11 lat w śpiączce, obudził się na finał swojego idola. Medyczny cud z udziałem Federera

Historia jak z oscarowego filmu. Jesus Asparicio, zagorzały kibic Rogera Federera, w grudniu 2004 roku miał wypadek samochodowy, po którym zapadł w śpiączkę. 11 lat później podziwiał Szwajcara w finale wielkoszlemowego turnieju.
Asparicio na początku wieku zakochał się w grze Federera i zbierał pieniądze na wyjazd do Londynu, gdzie w 2005 roku Szwajcar w cuglach wygrał Wimbledon. Niestety, w tym czasie 18-letni kibic tenisa leżał w szpitalu, podpięty do aparatury podtrzymującej życie. W grudniu, trzy miesiące po zwycięstwie Feda w US Open, młody Hiszpan uległ wypadkowi samochodowemu wracając z imprezy urodzinowej.
Piękna rzeczywistość
Stracił nie tylko jedenaście lat swojego życia, ale też nie mógł obejrzeć najlepszych chwil idola. W tym czasie Roger zdobył 13 tytułów wielkoszlemowych (łącznie ma ich 17), mistrzostwo olimpijskie, Puchar Davisa... Nieoczekiwanie wybudził się ze śpiączki 27 sierpnia, kiedy Federer przygotowywał się do US Open, w którym uległ dopiero w finale Novakowi Djokoviciowi. Jesus obejrzał mecz i myślał, że śni.
- Gdy ponownie wróciłem do życia, zapytałem o Rogera. Sądziłem, że już dawno zakończył karierę - powiedział portalowi TennisWorld USA. Gdy dowiedział się, co jego idol w tym czasie osiągnął, był w szoku. - Wiedziałem, że jest dobry, ale nie myślałem, że aż tak - przyznał Asparicio.
Teraz marzy tylko o jednym. - Ciągle chcę zobaczyć Rogera na żywo. Mam nadzieję, że zdążę, zanim wycofa się ze sportu. Może będę świadkiem jego osiemnastego triumfu? - zastanawia się.
Gdy ponownie wróciłem do życia, zapytałem o Rogera. Sądziłem, że już dawno zakończył karierę
Jesus Asparicio