Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Igrzyska olimpijskie Tokio 2020: Wyjątkowe olimpijskie historie. Kerri Srtug

Emil Riisberg

15/06/2021, 09:56 GMT+2

23 lipca 1996 roku Kerri Strug stała się złotą dziewczyną Stanów Zjednoczonych. Gimnastyczka przezwyciężyła ból, odnosząc zwycięstwo bez precedensu. Nie była najbardziej utalentowaną z "Siódemki Wspaniałych", ale jej odwaga sprawiła, że drobna 18-latka stała się ikoną. Ćwierć wieku później obraz ten jest ciągle żywy. Obraz Strug wnoszonej przez trenera nie tylko na podium, ale też do świata

Foto: Eurosport

Artykuł sponsorowany
Jak wszyscy, Kerri Strug miała swój sen. W dzieciństwie chciała po prostu zostać mistrzynią. Aby osiągać zamierzone cele, nie miała innego wyboru - musiała się nim w pełni oddać. W to wliczało się także przesuwanie granicy bólu. I gdy w końcu mogła położyć dłonie na złocie, cierpiała jak nigdy wcześniej. Jeżeli sportowy sukces jest tożsamy z bólem, Amerykanka musiała przeżyć tortury, aby wziąć udział we własnej koronacji w świecie sportowego królestwa.

Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną

W swoich najbardziej szalonych snach Strug widziała siebie jako Mary Lou Retton, pięciokrotną medalistkę z igrzysk z Los Angeles z 1984 roku, arcymistrzynię. W Atlancie, 12 lat po ziszczeniu się kalifornijskiego snu Retton, Strug także zgarnęła złoto i zadbała o to, aby Amerykanie w końcu wyszli z wielkiego cienia krajów Związku Radzieckiego oraz państw satelickich. Jej radość na podium była tym większa, bowiem wzięła udział w bezprecedensowym osiągnięciu zespołowym. Na jej twarzy pojawiły się łzy bólu wywołanego skręconą kostką i zerwanymi więzadłami. Ale też łzy szczęścia i ulgi.
- Myślałam, że będę jak Mary Lou. W zamian za to płakałam. Gdy mój trener Bela Karolyi wniósł mnie na scenę, nie miałam na sobie nawet dresów - później wspominała.
Jej osiągnięcie jest tym większe, jeśli zwróci się uwagę na to, że Strug nie miała niewątpliwego talentu, aby osiągnąć sukces w pojedynkę. Jednak bez jej poświęcenia amerykańskie koleżanki także nie osiągnęłyby tego, co stało się ich udziałem. Jedna za wszystkie. Wszystkie za jedną
23 lipca 1996 roku Strug - niecałe półtora metra wzrostu i 40 kg wagi - stała się królową gimnastyki. Bohaterką narodową, która podnosiła cały kraj na duchu. Nigdy wcześniej Amerykanki nie wygrały rywalizacji drużynowej, ani na igrzyskach, ani na mistrzostwach świata. Historyczny sukces udało się jednak osiągnąć dzięki oddaniu, altruizmowi i uporowi. Ale ten złoty medal ma także kwaśny posmak. Nawet jeśli jest warty przeżycia, amerykański sen ma także swoje cienie. Co też Kerri Strug może potwierdzić.

"Moja mała siostrzyczka pewnego dnia pojedzie na igrzyska"

Przed Kerri była Lisa, starsza siostra. Utalentowana gimnastyczka, która szybko uświadomiła sobie, że to młodsza Kerri ma w sobie coś wyjątkowego. Gdy Kerri miała tylko dziewięć lat, Lisie zdarzało się chwalić znajomym, że "jej młodsza siostrzyczka pewnego dnia pojedzie na igrzyska".
Kerri w zawodach zaczęła startować zaraz po ósmych urodzinach, ale szybko zrozumiała, że to będzie za mało. Aby stać się najlepszą, musiała trafić w ręce najlepszych.
Bela Karolyi wypłynął na szerokie wody, gdy poprowadził Nadię Comaneci do sukcesu na igrzyskach w Montrealu. Potem wyemigrował do Stanów, gdzie ukształtował Mary Lou Retton jako mistrzynię olimpijską.
Był styczeń 1991 roku. Strug miała 13 lat, bardzo głośno i wyraźnie domagała się, aby dołączyć do zespołu rumuńskiej legendy. Karolyi opuścił Rumunię w 1981 roku, uciekając od dyktatury Nicolae Ceausescu. Od tamtej pory mieszkał na swoim ranczu w Houston, niedaleko Huntsville. Ranczo liczyło sobie dwa tysiące hektarów, na których znajdowała się elitarna szkoła gimnastyczna, prowadzona za zamkniętymi drzwiami.

Przyjmowała największą dawkę bólu

Rumun był znany ze swojego nieugiętego charakteru i ekstremalnej dyscypliny. Nie oczekiwał niczego więcej poza kompletnym poświęceniem. Tylko tyle i aż tyle. Żelazna pięść w stalowej rękawicy - Karolyi był wysokim mężczyzną z bujnym wąsem i twardym, rumuńskim akcentem.
Z około 500 dziewczynek uczęszczających na treningi Karolyiego tylko szóstka, tak zwany "Sześciopak Karolyiego", pracował bezpośrednio z nim i jego żoną Martą. Strug była jedną z "kilku szczęściar", w których widział najwięcej potencjału. Nie z powodu największego talentu, a możliwości przyjmowania największej dawki bólu.

Sława, ale za jaką cenę?

Dla wielu to podejście, oparte na przetrwaniu tylko tych najwytrwalszych, okazało się o jednym krokiem za daleko. Wiele ptaków, które wyleciały z gniazda Karolyiego, narzekały na jego metody. Ale tylko wtedy, gdy już gniazdo opuściły.
Skargi stały się jednak przedmiotem poważnej dyskusji po skandalu z udziałem Larry'ego Nassara. Lekarz drużyny narodowej USA przez wiele lat pracował w sercu rancza Karolyiego, by w lutym 2018 roku zostać skazanym na dożywocie, będąc oskarżonym o setki napaści na tle seksualnym, których ofiarą były zawodniczki. Te aspirujące i te odnoszące sukcesy.
Ze wspomnień wielu gimnastyczek można usłyszeć oskarżenia o nie tylko złe traktowanie czy ogromne wymagania, ale też o doprowadzanie do zaburzeń odżywiania czy niskiej samooceny. W 2018 roku ranczo Karolyiego zostało zamknięte, zawodniczki wykurzył stamtąd skandal Nassara.
Losy Strug kilkukrotnie przecinały się ze ścieżkami jej trenera. Choć mówiła o tym, że nie lubiła go jako człowieka, to w 2012 roku przyznała, że jest mu niezwykle wdzięczna. - Zdecydowałam się z nim trenować. On miał nie być moim najlepszym przyjacielem czy drugim ojcem. Był tam, aby wyciągnąć ze mnie najwięcej jak to tylko możliwe. Aby wyprowadzać mnie ze strefy komfortu każdego dnia - wspominała.
Treningi z Karolyim były ciężką harówką, trwającą po dziesięć godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu. Wolne było tylko w niedziele, 4 lipca oraz przez trzy dni świąt Bożego Narodzenia. Tyrańska koncentracja na wadze sprawiała, że niektóre gimnastyczki mogły spożywać zaledwie 900 kalorii dziennie.
Mimo wszystko Strug była głodna sukcesu i oddana swojemu marzeniu. Miała zaledwie 14 lat, gdy przybyła do Barcelony, będąc najmłodszą uczestniczką tych igrzysk. Cała praca i poświęcenie zaczęły się spłacać. Z Katalonii powróciła z brązowym medalem w rywalizacji drużynowej. Stany przegrały z dwoma historycznymi potęgami, byłym Związkiem Radzieckim oraz Rumunią. W rywalizacji indywidualnej nie wzięła jednak udziału, przegrywając walkę o miejsce w reprezentacji z Kim Zmeskal, kolejną podopieczną Karolyiego.

Lata posuchy po słodko-gorzkim brązie

W Barcelonie była tak młoda, że nawet nie pozwolono jej wziąć udziału w ceremonii otwarcia igrzysk. Choć wtedy nie czuła się z tym dobrze, później zaakceptowała tamtą historię. Uważała, że sukces nie mógł spotkać jej tak wcześnie, ponieważ mogłaby szybciej powiedzieć sobie dość. Dzięki temu była gotowa kolejny raz spuścić głowę nisko i walczyć o swoje marzenia. Wykazać się stoicyzmem, który stał się nieodłączną częścią jej pogoni za chwałą.
- Medal indywidualny był przyczyną tego, że zdecydowałam się pozostać na kolejne cztery po Barcelonie. Byłam skupiona na tym, że nie osiągnęłam swoich celów. Że nie wygrałam tylu medali, ile chciałam - mówiła później.
Pojawiło się jednak jedno główne zmartwienie - Karolyi, który przekroczył 50 lat, zdecydował się zakończyć karierę po Barcelonie. Strug nagle nie miała ani mentora, ani trenera. Sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli. Długotrwały okres niestabilności oraz zwątpienia - "najgorszy czas mojego życia" - sprawił, że Strug opuściła Houston. Najpierw na rzecz Edmond w Oklahomie, potem rodzinnego Tucson, aż do Colorado Springs. Nic się jednak nie udawało. Jej forma i pewność siebie podupadły, dodatkowo była zdewastowana przez kontuzje.
To w Edmond, pod koniec zimy 1993 roku, przeżyła dramat. Naderwanie mięśnia brzucha przerwało jej karierę na sześć długich miesięcy. To zbiegło się w czasie z poważną utratą wagi oraz kolejną, spędzoną już w rodzinnej Arizonie, sześciomiesięczną przerwą spowodowaną kontuzją pleców. Słabsze dusze już dawno powiedziałaby pas, ale nie Strug. Jej wyjątkowa odwaga i siła pchały ją w kierunku celu, który okazał się tak daleki, choć jeszcze niedawno był tak bliski osiągnięcia.
Punktem zwrotnym okazał się powrót Karolyiego z emerytury. Rumun zdecydował się trenować Zmeskal oraz nową zawodniczkę Dominique Moceanu, która wygrała mistrzostwa kraju w 1995 roku. Strug szybko do niego dołączyła. Choć większość osób stawiało na utalentowaną Moceanu, to Strug, ponownie mająca i trenera, i pewność siebie, zrobiła dostatecznie dużo, aby zasłużyć na złoto w Atlancie.

Wschód kontra Zachód

Igrzyska w Atlancie były imprezą wyjątkową. Zorganizowaną na stulecie nowożytnego olimpizmu. Stolica stanu Georgia zostawiła w pokonanym polu Ateny, wyrzucając cały romantyzm i symbolikę sportu za drzwi.
Związek Radziecki wygrywał wszystkie zawody drużynowe na igrzyskach od 1952 do 1988 roku, z wyjątkiem igrzysk w 1984 roku, na które Wschód się nie wybrał. Rosjanie wygrali znów, już w czasach postradzieckich, w 1992. Potęga.
Dla kontrastu najlepszy wynik Amerykanek to srebro z 1984 roku z LA. Brąz z Barcelony dał USA nadzieję, którą wzmogły mistrzostwa świata, na których Rosjanki nie zdobyły medalu. Nawet jeżeli nikt nie oczekiwał od Amerykanek zwycięstwa, to przynajmniej medalu . A to już było coś.
Strug była niemalże symbolem "Siódemki Wspaniałych", drużyny złożonej z utytułowanych weteranek oraz ekscytujących nastolatek. Nieśmiała, wstydliwa 18-latka, która raz określiła Karolyiego "świętym ptakiem" i która często płakała bez powodu, była kojarzona ze swojego braku umiejętności do występów na wielkiej scenie. W trudnych momentach spalała się psychicznie.
Kerri przypominała trochę włączony silnik. Ale nie wzorowo, łagodnie chodzący silnik, tylko głośny i agresywny - opowiadał później Karolyi. - Widziałem ją wtedy taką jak nie widziałem nigdy wcześniej. W jej oczach widziałem ogień, pragnienie i głód jak nigdy wcześniej. Była zdeterminowana, aby to osiągnąć. Co pokazywała też każdego dnia na treningu.
Strug nie przykuwała uwagi mediów. Te skupiały się na młodziutkiej Moceanu oraz pięciokrotnej medalistce olimpijskiej i pięciokrotnej mistrzyni świata Shannon Miller.

Cel: 9.493

Nadszedł ten dzień. 23 lipca 1996 roku.
Wszystko szło po myśli Amerykanek aż do ostatniej zmiany. Rosjanki wykonywały ćwiczenia wolne, Amerykanki zaś skok przez konia. Gospodynie prowadziły z przewagą 0.897 punktu nad odwiecznymi rywalkami. Tylko katastrofa mogła im zabrać złoto.
Cztery pierwsze zawodniczki - Jaycie Phelps, Amy Chow, Shannon Miller and Dominique Dawes - wylądowały swoje próby, aczkolwiek daleko od ideału. Wtedy nadeszła chwila dla Moceanu, która mogła załatwić sprawę dla Amerykanek wynikiem 9.493 pkt. Pomimo powrotu po kontuzji kości piszczelowej Moceanu wbiegła na tor z pewnością siebie, która malała z każdym kolejnym krokiem. Dwukrotnie wyskoczyła niepewnie, dwukrotnie wylądowała równie niepewnie, dwukrotnie z podparciem. Publiczność nie dowierzała. Wyniki 9.137 oraz 9.200 były jak wyrok. Złoto wymykało się z rąk.
Fanom w hali Georgia Dome nie zostało nic innego, jak tylko ponieść Strug, gdy tylko ta pojawiła się na scenie.
Strug czekała na ten moment całe życie. Choć raz mogła wejść na główną scenę. Znaleźć się w świetle jupiterów. Wtedy jednak nastąpił kolejny upadek. Publika oglądała to wszystko na stojąco. Strug niestety nie. Nie była w stanie utrzymać lądowania.
- Zrobiłam to samo co moja koleżanka i zbyt szybko się otworzyłam. I tak samo spadłam na cztery litery. Jakbym ją papugowała – mówiła po latach.
Ale to wciąż nie była całość historii. Choć Mocenau upadła dwukrotnie, Strug raptem jedną próbą sprawiła sobie więcej bólu. W trakcie upadku doznała poważnej kontuzji kostki. Słyszała nawet wtedy charakterystyczny trzask. Ból promieniował przez całą nogę.
9.162 - wynik Strug sprawiał, że Amerykanki wciąż nie były pewne złota, tym bardziej, że Rosjanki wciąż wykonywały ćwiczenia wolne. Publiczność zamilkła. Walka byków przemieniła się w serię rzutów karnych. Do ostatniej, decydującej jedenastki w finale mundialu podchodziła kontuzjowana Strug. Szmer niósł się po stadionie. Niektóre Rosjanki już miały łzy w oczach, podejrzewając, że właśnie zdobywają złoto igrzysk olimpijskich.

Jakby wybuchła bomba

Strug była wojowniczką. Ból nie był dla niej niczym nowym. Karolyi, przynajmniej na zewnątrz, miał pewność, że jego zawodniczka ma w sobie wszystko, czego potrzeba do sukcesu. - Rozchodzisz to! Możesz to zrobić! - krzyczał do zawodniczki. Strug owinęła kostkę lodem.
Cel uświęcał środki. Poświęcenie, ciężka praca i ból wygrały wspólnie - to był pakt z diabłem, który sama podpisała. Warto jednak dodać, że trener wewnętrznie nie był aż tak przekonany.
Nadszedł czas na decydujący moment. Bieg. Skok Jurczenko. Lądowanie. Odwaga. Boom!
- Czułam jakby wybuchła bomba - Strug wspominała. Skok wylądowała właściwie na jednej nodze, lewą unosiła w powietrzu, gdy tylko dotknęła podłoża. Wyraźnie cierpiąc, podziękowała kibicom i sędziom, wśród których wielu było zdumionych, wręcz przerażonych jej brawurą.
Pomimo aplauzu, Strug upadła na ziemię, a z oczu zaczęły płynąć jej łzy. Po zawodach zdiagnozowano u niej naderwanie boczne trzeciego stopnia w lewej kostce oraz dwa zerwane więzadła. Większość szkód wyrządził pierwszy skok, drugi jedynie pogłębił kontuzję.
Wtedy liczył się jednak wynik - 9.712. Zarazem wielka ulga i radość dla całego Georgia Dome. Amerykanki zostały mistrzyniami olimpijskimi w gimnastyce pierwszy raz w historii. Ta, która zawsze marzyła o medalu indywidualnym, wygrała złoto swojej drużynie.
Zakwalifikowała się wtedy też przy okazji do zawodów indywidualnych, ale dla niej igrzyska już się skończyły. Niosła brzemię całego kraju na swoich barkach, właściwie na swoich stopach i jedna z nich w końcu nie wytrzymała.
Ameryka ma w zwyczaju upiększać historie legend. Z tą jest nie inaczej. Choć Strug i cała drużyna gospodyń o tym nie wiedziały, nawet jeśli Amerykanka nie dokończyłaby ostatniego skoku, to i tak cieszyłaby się ze złota. Dwie Rosjanki, które kończyły starty swojej reprezentacji, rozczarowały. Było to wydarzenia kompletnie niespodziewane, wręcz sensacyjne. Dokładnie takie, jak cały ten wieczór w Atlancie.

Wniesiona na podium

Strug nie była w stanie iść o własnych siłach. Choć raz otrzymała wyrazy wsparcia z ramion tego mężczyzny, po którym by się tego najmniej spodziewała. Z ramion Beli Karolyiego. - Nic się nie martw. Będziesz na podium. Gwarantuję ci to - obiecał jej z zimnym uśmiechem na twarzy, który idealnie oddawał jego charakter.
Swojej obietnicy dotrzymał. Wziął zawodniczkę pod ramię i przeprowadził ją na podium topniejącego od emocji Georgia Dome. W przypływie emocji Strug zapomniała założyć dół od dresu. Jednocześnie z grymasem bólu i uśmiechem, stała w otoczeniu swoich koleżanek. Zwycięskiej "Wspaniałej Siódemki".
Cztery lata po ikonicznym wzruszeniu ramionami Michaela Jordana w finałach NBA, Strug zapewniła Ameryce kolejną ikoniczną scenę. Nagle stała się punktem odniesienia w amerykańskim sporcie. Ikoną olimpizmu.

Kontuzja przerwała jej karierę, jedne drzwi zamykając, ale też otwierając całą masę kolejnych. Wraz z koleżankami stała się narodowymi złotkami. Jednak to jej gwiazda świeciła najmocniej. Rok po igrzyskach miała na koncie milion dolarów.

Bill Clinton, Jay Leno i "Beverly Hills 90210"

Rodzice Strug robili wszystko, aby pchnąć Strug w kierunku normalnego życia. Rozpoczęła studia na UCLA, tam też była asystentką trenera gimnastyczek, ale jej życie już nie mogło wyglądać tak samo. Trudno jej było pozostać anonimową na kampusie uniwersyteckim, gdy jej twarz zdobiła pudełka z płatkami śniadaniowymi.
Była gościem na 50. urodzinach prezydenta Billa Clintona. Gawędziła z Jayem Leno w programie transmitowanym na terenie całego kraju. Trafiła na okładkę "Sports Illustrated", wystąpiła w odcinku serialu "Beverly Hills 90210", jednego z największych hitów lat 90.
- Chciałabym nosić go wszędzie, ale to wyglądałoby trochę głupio, prawda? - w dawno zapomnianej scenie kręconej na terenie uniwersytetu odpowiedziała na pytanie postaci granej przez Davida Silvera. Choć czasem cała otoczka trochę trąciła myszką, Strug stała się gwiazdą pełną piersią.
I to jako jedyna na taką skalę. Co stało się z resztą "Wspaniałej Siódemki"? Wyjechały w tournee i występowały w całym kraju. Jednak pozbawione Strug. Dlaczego? Nowa miłość Ameryki nie była w stanie tego wszystkiego połączyć ze studiami. Chciała występować razem z koleżankami w weekendy, ale na to nie zgodzili się sponsorzy. Zdecydowała się więc na własne show, które organizowała z Nadią Comaneci oraz innymi emerytowanymi gimnastyczkami. Podczas gdy ona otrzymywała 24 tysiące dolarów za występ, jej partnerki dostawały "jedynie" sześć tysięcy.
Podczas pierwszej rocznicy wydarzeń z Atlanty Strug przyznała, że napisała do każdej z "Siedmiu Wspaniałych" list. Na żaden nie otrzymała odpowiedzi.

W historii Strug znajduje się rewers złotego medalu - druga, ciemniejsza strona amerykańskiego snu. Snu, który warto jednak było przeżyć.
Autor: Maxime Dupuis; tłumaczenie: Michał Błażewicz / Źródło: Bridgestone
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama