Tokio 2020: Sztafeta mieszana 4x400 m po odebraniu medali. "To się dzieje naprawdę" - lekkoatletyka

Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Święty-Ersetic, Kajetan Duszyński - w sobotni wieczór w takim składzie i w tej kolejności popędzili w Tokio po tytuł.

W każdej wypowiedzi podkreślają jednak, by nie zapominać o tych, którzy biegli w eliminacjach, czyli o Idze Baumgart-Witan, Małgorzacie Hołub-Kowalik oraz Dariuszu Kowaluku, którzy medale też dostaną, choć na podium zgodnie z przepisami MKOl stanąć nie mogli.

- Pozostała część drużyny jest tutaj z nami, w tych najpiękniejszych dla nas chwilach - oznajmiła Święty-Ersetic. - Tak naprawdę wciąż do nas nie dociera to, co się stało. Spełniliśmy swoje marzenia. To się dzieje, jesteśmy złotymi medalistami igrzysk, ale nie mówimy ostatniego słowa. I panowie, i my będziemy jeszcze walczyć - zapowiedziała, na myśli mając sztafety.

Tuż przed dekoracją w biegu indywidualnym na 400 m wystartował Zalewski. Po metrach mniej więcej 150 zwolnił, do mety docierając ostatecznie w tempie spacerowym. Po ceremonii wyjaśnił, skąd taka decyzja.

- W sobotę bardzo późno skończyliśmy te wszystkie procedury związane z mediami i antydopingiem - opowiadał.

- Do łóżka położyłem się dopiero przed 3, za mną zatem trzy godziny niby z zamkniętymi oczami. Mimo wszystko przyjechałem rano na stadion, rozgrzałem się, a dopiero potem podjąłem decyzję, że zrobię odcinek treningowy, by przygotować do startu w sztafecie. Nie chciałem podejmować ryzyka i za bardzo wykańczać swojego organizmu. Jestem odwodniony, kolacja o drugiej w nocy właściwie była kolacjośniadaniem. Przed samym startem myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej przetransportować się w okolicę podium, stanąć tutaj z ekipą i odebrać ten medal - skwitował.

Autor: rk / Źródło: eurosport.pl