, 12. Brygada Zmechanizowana w Szczecinie - oficjalnie szeregowy Adamek Klaudia. Linda dorabia, sprowadzając do Polski samochody. Szara rzeczywistość. A szykują się do sezonu olimpijskiego - igrzyska rozpoczną się 6 lutego 2026 roku we Włoszech - Mediolan/Cortina d'Ampezzo.
- Żeby awansować, musimy być w czołowej dwudziestce piątce Pucharu Świata. Jak najbardziej do zrobienia. W tym sezonie nasze najlepsze miejsce to ósme, w Innsbrucku, 0,05 s zabrakło nam do szóstki. A ta szóstka to już prawdziwe kocury - twierdzi Linda.
Linda Weiszewski i Klaudia Adamek radzą sobie coraz lepiej (fot.  IMAGO/NEWSPIX.PL)
Linda Weiszewski i Klaudia Adamek radzą sobie coraz lepiej (fot. IMAGO/NEWSPIX.PL)Foto: Other Agency
(rk/twis)

dołącz do Ponad 3 milionów użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami, wynikami i wydarzeniami na żywo
Pobierz
Udostępnij
Reklama
Reklama