Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Petra Kvitova wróciła na szczyt po ataku nożownika

Emil Riisberg

24/01/2019, 11:38 GMT+1

W grudniu 2016 roku kariera Petry Kvitovej stanęła pod dużym znakiem zapytania. Czeska tenisistka została zaatakowana nożem przez włamywacza. Poważnie ucierpiała jej lewa ręka. Po pięciomiesięcznej przerwie dwukrotna triumfatorka Wimbledonu wróciła do gry, ale musiały upłynąć ponad dwa lata, by zbliżyła się do sukcesów sprzed ataku. W czwartek w Australii Kvitova awansowała do swojego trzeciego

Foto: Eurosport

Do dramatycznego zdarzenia w apartamencie w Prościejowie tenisistki doszło przed godziną 9 rano. Do drzwi Kvitovej zadzwonił wówczas mężczyzna z nożem w ręku, który chciał dokonać kradzieży, przedstawiając się jako przedstawiciel firmy sprzątającej. Petra stawiła napastnikowi opór, a ten ranił ją w lewą rękę, w której trzyma na co dzień rakietę, uszkadzając m.in. jedno ze ścięgien. Raniona ręka wymagała długiej operacji, a i tak nie było pewne, czy zawodniczka wróci na zawodowe korty.
- Na początku cieszyłam się, że przeżyłam ten atak. Potem, że mogę ruszać palcami, a potem ręką. Nie wiedziałam, jak to będzie po operacji. Ręka mnie bardzo bolała - informowała Czeszka.
Na szczęście rehabilitacja przebiegała bez zarzutu i przerwa w występach ograniczyła się do pięciu miesięcy. Kvitova do gry wróciła podczas rozgrywanego pod koniec maja Rolanda Garrosa.
- Ciężko pracowałam, aby móc znów wyjść na kort. W końcu się udało. Cały czas dochodzę do formy. Moja ręka nie jest jednak w stu procentach zdrowa, prawdopodobnie nigdy nie będzie - sugerowała.

Udany powrót

Już w swoim drugim turnieju po powrocie Czeszka odniosła zwycięstwo na trawie w Birmingham, ale na kortach twardych nie szło jej już tak dobrze. Potrzebowała rytmu meczowego. Dopiero ćwierćfinał wrześniowego US Open pokazał, że wciąż będzie ją stać na walkę o największe trofea w kobiecym tenisie.

- Wspomnienia z tamtego wydarzenia nie są przyjemne. Cały czas staram się o tym zapomnieć, ale tak naprawdę nigdy to się nie stanie. To doświadczenie pokazało mi, jak mocno muszę pracować i jakim jestem walczakiem na korcie oraz poza nim - mówiła.



Ogrom pracy

Udana końcówka roku zmotywowała Kvitovą to wytężonej pracy. Gołym okiem było widać, jak bardzo zmienia się sylwetka zawodniczki i jak bardzo poprawia ona swoją wydolność i motorykę. Ogromne wyrzeczenia i katorżnicza praca z trenerem Jirim Vankiem zaprocentowały w 2018 roku. Co prawda w wielkim szlemie nie przeszła trzeciej rundy, ale za to wygrała aż pięć turniejów WTA Tour – w Sankt Petersburgu, Dausze, Pradze, Madrycie i Birmingham. W światowym rankingu zdołała awansować z 29. miejsca na czwarte.
- Nigdy się nie poddałam. Słyszałam głosy, że już nigdy nie będę grała zawodowo w tenisa, ale wtedy pomyślałam, że wszystkim pokażę, że to jest możliwe. Nie wiedziałam, dlaczego ludzie tak mówią. To było dla mnie bardzo bolesne. Czułam, że po prostu we mnie nie wierzą - tłumaczyła Czeszka.
- Nikt nie spodziewał się, że Petra będzie w stanie wrócić do tenisa tak szybko - przyznała z kolei jej przyjaciółka Caroline Garcia. - Mam wrażenie, że dla niej większą przyjemnością jest możliwość rywalizowania na korcie niż jakiekolwiek zwycięstwa - dodała Francuzka.



Ubiegły rok pozwolił Kvitovej jeszcze bardziej uwierzyć w siebie. Uczucie to potęgowała świadomość doskonałego przygotowania do kolejnego sezonu. W jej oczach widać też było wielkie szczęście wynikające z faktu, że może znów w pełni poświęcić się ukochanej dyscyplinie sportu.

Emocje wzięły górę

Do ćwierćfinału Australian Open Czeszka skutecznie maskowała emocje. Gdy jednak pokonała Ashleigh Barty i znalazła się w najlepszej czwórce wielkiego szlema po raz pierwszy od wygranego Wimbledonu 2014, zupełnie się rozkleiła.
- Naprawdę nie sądziłam, że zdołam wrócić na tak wspaniałą arenę, by grać z najlepszymi - mówiła ze łzami w oczach Kvitova. - To wspaniałe uczucie. Przede mną półfinał, ale kogo to obchodzi - zażartowała na koniec.

W styczniu Czeszka spisuje się nadzwyczajnie. Na początku miesiąca wygrała turniej WTA Tour w Sydney (26. w karierze), a czwartkowym zwycięstwem 7:6(2), 6:0 z Danielle Collins wywalczyła awans do swojego pierwszego finału Australian Open w karierze. Stawką sobotniego meczu z Naomi Osaką nie będzie tylko trzeci triumf w wielkim szlemie (po wygranych Wimbledonach w 2011 i 2014 roku). Zwyciężczyni finału w Melbourne zostanie nową liderką rankingu WTA. Do tej pory najlepszą pozycją Kvitovej była druga, z października 2011 roku.
- To była długa droga. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem w finale. Czekałam na ten moment pięć lat. Ten sukces smakuje wspaniale - przyznała 28-latka po półfinałowym zwycięstwie. - Tylko nieliczni wierzyli, że będę jeszcze w stanie grać na takim poziomie. Cieszę się, że tych kilka osób było przez cały czas ze mną - podkreśliła.

Autor: br / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama