Wspięła się po rekord świata, szykuje się na kolejny. "Jeszcze mogę z tego urwać"
Aleksandra Mirosław ma za sobą olimpijski debiut. W finale zawodów w kombinacji we wspinaczce sportowej w Tokio zajęła czwarte miejsce. Ale z Japonii wróci jako rekordzistka świata w jednej z trzech konkurencji - czasówce. - Tak naprawdę czekałam na niego ostatnie dziesięć lat - przyznała szczęśliwa.
Wspinaczka sportowa debiutuje w programie igrzysk. Zawodniczki rywalizowały w kombinacji, na którą składa się czasówka, bouldering i prowadzenie, a o kolejności decyduje iloczyn miejsc zajętych we wszystkich konkurencjach (im mniej punktów, tym lepiej).
Mirosław świetnie zaczęła olimpijski finał. Faworytka pierwszej konkurencji - czasówki - nie zawiodła. Wygrała, a czasem 6,84 ustanowiła rekord świata.
Czekała dziesięć lat
- Tak naprawdę czekałam na niego ostatnie dziesięć lat, bo w 2011 roku po raz pierwszy zbliżyłam się do niego o 0,01 s, potem przez te wszystkie lata byłam blisko, ale nigdy wystarczająco blisko, żeby go pobić. Aż w końcu dwa lata temu, podczas mistrzostw świata, zabrakło mi 0,02 bodajże. Wczoraj też zabrakło 0,01. Natomiast wiedziałam, że jestem gotowa, by pobiec ten rekord. Wiedziałam też, że nie ma lepszego miejsca do tego niż igrzyska - zaznaczyła Polka.
Jak dodała, wie, iż może go jeszcze poprawić.
- Patrzyłam na moją reakcję startową - wyniosła 0,23 s. Jeszcze co najmniej 0,1 mogę z tego urwać. Na to muszę jednak poczekać do mistrzostw świata w Moskwie - podkreśliła, wspominając o imprezie, która rozpocznie się na sześć tygodni.
Zapewniła, że nigdy nie myśli o ustanowieniu rekordu globu przed występem.
- O rekordzie myślę dopiero po występie, a wychodzę skupiona na swoim celu, czyli dobrym, precyzyjnym biegu - zapewniła. Przyznała, że wynik 6,84 już skądś zna.
- Najśmieszniejsze jest to, że dokładnie ten czas miesiąc temu mi się przyśnił. Dlatego bardzo się ucieszyłam, jak go zobaczyłam. Trochę sobie go wyśniłam - podsumowała z uśmiechem.
27-letnia zawodniczka zapewniła, że nie był to jeszcze perfekcyjny występ.
- Jest jeszcze bardzo dużo rzeczy do poprawy. Na pewno teraz wrócimy i będziemy wszystko na nowo analizować oraz sprawdzać, bo zawsze jest pole do poprawy. Nie ma biegu idealnego - skwitowała.
Czwarte miejsce w ostatecznej klasyfikacji
Mirosław w boulderingu i prowadzeniu, zgodnie z przewidywaniami, była jednak najsłabsza w gronie ośmiu uczestniczek.
- Nie liczyłam na spektakularny wynik, jeśli chodzi o te konkurencje. Moje przygotowania w ich kontekście zostały bardzo utrudnione przez kontuzję krocza, której doznałam w listopadzie tamtego roku. Tak naprawdę dopiero w marcu wracałam do wspinania się i takiego treningu. Próbowaliśmy robić to, co byliśmy w stanie i wykorzystywać to, co mamy. Ale i tak wiedzieliśmy, że wygranie czasówki jest moją gwarancją finału olimpijskiego i bez tego dziś mnie by tu nie było - zaznaczyła.
W punktacji łącznej zgromadziła więc 64 punkty (1x8x8). Tyle samo miała Akiyo Noguchi, a o tym, że Japonka została sklasyfikowana przed Polką zadecydowało to, że była od niej lepsza w dwóch konkurencjach.
- Podium było blisko, bo miałyśmy tyle samo punktów. Natomiast uważam, że trochę szczęście sprzyja lepszym. W tym kontekście Akiyo dużo bardziej zasługiwała na ten medal niż ja. Jest bardzo zasłużoną zawodniczką. Uważam, że to bardzo piękne zwieńczenie jej całej kariery. Ja jeszcze będę miała czas w Paryżu. A tutaj bardzo się cieszę, że jestem czwarta. Uważam, że to naprawdę dużo, a jednocześnie pozostawia niedosyt, co będzie dobrą rzeczą w kontekście Paryża na pewno - oceniła pochodząca z Lublina zawodniczka.
Kontrowersje wzbudziła formuła kombinacji, jaką zastosowano we wspinaczce. Argumentowano, że czasówka znacząco różni się od dwóch pozostałych, przez co je faworyzuje. Mirosław broniła jednak takiej decyzji.
- To zależy, jak na to patrzeć. Z jednej strony, nie krzywdzi się nikogo, bo przypisanie "jedynki" - choćby tylko w czasówce - daje naprawdę dużo. Z drugiej strony, nasza międzynarodowa federacja nie miała za bardzo możliwości podjąć inną decyzję. Dostaliśmy jeden komplet medali, więc albo mogła wybrać jedną, albo połączyć wszystkie trzy lub dwie. Gdyby wybrano jedną lub dwie, to ktoś miałby pretensje, więc uważam, że bardzo dobrze to rozwiązali. Przypuszczam, że dlatego nie było przydzielanych punktów za poszczególne miejsca, a mnożnik, który nie do końca dyskwalifikował specjalistów jednej konkurencji - podkreśliła Mirosław.
Zawodniczka ta, zapytana o igrzyska w Paryżu odparła, że wówczas będzie w dobrym wieku wieku 30 lat.
- Psychologicznie i pod kątem fizycznym wydaje mi się, że będę gotowa walczyć o medale. Wydaje mi się, że do Paryża - tak samo jak tutaj - będę jechała z dużymi oczekiwaniami wobec siebie. Zwłaszcza wobec mojego występu w czasówce. Tak samo będzie w stolicy Francji. Wydaje mi się, że presja zewnętrzna nie będzie aż tak duża jak ta, którą sama na siebie nałożę - zauważyła.
- Starałam się podejść do tego jak do każdego innego startu. Wydaje mi się, że bardzo dobrze poukładałam sobie to w głowie jeszcze przed startem. W tym zasługa mojego trenera, bo przyjechałam tutaj spokojna. Wiedziałam, co mam zrobić oraz ile i jak jestem w stanie biegać. Pamiętam też o tym, że muszę po prostu wykonać swoją robotę - podsumowała Polka.
Zapytana też została, jak spędziła czas w Tokio pomiędzy środowymi eliminacjami, a piątkowym finałem.
- Odpoczywałam. Układaliśmy sobie wszystko na nowo pod kątem finału, bo to już zupełnie inny start. Wydaje mi się, że to się nam udało. Wiedziałam, że przyjechałam tu przede wszystkim wygrać swoją konkurencję. Udało się pobić rekord świata. Uważam, że plan swój zrealizowałam w stu procentach - oceniła Mirosław.
Zagadnięta o to, co jej dał debiut olimpijski, odparła, że - by odpowiedzieć fachowo - musi przeanalizować swój występ.
"Ale na pewno dał mi dużo doświadczenia. Na pewno w Paryżu będzie mi dużo łatwiej, choćby dlatego, że wiem, jak wygląda wioska olimpijska. Wiem, jak to wszystko funkcjonuje, jakie jest medialne zamieszanie wokół tego. Będę więc w stanie przez najbliższe trzy lata się przygotować. Tym bardziej, że moja konkurencja będzie oddzielnie. Wydaje się więc, że to dobry moment, by zacząć układać sobie to wszystko w głowie" - zaznaczyła.