Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Od depresji do debiutu w Wielkim Szlemie. Poruszająca historia Mai Chwalińskiej

Emil Riisberg

23/06/2022, 17:52 GMT+2

Jeszcze rok temu ogłaszała przerwanie kariery, a teraz jest w jej najlepszym momencie. Maja Chwalińska ma za sobą tenisową drogę pełną wzlotów i upadków, lecz na szczęście wyszła na prostą. W czwartek pierwszy raz w karierze awansowała do głównej drabinki turnieju wielkoszlemowego. Wygrała kwalifikacje do Wimbledonu.

Foto: Eurosport

20-latka z Dąbrowy Górniczej w decydującym o awansie na korty All England Lawn Tennis and Croquet Club pokonała 3:6, 6:3, 6:4 byłą półfinalistkę Australian Open oraz US Open, Amerykankę Coco Vandeweghe.

Nie było treningu bez łez

W tym tygodniu musiała triumfować aż w trzech pojedynkach, aby zapewnić sobie udział w Wimbledonie.
Obecnie - niczym wiele koleżanek z reprezentacji - cieszy się ze sporych sukcesów, lecz całkiem niedawno znalazła się na sporym zakręcie kariery.
W lipcu 2021 roku, po porażce z Clarą Burel 6;7, 4;6 w pierwszej rundzie kwalifikacji… Wimbledonu, ogłosiła zawieszenie kariery. Powodem decyzji była zła kondycja psychiczna i fizyczna.
Drobna, mierząca 164 cm zawodniczka zmagała się praktycznie od początku przygody z tenisem z wieloma przewlekłymi urazami, a cieniem na wszystkim kładła się kiełkująca od lat depresja.
- Zawsze chce się grać jak najlepiej, a nie zawsze to wychodzi. Cały czas miałam jakieś kontuzje, moje ciało dawało sygnały, że jest przeciążone. Nie miałam radości z gry w tenisa, na każdym meczu walczyłam sama ze sobą. Były takie momenty, że nawet nie wiedziałam, z kim ja gram - opowiadała w listopadzie poprzedniego roku przed kamerami "Dzień Dobry TVN".
Wtedy już zdecydowała się powoli wracać do treningów. Walczyła sama ze sobą. Zapewne jeszcze bardziej niż z którąkolwiek z rywalek.
- Nie było treningu, żebym nie płakała. (…) Miałam duży problem z tym, że utożsamiałam się bardzo z tenisem, wszystko jest OK, jeśli wygrywasz. Ale jeżeli tak bardzo tym żyjesz i przegrywasz, to ja po prostu myślałam, że jestem beznadziejna - wyznała na naszych antenach.

Bandaże nie przeszkadzały

W tym roku do gry powróciła na dobre i, jak widać, ambicje popłaciły.
- Brak mi słów. Nie wiem, co powiedzieć. Nie spodziewałam się tego. Jestem naprawdę, naprawdę szczęśliwa. Teraz nie czuję zmęczenia, prawdopodobnie w piątek zacznie mi doskwierać, lecz teraz po prostu cieszę się chwilą i przypływem emocji. To zmęczenie nie ma znaczenia - mówiła w czwartek jeszcze na korcie, tuż po pokonaniu Vandeweghe.
Zapewne cały twardy charakter pokazała w pigułce wypowiedzią, w której odniosła się do mocno zabandażowanej nogi, z jaką przyszło jej tego dnia grać.
- Kilka osób pytało się mnie, czy wszystko ze mną w porządku. Odpowiadałam, że to tylko tenis. Nie jest tak źle. Jest OK - jedynie uśmiechnęła się szeroko.
W singlu w Wimbledonie zobaczymy aż pięć Polek. W Londynie zagrają też: Iga Świątek, Magda Linette, Magda Fręch i kolejna kwalifikantka Katarzyna Kawa. Start 27 czerwca.





Autor: mb / Źródło: Dzień Dobry TVN / eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama