Były hokeista NHL na protezie wraca na lodowisko. "Może jeszcze zagram w meczu"

Jego stan był krytyczny, walka o życie toczyła się najpierw - przed przewiezieniem do szpitala - na hokejowym lodowisku. Po ponad dwóch latach od tamtych dramatycznych wydarzeń były zawodnik NHL Craig Cunningham znowu jeździ na łyżwach, choć w wyniku zatrzymania krążenia lekarze musieli mu amputować lewą nogę poniżej kolana.
19 listopada 2016 roku. Hokeiści stają do odegrania hymnów, amerykańskiego i kanadyjskiego. Za chwilę rozpocznie się mecz ligi AHL, czyli zaplecza i bazy rozwojowej NHL, w którym Tucson Roadrunners zmierzą się z ekipą Manitoba Moose.
26-letni Cunningham, kapitan miejscowej drużyny, osuwa się na lód. Natychmiast podbiegają do niego ludzie ze sztabu medycznego i strażacy, którzy mieli odegrać hymn na dudach. Rozpoczyna się akcja ratunkowa.
Inni zawodnicy i kibice patrzą na te wydarzenia z przerażeniem. Trwa walka z czasem.
Cunningham opuszcza halę na noszach. Najpierw trafia do Carondelet St. Mary's Hospital, stamtąd do Banner-University Medical Center.
"Nie narzekam, jestem zadowolony"
Lekarze ujawnili potem, że hokeista doznał rozległego zawału serca, które przestało bić na 83 minuty. Stosowali pozaustrojowe natlenianie krwi, przeprowadzili operację, do wtedy wykonaną tylko dwa razy w historii.
Przeżył.
- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie pomoc tych ludzi - mówi dzisiaj. Kiedy doszło do tragedii, miał za sobą 63 mecze w NHL, w barwach Boston Bruins i Arizona Coyotes. W szpitalu odwiedzał go regularnie jeden z menedżerów Kojotów, z którymi Roadrunners współpracują. - Powiedział, żebym się zastanowił, czym chciałbym się zajmować w przyszłości. A jeżeli zostanę w świecie hokeja, to w ich klubie będzie na mnie czekało miejsce - wspomina Kanadyjczyk. Menedżer słowa dotrzymał, Cunningham został u nich łowcą talentów.
Na wyjazdach spędza nawet 20 dni w miesiącu. - Dopiero podróże pozwoliły mi zrozumieć, jak mocno zżyta jest nasza społeczność. Oglądając hokeistów walczących na lodzie można pomyśleć, że oni się nienawidzą. Błąd. Nie jestem w stanie policzyć tych telefonów i wiadomości z dobrymi słowami od graczy, których nigdy nie spotkałem - opowiada.
Z doktorem Zainem Khalpeyem, który go operował, rozmawiają prawie codziennie. Został zaproszony do jego domu na Święto Dziękczynienia, w prezencie dostał kij hokejowy, podpisany przez lekarzy i pielęgniarki z oddziału - tych, którzy pomagali mu wrócić do zdrowia.
Na łyżwach próbował jeździć już wcześniej, uczył się tego od nowa na protezie. Powoli szlifował umiejętności i formę. W mediach społecznościowych zamieścił właśnie film, który udowodnił, że trening czyni mistrza.
Czy po tym, co zademonstrował, sport - ten w wydaniu zawodowym - to rozdział rzeczywiście zamknięty? - Nie wiem, prawdopodobnie tak, choć wydarzyć może się wszystko. Nie narzekam, jestem zadowolony z tego, co mam - twierdzi Cunningham.