Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Tokio 2020: Marcin Krukowski celuje w medal - lekkoatletyka, rzut oszczepem

Emil Riisberg

31/07/2021, 06:41 GMT+2

Kiedy trenować nie było jak i gdzie, bo pandemia szalała na całego, panowie słusznie nie oglądali się na nikogo. Zakasali rękawy i własnymi siłami wybudowali wszystko to, co do olimpijskich przygotowań było im potrzebne, w miejscu nadzwyczaj interesującym. Forma teraz jest - ta wielka, ta życiowa - z Tokio trenowany przez swojego ojca Michała oszczepnik Marcin Krukowski wrócić zamierza zatem z

Foto: Eurosport

8 czerwca 2021, Turku. Paavo Nurmi Games, mityng upamiętniający fińskiego długodystansowca, wybitnego, legendarnego, dziewięciokrotnego mistrza olimpijskiego.
Oszczep wyrzucony przez Krukowskiego w czwartej kolejce leci i leci, wije się w powietrzu jak piskorz. Już wiadomo, że wynik będzie znakomity. 89,55 m - podają w końcu sędziowie. A to już nie przelewki, panie i panowie. W sezonie 2021 lepiej spisał się tylko Niemiec Johannes Vetter, na polskiej ziemi, w Chorzowie, uzyskując zjawiskowe i wzbudzające szacunek 96,26 m.
Krukowski o 1,46 m poprawia własny rekord kraju, sprzed lat czterech.
Do mikrofonów zaraz po konkursie mówi, że absolutnie nie jest zaskoczony. Co więcej - spodziewał się, że będzie aż tak dobrze. Nie, to nie zuchwałość, nic z tych rzeczy. Lat liczy sobie 29, w wieku dla sportowca jest zatem najlepszym. Czas najwyższy, by zgarniać sukcesy i medale, w tym ten olimpijski.
Tak jest - u progu igrzysk, tuż przed wylotem do Tokio, otwarcie zapowiedział walkę o podium. Otwarcie i odważnie. - Daj spokój, nie będę się przecież wygłupiał i opowiadał, że jadę tam po to, żeby wejść do finału, a potem zobaczymy. Jestem doświadczony, mam drugi wynik na świecie, to co poza medalem może mnie interesować? Nie bronię się przed takimi słowami - oświadczył w rozmowie z eurosport.pl.

Stanisław dorastał wśród kotów, psów i kur

Spała - tam trenował i szlifował formę, zanim ruszył w podróż do Japonii. To jego miejsce, w spalskiej głuszy czuje się najlepiej.
Trenerem Marcina od zawsze jest jego ojciec - Michał Krukowski, były lekkoatleta, niezły, w dziesięcioboju zgarnął przecież i złoto, i srebro, i brąz mistrzostw kraju. Mama - pani Agnieszka - też rzucała oszczepem, rekord życiowy doprowadzając do 53,20 m, w sezonie 1996. Talent Marcin dostał w prezencie od nich, o całą resztę dba już sam, choć pod czujnym, bardzo czujnym okiem pana trenera.
- Od dziecka siedziałem na stadionie, odkąd pamiętam chodzę oszczepnikiem - opowiada.
Szybko postawił właśnie na tę konkurencję. Podobało mu się bardzo, jak ten sprzęt finezyjnie leci. Jak bardzo jest to wszystko skomplikowane techniczne.
Na obozy jeżdżą zatem syn i ojciec, a bywa, że dołącza do nich jeszcze najmłodszy z klanu Krukowskich - Roch, lat 14, też wielka nadzieja rzutu oszczepem. Ten rodzinny układ bardzo się sprawdził i był pomocny w pandemii, zwłaszcza w czasie lockdownu, kiedy pozamykano obiekty sportowe, a nawet ośrodki przygotowań olimpijskich. Krukowscy ruszyli wtedy pod Serock, gdzie ojciec Marcina ma kawał ziemi, jeszcze po rodzicach.
Ciekawe jest to miejsce. Urokliwe. Tajemnicze.
Stary dom, szopa właściwie, pamięta początki wieku XX. Jest i dom nowocześniejszy, do mieszkania. Są stare samochody, z lat 70., a nawet 60., którymi Krukowski senior pasjonuje się na całego. Jest król szos z PRL-u - Polonez, duma warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych. I duma w kolekcji pana trenera. Marcin stawia na nowoczesność, więc z zachwytów ojca nad Polonezem tylko się śmieje. OK, podśmiewuje. Na brak klimatu pod Serockiem narzekać w każdym razie nie można.
Kiedy koronawirus szalał, panowie zakasali rękawy i własnymi siłami wybudowali tam ośrodek - powiedzmy, że treningowy. Koło do pchania kulą, rusztowanie do podciągania, rzutnia w polu - niczego, co potrzebne, nie zabrakło. I trenowali na całego.
Teraz uwaga - od wiosny do licznej grupy zamieszkującej pod Serockiem dołączył kruk Stanisław, wzięty z hodowli. Wychowywał się tam i dorastał wśród kotów, psów i kur nawet, zupełnie na wolności. Uważał się za część stada, do czego prawo miał jak najbardziej. Ze swoim panem i kumplem w jednym, czyli Krukowskim seniorem, jedli zupę z jednej miski. Kawa z tej samej szklanki, bo Michał lubi ją pić z peerelowskiej szklanki właśnie - proszę bardzo, dlaczego nie. Lód na patyku, jeden kęs Stanisław, jeden Michał - jasna sprawa. Gwizdnąć z patelni smażące się tam mięso - tak, Stanisław potrafi i to.
Potrafił, czas przeszły, niestety, bo przed igrzyskami słuch o kruku zaginął, co Krukowskich zasmuciło bardzo. Zaginął. Albo odleciał ze swoimi, albo padł ofiarą jakiegoś zwierzęcia. Czekają na niego. Może jednak wróci.

Robota należy do tych nerwowych

W duecie ojciec/syn, czyli trener/zawodnik wybuchowo bywa bardzo, tego uniknąć się nie da. Emocji jest w nadmiarze, robota raczej należy do tych nerwowych. Do tego te wybuchowe charaktery. Dużo mają panowie sobie do powiedzenia, oj, dużo. Nie zastanawiają się, walą prosto z mostu, żeby wyrzucić z siebie to, co złe. I oczyścić atmosferę.
Z treningów Marcin wychodził nie raz, niech ojciec rzuca sobie sam skoro jest taki mądry. To bardziej kiedyś - teraz trener, kiedy już na dobre się wkurzy, zazwyczaj przestaje się odzywać. Siada i patrzy, trening syna obserwuje w ciszy. Wiedzą przecież obaj, jak bardzo im zależy. Wiedzą, że te mocne słowa nie wynikają ze złośliwości. Kochają się, szanują i mają wspólny cel.
Jakiś czas temu doszli do wniosku, że zasuwali za dużo i za mocno. Wprowadzili zmiany i Marcin zaczął rzucać w tym roku daleko nie tylko w czasie konkursów. Wcześniej, kiedy przychodziło do zawodów, wyniki były lepsze o - mniej więcej - osiem metrów od tych z technicznych treningów. A w Turku trening przebił o metry tylko dwa. To dlatego wiedział, że forma jest naprawdę wielka. To dlatego nic a nic nie był zdziwiony tym 89,55.

Każdego można "ugryźć". Vettera też

Na igrzyska w Rio de Janeiro Krukowski senior doleciał w ostatniej chwili, taka była wtedy decyzja działaczy. Brakowało go tam Marcinowi bardzo, w czasie tych ostatnich przygotowań. Skromne 80,62 m oznaczało odpadnięcie z rywalizacji w eliminacjach. Teraz lecą razem, sytuacja jest absolutnie inna, skoro na horyzoncie widać medal, bo Marcin należy do faworytów i absolutnej światowej czołówki. Cieszy się, pewnie, ale i trochę obawia - że tata będzie się stresował. A że będzie, to wiadomo. Startem zawodnika denerwuje się każdy trener, a co dopiero ojciec.
Tak, widzi ten konkurs za każdym razem, kiedy zamknie oczy. Widzi siebie na olimpijskim stadionie. Jest tam, staje z oszczepem gotowy do rzutu. Do zrobienia tego, na co tak długo i tak ciężko pracował. Razem pracowali.
Zabraknie obrońcy tytułu, Niemca Thomasa Roehlera, który przegrał z kontuzją pleców. Będzie Vetter. Mocarz, drugi oszczepnik na liście wszech czasów, za rekordzistą świata Czechem Janem Żeleznym, który dawno temu, bo w roku 1996, huknął w Jenie na odległość 98,48 m, czyli prawie przerzucił stadion.
- Mentalnie jestem przygotowany - zapewnia Krukowski. - Wiem, że decydować mogą drobiazgi. Albo nieprzewidziane wydarzenia, jak uraz lub zatrucie.
Vetter? Spokojnie, nie obawia się nawet jego. Szanuje, nie obawia. - Widziałeś, jak się męczył przed igrzyskami w Gateshead? Z rykiem na cały stadion rzucił niewiele ponad 85 m, miał jakieś problemy. Zdarzyć może się naprawdę wszystko, nawet takiemu zawodnikowi. Każdego można "ugryźć", jego też - twierdzi Krukowski.
Eliminacje rzutu oszczepem w Tokio wyznaczono na 4 sierpnia. Wielki finał trzy dni później punkt 20 czasu lokalnego (w Polsce godz. 13).
PS Kruk Stanisław wciąż pod Serock nie wrócił.
Autor: rk / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama