Tokio 2020. Aleksandra Kowalczuk podłamana po porażce o brązowy medal - Taekwondo
27/07/2021, 19:36 GMT+2
Aleksandra Kowalczuk żałuje straconej szansy. Zawodniczka taekwondo przegrała w Tokio walkę o brązowy medal olimpijski w kategorii 67 kg i zajęła piąte miejsce. - Nie wiem, kiedy i czy w ogóle docenię ten wynik - powiedziała Polka, która debiutowała w igrzyskach.
Zaraz po zakończeniu walki o brąz i złożeniu gratulacji rywalce oraz podziękowaniu trenerom Kowalczuk usiadła i rozpłakała się. Potem długo też nie pojawiała się w tzw. strefie mieszanej, gdzie czekali na nią dziennikarze.
Emocjonująca walka o brąz
Jedna z wolontariuszek pracujących tam przyszła i powiedziała krajowym przedstawicielom mediów, że niespełna 25-letnia zawodniczka wciąż bardzo przeżywa porażkę. Po dłuższym czasie, gdy dotarła do dziennikarzy, wciąż była wyraźnie przybita.
- Emocje cały czas są spore - przyznała krótko.
W pojedynku o brąz przegrała z Biancą Walkden 3:7. Prawie 30-letnia Brytyjka jest znacznie bardziej utytułowaną zawodniczką, ale kiedyś startowała w wyższej wadze 73 kg i w niej była trzykrotną mistrzynią świata. Z kolei pięć lat temu w Rio de Janeiro wywalczyła brąz w wadze 67 kg.
- Jest zawodniczką, która dużo fauluje - relacjonowała Polka. - Trzeba też uważać na to, co się robi, żeby uniknąć takich akcji, bo może to kosztować cenne punkty. Starałam się więc walczyć jak najbezpieczniej. Umiem walczyć z Walkden, bo parę razy wcześniej się spotykałyśmy - przypomniała.
- Emocje cały czas są spore - przyznała krótko.
W pojedynku o brąz przegrała z Biancą Walkden 3:7. Prawie 30-letnia Brytyjka jest znacznie bardziej utytułowaną zawodniczką, ale kiedyś startowała w wyższej wadze 73 kg i w niej była trzykrotną mistrzynią świata. Z kolei pięć lat temu w Rio de Janeiro wywalczyła brąz w wadze 67 kg.
- Jest zawodniczką, która dużo fauluje - relacjonowała Polka. - Trzeba też uważać na to, co się robi, żeby uniknąć takich akcji, bo może to kosztować cenne punkty. Starałam się więc walczyć jak najbezpieczniej. Umiem walczyć z Walkden, bo parę razy wcześniej się spotykałyśmy - przypomniała.
Kowalczuk czuła rosnący stres
Z drugiej jednak strony, Kowalczuk przyznała, że starcie o brąz miało chaotyczny przebieg.
- Nie wiem, czy to była jedna z lepszych moich walk. Musiałabym zobaczyć ją z boku, żeby to ocenić. Nie miałam pomysłu na nią, trener też nie potrafił mi za dużo podpowiedzieć podczas przerwy. Wyglądało to tak, jak wyglądało, czyli tylko okładałyśmy się pięściami i machałyśmy sobie nimi przed twarzami - podsumowała zawodniczka OŚ AZS Poznań.
- Nie wiem, czy to była jedna z lepszych moich walk. Musiałabym zobaczyć ją z boku, żeby to ocenić. Nie miałam pomysłu na nią, trener też nie potrafił mi za dużo podpowiedzieć podczas przerwy. Wyglądało to tak, jak wyglądało, czyli tylko okładałyśmy się pięściami i machałyśmy sobie nimi przed twarzami - podsumowała zawodniczka OŚ AZS Poznań.
To stwierdzenie było o tyle zaskakujące, że wychodząc na ten pojedynek, Polka była uśmiechnięta i sprawiała wrażenie naładowanej energią. Takie nastawienie nie przyszło łatwo.
- Przed tą walką byłam bardzo zestresowana, ale na szczęście moja pani psycholog była pod telefonem. Uspokoiła mnie i nastawiła mnie pozytywnie i dlatego wyszłam zrelaksowana. Wszystko miałam dobrze poukładane w głowie - wspominała.
Kowalczuk dodała, że podczas dwóch pierwszych ze swoich czterech pojedynków poradziła sobie z presją sama.
- Przed trzecią pojawił się stres, a przed czwartą było już bardzo ciężko i ta konsultacja okazała się bardzo potrzebna. Niezmiernie mi to pomogło w tym momencie - oceniła.
- Przed tą walką byłam bardzo zestresowana, ale na szczęście moja pani psycholog była pod telefonem. Uspokoiła mnie i nastawiła mnie pozytywnie i dlatego wyszłam zrelaksowana. Wszystko miałam dobrze poukładane w głowie - wspominała.
Kowalczuk dodała, że podczas dwóch pierwszych ze swoich czterech pojedynków poradziła sobie z presją sama.
- Przed trzecią pojawił się stres, a przed czwartą było już bardzo ciężko i ta konsultacja okazała się bardzo potrzebna. Niezmiernie mi to pomogło w tym momencie - oceniła.
Taki wynik brałaby w ciemno
Kowalczuk w ćwierćfinale przegrała z Milicą Mandić 4:11, ale Serbka awansowała do finału, co stworzyło Polce możliwości kontynuowania zmagań w repesażu. Wygrała go i dostała szansę walki o brąz.
- Bardziej z tych dwóch porażek boli ta z Brytyjką, bo to była jednak walka o medal. Piąte miejsce to też dużo. Jakby mi ktoś zaproponował je przed igrzyskami, tobym wzięła w ciemno. Ale kurczę, było blisko..." - zwróciła uwagę.
- Bardziej z tych dwóch porażek boli ta z Brytyjką, bo to była jednak walka o medal. Piąte miejsce to też dużo. Jakby mi ktoś zaproponował je przed igrzyskami, tobym wzięła w ciemno. Ale kurczę, było blisko..." - zwróciła uwagę.
Tuż przed pierwotnym terminem wylotu do Tokio jeden z jej dwóch obowiązkowych testów na obecność koronawirusa dał wynik pozytywny. Jednak powtórne badania wykluczyło, że może być zakażona. Podopieczna trenera Waldemara Łakomego dotarła do Japonii z drobnym opóźnieniem.
Polka miała też jakiś czas temu kłopoty z kolanem. Przyznała, że je asekuruje.
- Walczę w innej pozycji, niż zawsze to robiłam. Musiałam ją zmienić, by unikać przeciążania tej nogi. Dwa razy zabolało, ale no co? Nie poddam się, bo coś tam zakłuło w kolanie - stwierdziła.
W Tokio brązowa medalistka tegorocznych mistrzostw Europy na walki wychodziła z rzucającą się w oczy czerwoną kokardą we włosach.
- Kupiłam ją przed wyjazdem. Stwierdziłam, że będzie pasowała do biało-czerwonego dresu. Uważam, że bardzo ładnie to wygląda - podsumowała.
Polka miała też jakiś czas temu kłopoty z kolanem. Przyznała, że je asekuruje.
- Walczę w innej pozycji, niż zawsze to robiłam. Musiałam ją zmienić, by unikać przeciążania tej nogi. Dwa razy zabolało, ale no co? Nie poddam się, bo coś tam zakłuło w kolanie - stwierdziła.
W Tokio brązowa medalistka tegorocznych mistrzostw Europy na walki wychodziła z rzucającą się w oczy czerwoną kokardą we włosach.
- Kupiłam ją przed wyjazdem. Stwierdziłam, że będzie pasowała do biało-czerwonego dresu. Uważam, że bardzo ładnie to wygląda - podsumowała.
Tak blisko krążka
We wtorek poza nią piąte miejsce wywalczyła także kajakarka górska Klaudia Zwolińska w rywalizacji K1. To najwyższa jak na razie pozycja spośród wszystkich reprezentantów Polski, których konkurencje już się zakończyły.
- Bardzo bym chciała, żeby to popchnęło kolejnych naszych sportowców w stronę medalu. Szkoda, że byłyśmy tak blisko krążka - mogły być dwa, a mamy dwa piąte miejsca. Mam wrażenie, że ani mnie, ani jej to nie satysfakcjonuje - skwitowała Kowalczuk.
Taekwondzistka nie kryje, że towarzyszy jej uczucie dużego niedosytu.
- Nie wiem, ile czasu będę potrzebowała, żeby to docenić i czy w ogóle to docenię. Bo jednak było blisko, a medalu nie ma. Mogłam być pierwszą przedstawicielką polskiego taekwondo, która by to zrobiła - rozpamiętywała.
Gdy jeden z dziennikarzy na pocieszenie rzucił, że będzie miała szansę za trzy lata w Paryżu, odparła:
- Pewnie, że będę, ale szkoda, że nie w Tokio... - zaznaczyła na koniec.
- Bardzo bym chciała, żeby to popchnęło kolejnych naszych sportowców w stronę medalu. Szkoda, że byłyśmy tak blisko krążka - mogły być dwa, a mamy dwa piąte miejsca. Mam wrażenie, że ani mnie, ani jej to nie satysfakcjonuje - skwitowała Kowalczuk.
Taekwondzistka nie kryje, że towarzyszy jej uczucie dużego niedosytu.
- Nie wiem, ile czasu będę potrzebowała, żeby to docenić i czy w ogóle to docenię. Bo jednak było blisko, a medalu nie ma. Mogłam być pierwszą przedstawicielką polskiego taekwondo, która by to zrobiła - rozpamiętywała.
Gdy jeden z dziennikarzy na pocieszenie rzucił, że będzie miała szansę za trzy lata w Paryżu, odparła:
- Pewnie, że będę, ale szkoda, że nie w Tokio... - zaznaczyła na koniec.
Autor: dasz / Źródło: PAP, eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama