Eurosport
Bobsleje. Puchar Świata w Altenbergu. Klaudia Adamek opowiada o wypadku, który miały razem z Lindą Weiszewski
📝
Akt. 27/02/2025, 09:29 GMT+1
Lodową rynną pędzą 120 km/h, tu liczy się i decydujące znaczenie ma każda setna sekundy. Nagle - bobslej uderza o bandę toru, wywraca się i sunie w dół, z nimi w środku. - Wpadłyśmy w turbulencje, a potem poczułam, że o ten lód trę barkami i plecami - opowiada eurosport.pl Klaudia Adamek, która wspólnie z Lindą Weiszewski przeżyły w niedzielę wydające się wiecznością chwile grozy.
Tokio. Znicz olimpijski zgasł
Źródło wideo: Eurosport
8 grudnia, Altenberg, inaugurujące sezon 2024/25 zawody Pucharu Świata.
Po pierwszym ślizgu polska dwójka - Adamek i Weiszewski - obie byłe lekkoatletki, zajmuje lokatę 11. Jest dobrze. Dzień wcześniej Weiszewski rywalizację w monobobach, czyli startując sama, ukończyła na miejscu 15.
Ślizg numer 2. Ruszają ostro, z całych sił rozpędzają boba, takie jest założenie, by zacząć jeszcze szybciej niż poprzednio. Wskakują do środka, Linda siedzi z przodu, Klaudia z tyłu, pochylona, złożona właściwie w pół, nic zatem nie widzi.
Bob rozpędza się coraz bardziej, lewy zakręt, prawy, wygląda to obiecująco, czy będzie awans w klasyfikacji? Niespodziewanie bob odbija się od bandy i wywraca na prawą stroną, Linda kaskiem uderza o lodową rynnę, przy tej szalonej prędkości. Bezwładnie suną tak przez kilkaset metrów, może kilometr. Koszmar.
/origin-imgresizer.eurosport.com/2024/12/11/image-6c75f9a1-6180-42a9-8201-06beea327a98-85-2560-1440.jpeg)
Klaudia Adamek i Linda Weiszewski mkną po torze w Altenbergu
Foto: Getty Images
"Przez szparę w podłodze widzę uciekający pod nami lód"
Opowiada Adamek: - Do tego drugiego ślizgu podeszłyśmy z pełnym optymizmem, z nadzieją i mobilizacją. Wskoczyłyśmy, wszystko było w porządku, zgodnie z planem. Bobslej w pewnym momencie wpadł w takie lekkie turbulencje. I poczułam, że barkami, plecami, a potem i pośladkiem trę o lód. Zgięta tam, z tyłu, nie widzę, co dzieje się na zewnątrz, widzę tylko umieszczony przede mną hamulec, którego użyć mogę dopiero na mecie, a przez szparę w podłodze widzę też uciekający pod nami lód. Trzymałam się rynien, umieszczonych po obu stronach, ściskałam je, ile miałam sił.
Sekundy wydają się minutami. Godzinami. Krzyczała, co dopiero potem uświadomiła jej Linda. - Powtarzałam sobie "niech to się zatrzyma, niech to się zatrzyma", ale myślałam, że powtarzam to sobie tylko w głowie. A okazało się, że krzyczałam, a do tego rzucałam wulgaryzmami, tak, tak, wulgaryzmy też leciały - wyjaśnia Adamek.
/origin-imgresizer.eurosport.com/2024/12/19/image-3f7752ef-0a30-4184-bd33-9b807745df8f-85-2560-1440.jpeg)
Klaudia Adamek startowała w igrzyskach letnich, teraz celuje w te zimowe (źródło: imago sport/Forum)
Foto: Other Agency
"Nie miałam poczucia, że to zbyt niebezpieczne"
Wreszcie się zatrzymały, Linda szybko z boba wyskoczyła, a ten niespodziewanie zaczął się zsuwać, tym razem w tył, już powoli, z Klaudią wciąż w środku. Aż zatrzymał się na dobre. - Ta świadomość ryzyka zawsze jest, bo wypadki to część tego sportu. Wiemy, co należy wtedy robić, jak się zachowywać. Nie puszczałam tych rynien, a od lodu choć trochę starałam odpychać się kaskiem, odciążając barki i plecy - wspomina.
Szczęście w nieszczęściu - tylko drobne urazy, siniaki i otarcia. Weiszewski uderzyła o bandę głową i ból głowy niestety nadal się pojawia. A uraz psychiczny, obawa przed powrotem do bobsleja? - Nie, nie, nic z tych rzeczy - zapewnia Adamek. - To znaczy za Lindę nie mogę się wypowiadać, ale trenowała już w monobobie, więc myślę, że żadnej blokady nie ma. Ja nie mam jej na pewno, jesteśmy już na Łotwie, w Siguldzie, w weekend czekają nas tu kolejne zawody Pucharu Świata.
Bobslej też jest gotowy - w wypadku odpadła zamocowana z prodzu antenka, z zamontowanym pod nią czujnikiem, mierzącym czas przejazdu i prędkość, coś jak czip w numerze startowym na przykład maratończyków. Po rozdarciu maski bobsleja trzeba było zamontować nową maskę, o co trener i związek zadbali w tempie ekspresowym. - Tuż po wypadku, tam, w Altenberg, nie miałam żadnego poczucia, że to zbyt niebezpieczne, że to nie dla mnie, absolutnie nie. Było, minęło. Tych zawodów w Siguldzie nie mogę się doczekać - mówi Adamek.
(rk/łup)
Powiązane tematy
Reklama
Reklama