Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Skoki narciarskie Zakopane 2021: Bronisław Stoch w rozmowie z Eurosport.pl. Co mówi o Kamilu? - Puchar Świata

Emil Riisberg

16/01/2021, 06:35 GMT+1

Jest psychologiem, ale Bronisław Stoch przyznaje otwarcie, że to on uczy się od syna reakcji w pewnych sytuacjach. Imponuje mu coś jeszcze. - Kamil cały czas chce zbliżać się do doskonałości - opowiada Stoch senior w rozmowie z Eurosport.pl. Jest też o rywalizacji, także tej niezdrowej, której ojciec skoczka ma dość. Kamil Stoch jest jednym z kandydatów do zwycięstwa w niedzielnych zawodach

Foto: Eurosport

Kamil Stoch rozkręcał się powoli. Sezon zaczął od zaledwie 27. miejsca w Wiśle. Można było się niepokoić. Mistrz odżył, a forma nadeszła w najlepszym momencie, na Turniej Czterech Skoczni, który wygrał trzeci raz w karierze. Jak to się robi? Jak długo może wygrywać i kto jest najlepszym psychologiem skoczka?

KRZYSZTOF SROGOSZ, Eurosport.pl: Uspokoił się pana telefon po ostatnich sukcesach?

BRONISŁAW STOCH: Tak wiele tego nie było. Spokojnie jak na wojnie. Nauczyliśmy się w domu redukować wystąpienia, bo powtarzanie tych samych treści i wygłupianie się nie jest ani w naszym tonie, ani też nie jest ciekawe dla odbiorów. Też z tym trzeba uważać.

Ten weekend to rywalizacja w Pucharze Świata w Zakopanem. Kamil w końcu miał trochę wolnego. Przydał mu się ten odpoczynek po tak długim pobycie poza domem?

Ten odpoczynek był krótki. Raptem jeden dzień - we wtorek. Nie wiem, czy można się zregenerować tak szybko, ale czasem wystarczy chwila wytchnienia, całkowitego odseparowania się od napięcia, zgiełku i rytmu sportowego. Taka nawet niezbyt długa odskocznia od codzienności życia skoczka daje odprężenie.
On był przecież ponad dwa tygodnie poza domem. I to bez żadnej przerwy, był w transie startowym. To również wyczerpuje i jak wiemy, każde zawody niosą ze sobą obciążenie, stres, a także dodatkowe zmęczenie fizycznie oraz psychiczne.

Kamil po niedzielnym konkursie w Titisee-Neustadt, w którym zajął dopiero 17. miejsce właśnie mówił o tym ostatnim aspekcie.

Po prostu głowa chciała odpocząć. Każdy, zwłaszcza przy wytężonym wysiłku intelektualnym czy fizycznym, potrzebuje chwili wytchnienia. My mamy na to weekendy, a oni biedaki nie. Taka jest różnica.

Mocna sfera mentalna to od dawna wielki atut pana syna. Bez tego nie byłoby zwycięstw w konkursach Pucharu Świata w 11 kolejnych latach?

Nie wiem, skąd on ją czerpie. Tego się przecież nie da od kogoś pożyczyć czy kupić. Trzeba tym gospodarować w sposób umiejętny. Zawodnicy w drużynie narodowej nauczyli się też jakby produkować dobry nastrój w grupie, który powstaje przez dobre relacje między skoczkami, trenerami i tak dalej. To duża zasługa ostatnich selekcjonerów. Oni potrafili stworzyć tzw. team spirit. To jest bardzo duża umiejętność budowania i utrzymywania takich relacji. Ważne, aby ich nie zepsuć i unikać konfliktów, a gdy się już pojawią, to potrafić je szybko zażegnywać. To sprawia, że pojawia się dobra energia w grupie. Nie można jej tracić na niepotrzebne rzeczy.

Może właśnie dlatego innym, którzy mieli dobre momenty w karierze, potem nie udawało się podtrzymać wysokiej dyspozycji? Choćby w ostatnich latach Gregorowi Schlierenzauerowi, Peterowi Prevcowi czy Ryoyu Kobayashiemu.

Prawdopodobnie tak, ale też wydaje mi się, że tu ważne są indywidualne podejście i potencjał danego zawodnika. Każdy ma inne nastawienie do tego, co robi. Być może oni mają podobne. Trudno to określić. Wypadałoby ich spytać, jak u nich to działa. Z tego, co wiem, to nie tylko w sporcie zespołowym, ale również indywidualnym niezwykle istotna jest życzliwa, przyjacielska i partnerska relacja. Potem to przynosi fajne efekty.
Zresztą chyba nie tylko chodzi o jeden zespół. Wydaje mi się, że między drużynami z innych nacji jest podobnie. Widać, że wszyscy mają ze sobą dobre stosunki. Nie dostrzegam nic złego. Niektórzy dziennikarze próbują rozognić niektóre ostatnie sytuacje, a to jest niezdrowe i nie powinno się tego robić.

Chodzi panu o sytuację z Halvorem Egnerem Granerudem, który niezbyt pochlebnie wypowiedział się o synu i późniejsze "rozdmuchiwanie" sprawy?

Również o to, bo to nie służy niczemu dobremu. Skoki narciarskie to widowiskowy, ale jednocześnie niebezpieczny sport. Nie dokładajmy czegokolwiek, niesnasek i jątrzenia. To nie ma sensu. Nasycenie tej sytuacji jakąś toksyną jest dla mnie naprawdę wręcz niestosowne. Powiedziałbym to nawet mocniej, ale się powstrzymam.

Psychologowie, pana koledzy po fachu, lubią mówić, że są nimi w pracy, a nie w domu. A jak to było u pana? Miał pan duży wpływ na Kamila pod względem psychologicznym?

Jeśli chodzi o to, co mówią inni psychologowie, to potwierdzam, że tak właśnie jest. Zawsze starałem się nie wtrącać w pewnych sytuacjach - zwłaszcza typowo sportowych. Uważałem, że od tego są fachowcy. Oczywiście w niektórych momentach kryzysowych wiedziałem, co zrobić, jak zadziałać. Zdawałem sobie sprawę, że co za dużo, to niezdrowo. Zawsze trzeba znajdować "złoty środek", rozsądny, umiarkowany, z wyczuciem. O to chodzi, że im bardziej się interweniuje, tym bardziej się narzuca dominację, uzależnia się kogoś od siebie. Zauważam, że skoczkowie szybko dojrzewają. Kamil bardzo szybko stał się samodzielny. W tej chwili ja bym się od niego pewnych rzeczy mógł nauczyć: jak radzić sobie z potężnym stresem, obciążeniami i jak skutecznie przeskakiwać pewne bariery.

A gdy zwraca się do pana z jakimś problemem, to jak do ojca czy psychologa?

Kamil i jego żona radzą sobie sami. Z Ewą omawiają pewne warianty i bardzo słusznie.

Wspomniał pan o stresie i obciążeniach. Myśli pan, że skakanie bez kibiców jest łatwiejsze dla zawodników?

Chyba nie. Wydaje mi się, że jest jeszcze większa presja, bo konkurencja wzrosła. Inni skoczkowie idą szeroką ławą i jest wielu, którzy mogą wygrać. Dawniej była trójka, która się biła o czołowe miejsca. Teraz nawet ten 30. zawodnik klasyfikacji, jak mu dmuchnie, to potrafi skoczyć daleko. Różnice punktowe są minimalne, walka jest na tzw. żyletki. Trudno nie zauważyć ewolucji tej dyscypliny. To nie jest nic złego. Absolutnie tego nie krytykuję. Taka ewolucja jest cechą każdej aktywności. To dobrze, że poziom jest coraz wyższy.

Trudniej jest wygrać teraz niż 10 lat temu?

Wydaje mi się, że tak. Teraz, aby zwyciężyć, trzeba oddać dwa perfekcyjne skoki, a wcześniej wystarczyło, aby były dwa dobre.

Gdy patrzy pan na występy syna, jego gorsze chwile, a potem powroty na szczyt, to mówi pan sobie pod nosem: "kurczę, jak on to robi? To niesamowite".

Może aż tak to nie. Taka sinusoida, falowanie formy to jest coś, co występuje w sporcie zawsze. Dyspozycja przychodzi, a potem odchodzi, czasem na stałe. To jest do przewidzenia. Pojawiają się kryzysy, trudniejsze chwile. Nie jest łatwo tego uniknąć. Wiadomo, że każdy, kto zmaga się z jakimkolwiek działaniem, aktywnością, to też ma takie chwile lepsze i gorsze. W sporcie jest tak samo, ale jest to bardziej widoczne. W sporcie nie da się udawać, że się biegnie, trzeba biec do końca i w dodatku dać z siebie wszystko, żeby osiągnąć jak najlepszy wynik. To dla mnie autentyczny wysiłek.

Chyba nigdy nie stracił pan wiary w Kamila, że on po gorszych momentach będzie w stanie się odbudować. Zgodzi się pan ze mną?

Cieszy mnie, że on przyjął filozofię, w której nikogo nie naśladuje i nie próbuje się wcielać w jakąś inną postać. On cały czas chce poprawiać to, co się da i zbliżać się do doskonałości. To jest niesamowicie ważne i fajne, a przy tym z klasą. On nikogo nie spycha na bok, na dalsze miejsce. Rywalizuje sam ze sobą, z własnymi słabościami, błędami, które się przecież pojawiają. Ciągle to powtarza. Mi się to podoba. To moim zdaniem zdrowa filozofia, bardzo sportowa.

Siła mentalna Kamila może się kiedyś skończyć?

Jeżeli dojdzie do perfekcji, to kto wie, czy nie powie: pas. Jak wiemy, doskonałość jest czasami czymś absolutnym i prawie nieosiągalnym. Miejmy nadzieję, że zawsze będzie miał jeszcze coś do poprawienia. Różne czynniki będą jednak decydowały o tym, kiedy i w jaki sposób zakończy się jego przygoda ze sportem. Z pewnością to będzie jego decyzja i będziemy musieli ją wszyscy uszanować.

Gdy pana syn wygrał po raz pierwszy w Pucharze Świata w 2011 roku w Zakopanem, wydawało się, że rekord zwycięstw Adama Małysza jest nie do doścignięcia. Tymczasem on już go wyrównał.

Zawsze wierzyłem w ewolucję i nadal tak mam. Nie powiem, że Kamila ktoś nie przebije. Będą talenty, którym wystarczą odpowiednie warunki do trenowania. Na tym polega rozwój każdej dyscypliny. Wydawało się, że pewne rekordy są nie do pobicia, ale one są. To kwestia czasu. Trzeba być otwartym. Nie można się szczelnie zamykać, budując mity, bo one ograniczają czasami poczucie własnych możliwości. Gdy ktoś nadmiernie napompuje balonik, to może to blokować zawodnika. Umiar wszędzie jest potrzebny.

Patrząc na Kamila po zwycięstwie w 2011 roku i teraz, w poprzedni weekend w Titisee-Neudstadt, to jak on zmienił się pod względem psychologicznym?

Wtedy wreszcie pojawił się uśmiech, entuzjazm i poczucie, że da się radę, pomalutku. Zrozumiał, że trzeba wszystko robić stopniowo, bez nagłych rewolucji. I potem już poszło. Pamiętam, jak mówiłem, że to będzie całkiem inna kariera sportowa. Nie mówiłem, że gorsza czy lepsza, ale inna i na tej inności budujemy wizerunek. Każdy jest inny.

W tym sezonie da się jeszcze pobić rekord i zwyciężyć po raz 40. w Pucharze Świata? Może w niedzielę w Zakopanem?

Życzę mu, aby się cieszył z każdego skoku i żeby miał poczucie, że sobie cały czas coś poprawia. Nic więcej. Czy wygra, czy nie, to już jest kwestia warunków, szczęścia i sprzyjających okoliczności.
Program konkursów w Zakopanem i transmisje: piątek, 15 stycznia
11:00 - Odprawa techniczna
15:45 - Oficjalny trening
18:00 - Kwalifikacje (transmisja w Eurosport 1 i Eurosport Player od 16.45)
sobota, 16 stycznia
15.00 - seria próbna
16.15 - pierwsza seria konkursu drużynowego (Eurosport 1 i Eurosport Player od 16.00)
niedziela, 17 stycznia
15.00 - kwalifikacje 1
6.00 - pierwsza seria konkursu indywidualnego (Eurosport 1 i Eurosport Player od 15.45)
Autor: Rozmawiał Krzysztof Srogosz / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama