Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Michael Greis wierzy w polskie biathlonistki i jest gotowy przedłużyć kontrakt - Biathlon

Emil Riisberg

23/03/2020, 13:35 GMT+1

Biathlonowa reprezentacja Polski kobiet w drugiej części sezonu dostarczyła kibicom bardzo wielu emocji. Wysoką formę osiągnęła Monika Hojnisz-Staręga, a o biegu sztafetowym z mistrzostw świata w Anterselvie mówić się będzie jeszcze latami. - Jestem zadowolony z minionego sezonu, choć oczywiście widzę miejsce na dalsze postępy - powiedział w rozmowie z serwisem Eurosport.pl trener Biało-Czerwonych

Foto: Eurosport

Trzykrotny mistrz olimpijski z Turynu na trenerskim stanowisku zastąpił w maju 2019 roku Nadię Biłową.
Pod jego skrzydłami znakomitą formę osiągnęła Hojnisz-Staręga, kończąc sezon Pucharu Świata na 12. miejscu. Liderka reprezentacji w ostatnich sześciu indywidualnych startach nie wypadła poza pierwszą dziesiątkę, a w Anterselvie dwukrotnie była o włos od medalu mistrzostw świata. Wielką pracę wykonała też w sztafecie, która po trzech zmianach w Południowym Tyrolu miała 42-sekundową przewagą nad drugimi Czeszkami. Gdyby nie pech z karabinem w Hochfilzen i anulowanie z powodu pandemii koronawirusa zawodów w Oslo, biathlonistka z Chorzowa miałaby ogromne szanse na poprawienie dziesiątej pozycji w klasyfikacji końcowej cyklu, którą zajęła sezon wcześniej.
Z dobrej strony w kilku startach pokazały się też Kamila Żuk (miejsca w czołowej dziesiątce w sprintach w Oberhofie i Ruhpolding) oraz Kinga Zbylut (lokaty w czołowej dwudziestce w Hochfilzen i punkty w Anterselvie). Wszystkie trzy wspomniane zawodniczki sprawiły, że serca polskich fanów zaczęły bić mocniej w trakcie drużynowej rywalizacji na mistrzostwach świata.

Koronawirus skomplikował sytuację

Reprezentacja Polski przed tygodniem powróciła do kraju z ostatnich w sezonie zawodów Pucharu Świata w Kontiolahti. Najszybciej w domu mógł znaleźć się Michael Greis, gdyż samolot z Finlandii lądował w Monachium, a to właśnie z Bawarii pochodzi 43-letni szkoleniowiec.
- Powrót z Kontiolahti nie był problemem. Mieliśmy samolot czarterowy do Monachium, ale wiadomo, takim niespodziewanym działaniom zawsze towarzyszy trochę zamieszania. Cała nasza ekipa spieszyła się, by pojawić się w Polsce przed zamknięciem granic. Temu wszystkiemu towarzyszył strach i niepewność, że nie uda się szybko wrócić do kraju. Scenariusz nie był idealny, ale na koniec wszyscy szczęśliwie dotarli do domu - przyznał Greis w rozmowie z Eurosport.pl.
Mimo szalejącego na Starym Kontynencie koronawirusa, biathloniści w Pucharze Świata rywalizowali dłużej niż alpejczycy, skoczkowie i biegacze narciarscy. Sprzyjała temu lokalizacja kolejnych zawodów.
- Po Anterselwie udaliśmy się do Mińska, potem startowaliśmy przy pustych trybunach w Novym Mescie, a na koniec w Kontiolahti. Prawdopodobieństwo, że ktoś z ekipy złapie koronawirusa nie było duże - ocenił Greis.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Bawarii. - Tu nikt nie spodziewał się, że epidemia rozszerzać będzie się tak szybko i stanie się tak dużym problemem dla służby zdrowia. Ostatnio wprowadzono zarządzenie o pozostaniu mieszkańców w domach. Nasze władze robią wszystko, by izolować chorych i nie dopuścić do rozprzestrzeniania się wirusa. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich sytuacji. Obawiamy się o wpływ pandemii na gospodarkę. Wielu firmom trudno będzie przetrwać ten kryzys - zauważył.

W oczekiwaniu na podpis

Greis podpisał z Polskim Związkiem Biathlonu roczny kontrakt. Obie strony wyrażają zainteresowanie przedłużeniem umowy.
- Od 15 marca nie kontaktowałem się z prezes Dagmarą Gerasimuk. Na pewno któregoś dnia zasiądziemy jednak do rozmów. Jestem gotowy kontynuować pracę, ale to też wymagać będzie zaangażowania wszystkich, w tym polskiej federacji - powiedział szkoleniowiec.
- Dwuletni kontrakt ma największy sens w kontekście igrzysk olimpijskich w Pekinie, ale opcja rocznej umowy też wchodzi w grę. To nie zależy jednak tylko ode mnie. Tak naprawdę nie chodzi zresztą wyłącznie o długość umowy. Ważne są warunki, jakie zostaną stworzone i jak wszystko będzie działać. Kilka rzeczy pozostaje jeszcze do przedyskutowania - przyznał Greis.

Szerszy skład reprezentacji

- To jedna z ważnych kwestii, które są przed nami, jeśli zdecydujemy się na kontynuowanie współpracy przez kolejne lata - ocenił szkoleniowiec. - Musimy zastanowić się jak zorganizować pracę, by więcej dziewczyn trenujących w Polsce mogło do nas dołączyć i byśmy mogli rzeczywiście dokonywać regularnej selekcji. Tu nie chodzi o wiek czy talent. Dla drużyny najważniejsza jest aktualna dyspozycja.
- Abyśmy mogli jednak pracować nad rozwojem sportowców, muszą zostać stworzone odpowiednie warunki - przekonuje trener. - Szczególnie dla tych młodych. One muszą uczyć się i zrozumieć, jak powinny pracować. Ważna jest też filozofia strzelania. Biathlon jest zbyt skomplikowany, by wystarczyło na to jedno spotkanie czy jeden obóz. Jeśli chcemy liczyć się w gronie najlepszych, zmiany musimy wprowadzać już teraz. Później może zabraknąć czasu. Wśród młodych dziewczyn jest kilka obiecujących, ale nie jest łatwo przenieść szybko ich potencjał na wyniki w zawodach. To naprawdę wymaga ogromnej pracy. Tym bardziej, że młode zawodniczki nie zawsze są w stanie szybko przyswoić sobie uwagi i zalecenia. To są bardzo złożone kwestie. Każda zmiana trenera niesie ze sobą zmiany w sposobie komunikacji, zakresie odpowiedzialności, wymaga modyfikacji dotychczasowej filozofii pracy, a w moim przypadku dochodzą jeszcze kwestie kulturowe, bo część dziewczyn nie miało okazji pracować z trenerem z zagranicy. Liczebność kadry jest bardzo ważnym zagadnieniem, które musi zostać przedyskutowane - podkreślił Greis.

Wiek nie jest ważny

Większa liczebność reprezentacji i szersze pole manewru dla sztabu szkoleniowego w kwestii selekcji będą miały ogromne znaczenie w kontekście biegów drużynowych. Obecnie w "żelaznej czwórce" biało-czerwonej sztafety znajduje się Magdalena Gwizdoń, która w sierpniu świętować będzie już 41. urodziny.
- Z tego co wiem, Magda chce kontynuować karierę. Dla mnie wiek nie jest żadnym wykładnikiem. Liczy się to, czy ktoś chce pracować, poprawiać swoje osiągnięcia i być gotowy do walki na najwyższym poziomie - twierdzi Greis.
Niepodważalny jest jednak fakt, że w kontekście zaplanowanych na 2022 rok igrzysk olimpijskich w Pekinie szkoleniowiec potrzebować będzie większego pola manewru.

Zadanie przed Kamilą Żuk

Nie ulega natomiast wątpliwości, że jeszcze mocniejszym punktem polskiej drużyny może w najbliższych latach stać się Kamila Żuk. W 2018 roku 22-letnia dziś biathlonistka była największą gwiazdą juniorskich mistrzostw świata w Otepaeae, ale swoich ogromnych możliwości wciąż nie potwierdziła ustabilizowaniem formy na wysokim poziomie w rywalizacji seniorów.
- W przypadku Kamili poprawa 38. miejsca w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata z tego sezonu jest jak najbardziej możliwa, szczególnie przy tak dobrym bieganiu. Wszystko zależeć będzie od niej samej. Musi pracować nad strzelaniem i znaleźć swoją strategię. Nie chodzi o to, by po prostu pracować. Trzeba robić to w odpowiedni sposób. W jej przypadku problemem są też ogromne oczekiwania. W juniorach, w swoim roczniku, rywalizowała z kilkoma przeciwniczkami. Po przejściu do seniorów mierzy się z 10-15 rocznikami. Konkurencja jest zdecydowanie większa, tu trzeba rywalizować z najlepszymi sportowcami na świecie. W tym kontekście mistrzostwo świata juniorów nie musi znaczyć wiele. W Pucharze Świata cierpią nawet najlepsi. Gorsze chwile mieli chociażby Martin Fourcade czy Lisa Vittozzi, a w przypadku Kamili musimy mówić dopiero o wejściu na najwyższy poziom. W tej chwili znajduje się tam tylko Monika - ocenił Greis.
Relacje na żywo z biathlonowego Pucharu Świata na antenach Eurosportu i w usłudze Eurosport Player.
Autor: Bartosz Rainka / dasz / Źródło: Eurosport
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama