Sędzia skradł show. "Zagranie" dnia

Wilson, który z najwyższym trudem awansował do niedzielnego finału, po dogrywce na czarnej wygrywając z Zhou Yuelongiem, jest na najlepszej drodze do obrony wywalczonego przed rokiem tytułu.

Po 38-letnim Angliku nie widać cienia zmęczenia. Trzema wysokimi podejściami zapewnił sobie otwarcie 3:0. Saengkham wtedy odpowiedział, ale tylko jednym frejmem. Trzy kolejne, wysoko punktowane brejki Wilsona dalej - w tym 105 - i było już 6:1. Na koniec pierwszej sesji Taj zdołał urwać rozpędzonemu rywalowi jeszcze jedną partię, ale jego sytuacja w finale jest nie do pozazdroszczenia. Wilsonowi brakuje już tylko trzech frejmów.

Do poziomu angielskiego snookerzysty dopasował się... sędzia, który w szóstej partii popisał się "zagraniem" dnia. Marcel Eckardt, którego jednym z zadań jest to, by gra przy zielonym suknie odbywała się jak najbardziej płynnie, popisał się świetnym refleksem, jednym ruchem ręki eliminując niesfornego owada.

- Już teraz wiadomo, po co sędziemu rękawiczki - zażartował na antenie Przemek Kruk.

Eckardt mógł przynieść szczęście Wilsonowi, bo to właśnie w tej partii Anglik zaliczył najwyższy na razie brejk w pojedynku o tytuł w Edynburgu.

Przed rokiem w finale Scottish Open Wilson zdemolował Joe O'Connora 9:2. Powtórka w niedzielę w dalszym ciągu wchodzi w grę.

Gary Wilson - Noppon Saengkham 6:2 (mecz do 9 wygranych frejmów)

(łup/TG)