Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Puchar Świata w Wiśle: Co mówi Dawid Kubacki? Jak radzi sobie bez kibiców? W jakiej jest formie? - skoki narciarskie

Emil Riisberg

20/11/2020, 06:39 GMT+1

Najlepsi skoczkowie wracają do rywalizacji w Pucharze Świata po prawie 260 dniach przerwy. - Najważniejsze jest to, że mimo pandemii sezon rusza. Jesteśmy gotowi na każdy scenariusz - przyznaje w rozmowie z Eurosport.pl Dawid Kubacki. W piątek o godz. 18 kwalifikacje, a w sobotę i niedzielę konkursy w Wiśle. Transmisja w Eurosporcie 1 i Eurosport Playerze.

Foto: Eurosport

Ostatnie dwa sezony dla Kubackiego były znakomite. Wywalczył indywidualne mistrzostwo świata w Seefeld w 2019 roku, a na początku tego roku wygrał Turniej Czterech Skoczni.
Na dodatek łącznie stawał na podium zawodów Pucharu Świata aż 16-krotnie. Czterokrotnie na najwyższym stopniu. Teraz w wieku 30 lat rozpoczyna kolejny cykl. I ponownie powinien należeć do czołówki.

Krzysztof Srogosz, Eurosport.pl: Pandemia COVID-19 paraliżuje większość dziedzin życia, także sport. A jak jest u pana?

DAWID KUBACKI: Na szczęście nie mam żadnych problemów. Wszystko jest w porządku. Na zdrowie nie narzekam, zarówno na to psychiczne, jak i fizyczne. Patrząc pod kątem sportowym, to w poprzedni piątek, 13 listopada, zakończyliśmy ostatni, mocniejszy okres treningowy przed startem Pucharu Świata. Ostatni weekend był trochę przedłużony na odpoczynek. Przed kwalifikacjami treningi były delikatniejsze, aby "wyświeżyć nogę" przed początkiem rywalizacji.

Przed nami początek sezonu i konkursy w Wiśle. Jest jakiś dreszczyk emocji?

Tak, ten dreszczyk pojawił się już tutaj na samej skoczni. Czułem już wcześniej jednak głód rywalizacji, bo lato było mocno okrojone, a zima trochę skrócona. Konkursów za wiele się nie odbyło. Nie było zbyt dużo momentów, w którym można byłoby rywalizować na arenie międzynarodowej. Jest głód zmagań i każdy z nas w kadrze czeka na zawody w Polsce.

Ten głód skakania jest większy niż rok temu przed zimą?

Mam pamięć dobrą, ale krótką, więc trudno mi to tak porównać z poprzednim rokiem. Ta chęć jest, bo startów było mało. Trenuje się po to, aby się sprawdzać z innymi w zawodach. Człowieka do tego po prostu cały czas ciągnie.

Bez kibiców to chyba nie to samo?

To jest sytuacja nie do końca fajna. Fani, którzy są na skoczni, mocno zmieniają cały wizerunek zawodów. Wprowadzają superatmosferę. Wiemy, że przychodzą dla nas, aby cieszyć się z naszych skoków. Te emocje udzielają się wszystkim. To jest dodatkowy zastrzyk energii. W tej chwili trzeba się przestawić, że wsparcie będzie zupełnie inne. Teraz moc od fanów trzeba będzie czerpać zdalnie. To duża zmiana.
Jeżeli chodzi o sam skok i przygotowanie do niego, to tutaj tak dużo się nie zmieni. W normalnej sytuacji, kiedy kibice są na obiekcie, to my i tak zostajemy sami ze sobą, ze skocznią i z tym, co mamy zrobić. Na dole bardzo miło jest jednak usłyszeć widzów i poczuć radość razem z nimi. Wybuch euforii to supersprawa. W tym sezonie raczej tego nie będzie albo nie będzie aż tak mocne jak wcześniej.

Ale najważniejsze jest chyba to, że sezon rusza?

Bez wątpienia. To jest o tyle dobre, że rzeczywiście mamy świadomość, że zmagania się zaczynają. Nikt nie wie, jak sezon będzie wyglądał i jakie będą problemy po drodze. Wątpię, aby żadnych kłopotów nie było. Sytuacja jest jaka jest. Najgorzej byłoby jednak, gdybyśmy po przepracowanym lecie dowiedzieli się, że wszystko jest odwołane i widzimy się za rok. To byłaby sytuacja, w której czulibyśmy się, jakby ktoś nam w twarz strzelił. Jest wizja, że będziemy mogli rywalizować i korzystać z umiejętności, które szlifowaliśmy przez lato. To jest fajnie i pocieszające.

Gdy rozmawialiśmy kilka miesięcy temu mówił pan, że da się wypracować dobrą formę bez dużej liczby startów latem. Podtrzymuje pan takie twierdzenie?

Tak naprawdę zawody, które mamy na igelicie, są bardziej po to, aby zobaczyć, jak wypadamy na tle innych reprezentacji. Druga sprawa jest taka, że sprawdziany letnie utrzymują tak ważny rytm startowy i pomagają w tym, aby człowiek nie zapomniał, jak się rywalizuje w zawodach. W tym roku było to mocno uszczuplone. Ale wszyscy skoczkowie mieli z tym do czynienia i nie tylko my głównie siedzieliśmy tylko na obozach. Tutaj akurat szansę są równe dla wszystkich. Zgrupowania, które mieliśmy, przygotowały nas na tyle dobrze, że ze spokojem możemy w ten sezon wejść.

Narciarskie władze stworzyły specjalne procedury bezpieczeństwa. To ma być coś na kształt tzw. bańki. Co pan sądzi o takim pomyśle?

Z tego, co mi się wydaje, to nie będzie to aż taka zamknięta bańka jak choćby niedawno w NBA. Gdyby tak było, to wyobrażam sobie, że musiałoby się to odbywać na takiej zasadzie, że gdy teraz ruszamy z sezonem w Wiśle, to w domu bylibyśmy dopiero w marcu przyszłego roku. Sądzę, że to by było fizycznie nie do zrobienia. Pomijając już fakt, że po dwóch tygodniach byśmy się wszyscy pozabijali. Wcześniej słyszałem o takim pomyśle, aby skoszarować nas w jednym miejscu. Podejrzewam, że ta bańka musiałaby startować wcześniej niż w chwili zaczęcia sezonu. Teraz już nawet chyba nie dałoby się tego zorganizować.
W tej chwili stanęło na tym, że przed każdymi zawodami będziemy testowani. Będziemy mieli pewność, że wszyscy ludzie na skoczni są zdrowi. To ryzyko zakażeń będzie minimalne. To na pewno wszystkich będzie uspokajało i mam nadzieję, że pozwoli nam wszystkim przetrwać sezon bez zakażeń. Myślę, że to jest jedyna droga.

Czyli nie będzie tak, że wróci pan dopiero po kilku tygodniach?

Możliwe, że nie mam jeszcze wszystkich informacji, ale z tego, co wiem, to nie będzie to aż tak zamknięte. Ekipy mają różnych zawodników i skład się zmienia. Czasami są nowe osoby. Jak ktoś byłby w bańce, to by nie startował i nadal tam był? To byłoby bez sensu. Może dałoby się zorganizować to w ten sposób, że gdy ktoś dołącza albo wychodzi z bańki, to musi mieć test negatywny? Z tego, co wiem, to stanęło na tym, że jednak testowanie będzie cały czas przed weekendami. To będzie przepustka do startowania.

A kto będzie za to płacił?

Najbardziej prawdopodobna wersja jest taka, że koszty będą musiały pokrywać związki czy grupy szkoleniowe opłacać we własnym zakresie.

Gdy 10 marca w Lillehammer poprzedni sezon kończył się przedwcześnie, to spodziewał się pan, że za ponad pół roku uda się wrócić normalnie do rywalizacji? Czy jednak myślał pan, że wszystko będzie do góry nogami, jak teraz?

Rozmawialiśmy między sobą i zawsze była doza niepewności. Nikt nie widział, jak to się wszystko ułoży. Było przeświadczenie, że może być różnie, ale z drugiej strony wtedy były takie głosy, że po lecie wirus będzie się mniej rozprzestrzeniał, wygaśnie i będzie można wrócić do normalności. Tak się nie stało. Sytuacja nadal jest trudna i nie wiemy, w którą stronę się to potoczy. Czy będzie lepiej, czy coraz gorzej. Trzeba być gotowym na każdy scenariusz.

Ile konkursów według pana zostanie rozegranych?

Nie dam rady oszacować w tym momencie. Mam świadomość, że może być różnie. Ja sobie, kibicom i wszystkim życzę, aby konkursy się odbywały i żeby było wszystko jak najbardziej normalnie. Trzeba zdawać sobie sprawę, że różne lokalizacje mogą wypadać z kalendarza Pucharu Świata. Teraz wiemy, że nie odbędzie się już rywalizacji w japońskim Sapporo. Pewnie FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska) będzie myślał, aby zastąpić to innym miejscem.

Niewykluczone, że próba przedolimpijska w Chinach zostanie odwołana.

Z tego, co słyszałem, tam jednak pandemia jest mocniej opanowana, więc zmagania raczej się odbędą. Teraz o większości konkursów możemy sobie gdybać. Dopiero, gdy będą jakieś konkrety, będziemy mądrzejsi. Tak samo było przecież z tymi konkursami w Wiśle. Jeszcze w poprzednim tygodniu nie było wiadomo, czy w naszym kraju będzie wprowadzony lockdown. Gdyby był, to prawdopodobnie Puchar Świat zostałby odwołany, bo nic nie można by organizować. Nic nie jest pewne, dopóki się nie odbędzie.

Wracając do Wisły. W kadrze na konkurs indywidualny jest zupełnie nieznany zawodnik Jarosław Krzak. Może pan coś o nim powiedzieć?

Znam go z naszych zgrupowań. Jak na nich jesteśmy, to nie widzę wszystkich, jak skaczą. Jesteśmy ustawieniu w kolejności i nie ma możliwości zobaczenia każdego kolegi z grupy. Było nas trzynastu, a miejsc na konkurs w Wiśle dwanaście (odpadł Kacper Juraszek - przyp. red.). To jest młody zawodnik i potrzebuje takich szans, aby zacząć starty w Pucharze Świata.

Nie ma pan takiego wrażenia, że ten tzw. ogon pierwszej kadry jest coraz krótszy i nie ma wielu zawodników, którzy mogą startować na poziomie Pucharu Świata?

Raczej nie. W trakcie przygotowań do zimy w rozszerzonej grupie było nas nawet trzynastu. Młodszym skoczkom pozwoliło się to podciągnąć i nadgonić. Wydaje mi się, że to może zadziałać pozytywnie. Chciałbym, aby oni zaczęli być dla nas jeszcze większą konkurencją. Jeżeli chodzi o polskie skoki to jest to sprawa najbardziej potrzebna.

Jest ktoś z innych krajów, kto może panu zagrozić?

Na to pytanie nikt chyba teraz nie odpowie. Z grupami z innych państw nie mieliśmy wiele do czynienia w ostatnich miesiącach. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak oni się spisują. Może pojawić się jakiś nowy zawodnik, który będzie w czołówce. Równie dobrze może to być ktoś z naszej reprezentacji. Myślę, że będziemy mogli więcej powiedzieć po pierwszych weekendach. Na razie tego porównania nie mam.

A jak jest z pana skokami?

Jest w porządku. W ostatnich tygodniach może nie były idealne, ale też tłumaczyłem sobie, że treningi mieliśmy cały czas dość intensywne. Teraz, gdy mieliśmy szansę na odpoczynek, to sądzę, że do startu w Pucharze Świata będę w pełni sił.

Drugi rok będzie pan skakał na nartach z logiem Eurosportu. Jest pan zadowolony z tej współpracy?

Oczywiście. Z jednej strony jest to zagospodarowanie miejsca reklamowego, ale z drugiej też Eurosport jest od dawna związany ze skokami. To też jest dla mnie istotne, także ze strony medialnej. Mam okazję częściej pokazać się na antenie. To na pewno działa na moją korzyść. Współpraca przebiega bardzo sprawnie i nie mam na co narzekać. Czasami zdarza mi się pooglądać fragmenty konkursów. Lubię komentarz w Eurosporcie. Wiem, że dziennikarze pracę wykonują profesjonalnie i obiektywnie. Tu nie chodzi o to, aby wychwalali mnie pod niebiosa, a oceniali to, co się dzieje. Jestem człowiekiem, który ma świadomość, że nie robi wszystkiego idealnie. Zdarzają się błędy i jeśli ktoś mi wytknie pomyłkę, to się nie obrażam. To są fakty, a nie żadne uszczypliwości. Trudno wtedy się z tym nie zgodzić.
Plan transmisji z Wisły w Eurosporcie 1 i Eurosport Playerze: piątek, 20 listopada:17:00 - kwalifikacje
sobota, 21 listopada: 15:00 - pierwsza seria konkursu drużynowego
niedziela, 22 listopada: 15:00 - pierwsza seria konkursu indywidualnego
Cały sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich w Eurosporcie i Eurosport Playerze.
Autor: Rozmawiał Krzysztof Srogosz / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama