Tokio 2020. Paweł Fajdek skomentował występ w kwalifikacjach rzutu młotem - Lekkoatletyka

Emil Riisberg

02/08/2021, 01:45 GMT+2

Nerwów było mnóstwo, ale Paweł Fajdek przegonił ostatecznie demony przeszłości i zakwalifikował się do finału olimpijskiego w rzucie młotem. - Był paraliż, stres, naprawdę było ciężko. Dałem z siebie wszystko na tyle, na ile mogłem - mówił tuż po zakończeniu eliminacji.

Foto: Eurosport

Czterokrotny mistrz świata do poniedziałkowych eliminacji wychodził z duszą na ramieniu. Wspomnienia z Londynu i Rio de Janeiro, gdzie mimo wieloletniej dominacji nie wchodził do finałów, wciąż były żywe.
W poniedziałek znów było bardzo nerwowo. Pierwszy rzut przeciętny, taki na zaliczenie, drugi - spalony. Fajdek był nad przepaścią. Uratował się w próbie trzeciej, rzucił 76,46 m i zajął piąte miejsce w grupie A.

"Paraliż, stres"

Kilka minut później, kiedy stał przed kamerą Eurosportu, można było odnieść wrażenie, że kamień spadł mu z serca.
- W eliminacjach nie udało mi się jeszcze tak daleko rzucić, więc jest progres. Miałem świetny drugi rzut rozgrzewkowy, ale wiadomo - konkurs to konkurs, demony wróciły. Był paraliż, stres, naprawdę było ciężko. Dałem z siebie wszystko na tyle, na ile mogłem. Myślę, że powinno to dać awans. Pewnie z pięciu mnie przerzuci, w tym Wojtek Nowicki - mówił w rozmowie z Kacprem Merkiem.
Zapytany o to, jak radzi sobie z wysoką temperaturą i dużą wilgotnością w Tokio, odparł, że "jest super". - Tylko mówię - to jest paraliż, walczyłem z tymi eliminacjami w głowie jakiś miliard razy - podkreślił.
Młociarz przyznał też, że widział, jak bardzo jego występem stresował się trener Szymon Ziółkowski. - Nie dziwię się, ja pieluchomajtki bym zmieniał - zaznaczył w swoim stylu.
Nowicki w grupie B, na której wyniki czekał Fajdek, zachwycił już na początku. Po uzyskaniu odległości 79,78 mógł wrócić do hotelu.
Finał zaplanowano na środę.
Autor: pqv / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama