Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Ponad dziesięć lat po tragedii pochowano Tomasza Kowalskiego. "Naszych nie zostawiamy"

Mariusz Czykier

Akt. 02/08/2023, 22:08 GMT+2

Po ponad dziesięciu latach pożegnano Tomasza Kowalskiego, który w marcu 2013 roku zaginął podczas zejścia z Broad Peak. 19 lipca br. pochówku himalaisty dokonali członkowie zorganizowanej przez Rafała Fronię wyprawy. Jej współorganizatorem był Polski Komitet Olimpijski (PKOl).

Wielicki: decyzja była trudna

5 marca 2013 roku Kowalski, Adam Bielecki, Maciej Berbeka i Artur Małek dokonali pierwszego zimowego wejścia na szczyt Broad Peak (8051 m n.p.m.) w Karakorum. Podczas zejścia następnego Kowalski i Berbeka nie zdołali wrócić do obozu. Kilka dni później zostali przez kierującego wyprawą uznani za zmarłych.
Ciało Kowalskiego przez ponad dekadę spoczywało na grani na wysokości około 8000 m n.p.m. Na pomysł jego przeniesienia w inne miejsce i pochowania wpadł przed rokiem Fronia, który w obszernym wpisie na Facebooku przedstawił szczegóły zorganizowania wyprawy i jej cel.
"Szedłem tamtędy drżąc, że śnieg ruszy i że spadnę. Nie spadłem. Coś pchało mnie do szczytu" - relacjonował Fronia. "Szedłem i z jakichś powodów w końcu się spotkaliśmy. Tomek leżał na skalnej ostrodze. Tam, gdzie Jacek Jawień i Jacek Berbeka go ułożyli. Myślę, że to było spotkanie, którego nie dało się uniknąć" - opisywał okoliczności narodzenia się idei.
Ekspedycja wyruszyła 17 czerwca, głównie dzięki wsparciu prezesa PKOl Radosława Piesiewicza. Obok Froni wzięli w niej udział: Piotr Tomala, Marek Chmielarski, Jarosław Gawrysiak, Marcin Kaczkan, Krzysztof Stasiak i Grzegorz Borkowski.

Pochowany w lodowej grocie

Miesiąc od wyruszenia z Polski wyprawa dotarła do ostatniego obozu, a dwa dni później, 19 lipca rano, odnalazła ciało Kowalskiego. Po kilku godzinach przetransportowano je do szczeliny skalno-lodowej, gdzie został pochowany.
"Pochowaliśmy Go w przepięknej lodowej grocie, którą siły natury tworzyły przez długie stulecia zapewne specjalnie po to. Jakby właśnie w tym celu" - napisał Fronia w swojej relacji.
Po powrocie do Polski uczestnicy wyprawy zostali powitani w siedzibie PKOl, gdzie Piesiewicz dziękował im za podjęte działania.
- Dawno żadna historia nie wywarła na mnie takiego wpływu. Nie ukrywam, że kiedy ją usłyszałem wiedziałem, że nie mogę zostawić chłopaków z tym samych. Bardzo ich podziwiam i jednocześnie jestem wdzięczny, że poświęcili ponad miesiąc swojego życia, by odbyć tę wyprawę i nie zostawić swojego przyjaciela – skomentował prezes PKOl. – Naszych nie zostawiamy! Nasi są najważniejsi! – dodał.
(macz/TG)
dołącz do Ponad 3 miliony użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami, wynikami i sportem na żywo
Pobierz
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama