Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Tokio 2020: Polscy medaliści olimpijscy w studiu Eurosportu po zakończeniu igrzysk

Emil Riisberg

08/08/2021, 15:39 GMT+2

Przyszły ogromne sukcesy, czas na zasłużony blask fleszy. Polscy medaliści olimpijscy byli gośćmi Eurosportu i programu "Strefa Medalowa". Na antenie stacji, która transmitowała całość igrzysk w Tokio, w luźnej atmosferze opowiedzieli o swoich przeżyciach i wspomnieniach związanych z imprezą czterolecia.

Foto: Eurosport

W niedzielne popołudnie polskiego czasu znicz olimpijski zgasł, co oznaczało koniec 32. Letnich Igrzysk Olimpijskich. Jednak nie koniec emocji. Michał Korościel do ostatniego wydania naszego flagowego programu "Strefa Medalowa" zaprosił tych sportowców, którzy przez wcześniejsze dwa i pół tygodnia wprawiali w dumę i radość cały kraj.

Wiedział, że nie pobiegnie

Jako pierwszy wspólnie z trenerem Markiem Rożejem pojawił się Dariusz Kowaluk, złoty medalista sztafety mieszanej 4x400 metrów. Lekkoatleta zaskoczył, że ten ogromny triumf niespodzianką był także dla samej drużyny.
- Myślę sobie, że to coś niesamowitego. Tak naprawdę nie zakładaliśmy, że jedziemy po złoto. Skrycie w sercu myśleliśmy o brązowym medalu. Nikt na nas nie stawiał, a udało się. Szczęście dopisało, forma też dopisała i jest tego efekt - opowiadał.
Choć Kowaluk był w Tokio w znakomitej formie, w sztafecie mieszanej pobiegł tylko w eliminacjach. W finałowym biegu zastąpił go Karol Zalewski. Satysfakcja ze złota mimo to okazała się taka sama.
- Nie do końca było mi przykro. Ja już po samych eliminacjach wiedziałem, że nie pobiegnę w finale. Zrobiłem swoją robotę i wspierałem drużynę z trybun. Trochę mnie bolało, że nie mogę stanąć z drużyną na podium, ale dostaliśmy oddzielną dekorację w wiosce olimpijskiej i ten medal oświecił nam ten dzień na nowo. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty i potrafiliśmy się zżyć w wiosce olimpijskiej, a z tego powstało coś pięknego - zdradził.

"Z pół kilo"

W prowadzącym studio zwyciężyła dziennikarska ciekawość. Korościel poprosił naszego mistrza o to, aby mógł choć przez chwilę dzierżyć olimpijskie złoto.
- Proszę państwa, tak wygląda złoty medal olimpijski - z dumą prezentował krążek przed kamerą. - Ciężki. Ile on waży? - zapytał Kowaluka. - Pół kilo - 400-metrowiec odpowiedział z uśmiechem na ustach i dumą w głosie.

Apel i wspólne wakacje żeglarek

Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill, które srebrem w klasie 470 przywiozły dopiero piąty polski medal żeglarski w dziejach, nie do końca zdawały sobie sprawę z doniosłości chwili.
- Nasz doktor powtarzał nam codziennie, że to jest nasz historyczny moment. Do nas to jeszcze nie dociera, aczkolwiek jesteśmy superszczęśliwe, że mogłyśmy zdobyć ten medal dla żeglarstwa, niszowego sportu w Polsce. Mamy nadzieję, że tym medalem zainspirujemy młodych do tego sportu, aby się nie poddawali i dążyli do celu - apelowała Ogar-Hill.
Skrzypulec z kolei zdradziła, ile dla niej i dla koleżanki znaczy współpraca w duecie. - Czujemy, że jesteśmy nierozłączne i wybieramy się razem na wakacje - żartowała. - Na żagle! - wtórowała jej koleżanka.

Medale za to, że się nie pozabijały

Iga Baumgart-Witan i Natalia Kaczmarek, złote medalistki mieszanej sztafety 4x400 m oraz srebrne kobiecej, wniosły do studia ogrom pozytywnej energii.
- No, jesteśmy chciwe baby, ale wszyscy się z tego cieszą, bo przywiozłyśmy dzięki temu srebrny i złoty medal - uśmiechała się Kaczmarek w nawiązaniu do słynnego wywiadu po sobotnim drugim miejscu. - Wiedziałyśmy, że jesteśmy w dobrej formie, stąd pewność siebie. Jesteśmy bardzo zgraną drużyną, tym wygrywamy - kontynuowała.
Baumgart-Witan zdradziła z kolei, jak wewnętrzne, ludzkie relacje między członkiniami sztafety wpływają na pracę całego zespołu.
- Lepiej chyba jest, jak się lubimy. To na pewno pomaga, wtedy jest zdrowsza atmosfera, przyjemniejsza. Jak jest stres, to potem możemy go fajnie rozładowywać i to fajnie u nas działało. Musimy sobie zawiesić medale na szyi, ale za to, że się nie pozabijałyśmy - ironizowała.

Malwina "Krzykacz" Kopron

Malwina Kopron, kolejna z pań, które wróciły z Tokio z medalem, mówiła zaś o tym, dlaczego tak często i tak donośnie krzyczy podczas zawodów w rzucie młotem.
- To są takie emocje, ale też krzyczę po to, aby ten młot leciał dalej. Podczas igrzysk krzyczałam po, przed i w trakcie rzutów, bo to były igrzyska, a emocje ogromne. Więc gdy wiedziałam, ze ten rzut mi wyszedł, to tak bardzo się cieszyłam, że krzyknęłam. Spadł, znowu krzyknęłam. Zobaczyłam wynik, znowu krzyknęłam. No, jestem takim krzykaczem - tryskała dowcipem.
Brązowa medalistka olimpijska opowiedziała też co nieco o wyjątkowej relacji z dziadkiem Witoldem Kopronem, obecnym w studiu trenerem.
- Jak jest dziadzio, to mi podpowie i jest od razu inaczej. (…) Jestem przy tym jednak bardzo wybuchowa i nawet jak się pokłócimy, to przychodzę i po prostu przepraszam. Cieszę się, że między nami jest taka relacja - zdradziła.
- Bez bólu nic się nie urodzi - swoje pięć groszy dorzucił też dziadek sportsmenki.

Andrejczyk nauczyła się siebie, ludzi i świata

Rzecz jasna show skradła czująca się tak dobrze przed kamerami jak w lekkoatletycznym kole Maria Andrejczyk. Srebrna medalistka rzutu oszczepem podzieliła się kulisami swojego ogromnego osiągnięcia. Paradoksalnie tym razem nie było tylko samych żartów i nieschodzącego z twarzy uśmiechu.

Do Tokio wróci na zlot mistrzów olimpijskich

Dawidowi Tomali, mistrzowi olimpijskiemu w chodzie na 50 km, towarzyszył na antenie Robert Korzeniowski, czterokrotny medalista w tej dyscyplinie oraz ekspert Eurosportu.
Nie mogło oczywiście zabraknąć niesamowitej historii stojącej za złotym startem. Tomala mistrzostwo igrzysk zdobył w swoim… dopiero trzecim występie na tym dystansie w karierze.
- Tak, to się nie zdarza i nie wiem jak to jest możliwe. Rywale byli słabsi, ja byłem superprzygotowany. Eee, kurczę - zatrzymał się na chwilę, wciąż zdumiony tym, co tak naprawdę osiągnął.
- Ogromna wiara w to, co się robiło, dyspozycja dnia. Przygotowanie, które dostarczali mi mama z tatą, jeżeli chodzi o chłodzenie, o możliwość komfortowego zabierania butelek z piciem czy żeli. Wszystko to mieliśmy w głowach, pracowaliśmy wspólnie. Wiele osób miało wiele wyrzeczeń. Ale było warto dla tego medalu - tłumaczył.
Igrzyska to przede wszystkim spełnianie marzeń. Jak się okazuje, nie tylko sportowych.
- Ja całe życie marzyłem o tym, aby pojechać do Tokio i to nie miało związku z igrzyskami. A że mogłem połączyć przyjemne z pożytecznym, to gdy się dowiedziałem, że tam będą igrzyska, to jeszcze bardziej o to walczyłem, aby tam być. W związku z tym, że sam chód odbywał się w Sapporo, to za dużo Tokio nie zobaczyłem, ale… - Tomala chciał dokończyć zdanie.
- Ale wrócisz tam już na zlot złotych medalistów - tu już Korzeniowski zadbał o puentę.

Fajdek i najpiękniejsza kobieta świata

Ostatnim z gości, którzy zagościli w Eurosporcie, był Paweł Fajdek. Czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem, który krążka na igrzyskach wyczekiwał być może najbardziej ze wszystkich polskich olimpijczyków. W Tokio w końcu udało się pokonać własne demony - do naszego studia przywiózł brąz.
- Przez ostatnie miesiące zamiast otrzymywać wsparcie otrzymywałem kąśliwe pytania o to, kiedy w końcu medal olimpijski. Te eliminacje w Tokio kosztowały mnie o wiele więcej niż eliminacje w Rio de Janeiro, i to pomimo tego, że pięć lat temu poległem, a tym razem awansowałem do finału - wyznał.
Igrzyska w Paryżu już w 2024 roku. Oby z tyloma medalami i pozytywnymi emocjami co w Tokio.
Autor: mb/po / Źródło: eurospor.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama