Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Ryoyu Kobayashi może nie zostać supergwiazdą w Japonii

Emil Riisberg

07/01/2019, 10:31 GMT+1

Uprawia osobliwy sport w być może jeszcze bardziej osobliwym kraju, do którego, jak sam przyznaje, nie w pełni pasuje. Kim jest Ryoyu Kobayashi, zwycięzca 67. edycji Turnieju Czterech Skoczni? I kim może się stać w rodzimej Japonii? - Raczej nie supergwiazdą - przyznają tamtejsi dziennikarze.

Foto: Eurosport

Skoczkowie narciarscy wyobraźnią fanów zawładnęli tylko w kilku krajach.
Złoci mistrzowie olimpijscy z Norwegii zostali dopiero co wybrani na drużynę roku, a w polskiej opinii publicznej zrobiło się spore zamieszanie wokół tego, że Kamil Stoch po najlepszym roku w karierze w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" przegrał z Bartoszem Kurkiem. Stoch, czyli dwukrotny zwycięzca rzeczonego plebiscytu w poprzednich latach, Stoch, czyli następca Adama Małysza, zwycięzcy czterokrotnego. Pozycja latania na nartach w Polsce jest niepodważalna. A jak prezentuje się w Japonii? Nijak.

Sumo, kickboxing i bejsbol

Próżno szukać skoczka narciarskiego w 50-letniej historii tamtejszego plebiscytu. Kraj Kwitnącej Wiśni pod pewnym względem przypomina Stany Zjednoczone, ma swoje lub przyswojone z innych państw dyscypliny, jak sumo, kickboxing czy bejsbol, które cieszą się tam ogromną popularnością. Przez pół dekady trwania wspominanego plebiscytu chyba tylko tenisista Kei Nishikori (2014) czy piłkarz Kazuyoshi Miura (1993) oraz cała reprezentacja Samurajów goszczących mistrzostwa świata w 2002 roku zdobyła względnie globalny status.
Poza tym kończyło się na statusie krajowym, do którego skoki i tak się nie zbliżyły. Mało wskazuje na to, że zbliżą się dzięki zjawiskowej dyspozycji Kobayshiego, choć mogłyby, bo 22-latek to postać nieszablonowa. I jako człowiek, i jako sportowiec.

Pewien bardzo utalentowany leń

W trakcie Turnieju Czterech Skoczni Paweł Wilkowicz ze Sport.pl w swoim artykule przywoływał wywiad, jakiego jeszcze przed imprezą Janne Vaeaetaeinen udzielił austriackiemu dziennikowi "Tiroler Tageszeitung". Vaeaetaeinen to fiński trener, który pracuje przy kadrze japońskiej i jest jednym z doradców głównego szkoleniowca Hideharu Miyahiry. Zajmuje się grupą zawodników, w której znajduje się pewien "bardzo utalentowany leń".
- Dłuższy czas chciałem go zmotywować do harówki na treningach. Bez entuzjazmu po drugiej stronie. Dopiero gdy zakończył sezon 2016-2017 bez żadnego punktu, i to po startach we wszystkich konkursach, wziął się do pracy - Fin opisywał trudną i długą, ale ostatecznie drogę sukcesu, jaką przeszedł wspólnie z Kobayashim. Japończykiem nowej, młodej szkoły, kompletnie innej od ustalonych dawno wzorców.

Kompletna opozycja

"Karoshi" - tak brzmi japońskie słowo oznaczające "śmierć z przepracowania". Chyba mówi to wszystko o tym, jaką kulturę pracy wytworzył przez lata ten naród. Nie tylko kulturę pracy, także kulturę zachowań i kulturę duchową, opartą o spokojny, mozolny, długotrwały trud i dążenie do samodoskonalenia. Postawa niedzielnego triumfatora Turnieju Czterech Skoczni jest jednak tego kompletnym zaprzeczeniem.

Urodzony showman

Nie tylko Vaeaetaeinen mówi o jego małym entuzjazmie do treningowej orki. Sam Kobayashi przyznaje, że jest leniuchem. Jego brat dodaje też, że trochę wariatem. Ryoyu na tle wielkich poprzedników, w tym choćby wciąż aktywnego Noriakiego Kasaiego, sprawia wrażenie kogoś, kto ma mało wspólnego z uduchowioną, kojarzoną z oazą ciszy Japonią. Po udanych skokach nie boi się ekspresji, lubi go oko aparatu i kamery. Z wzajemnością. Gdy po odebraniu Złotego Orła na czerwonym dywanie pozował do zdjęć fotografów, prezentował się korzystnie, pewnie. Z niemal każdym z reprezentacyjnych kolegów ma opracowane własne, wymyślne przywitania, którymi świętował udane skoki w trakcie Turnieju. Słowem - showman. Nawet materiał na idola młodzieży, choć najwidoczniej nie w Japonii.

To tylko maska

- Nie jesteśmy pewni, co się dokładnie stało z Ryoyu. Jego przemianę otacza nimb tajemnicy - stwierdza Ryota Hasebe, reporter agencji informacyjnej Jiji Press.
- Czy jest leniwy, nie wiem. W naszym kraju wiadomo jedynie, że ma bardzo silną psychikę. Może to rodzaj maski. Może w poprzednich sezonach zakładał maskę leniucha, choć wcale taki nie był. Może sprawiał tylko takie wrażenie - dywaguje.

Ja skaczę, a ty śpisz

Dlaczego Kobayashi nie zdobędzie ogólnoradowego uznania, tłumaczy serwisowi eurosport.pl Kentaro Tsuchyia z agencji prasowej Kydoo News. W jego opinii, na przeszkodzie stoi to, że praktycznie monopol na skoki narciarskie ma Stary Kontynent.
- Nasze media o Ryoyu jeszcze nie mówią, na pewno jeszcze na tyle, ile powinny. Najpewniej jego rozpoznawalność w Japonii wzrośnie po Turnieju, lecz bardzo trudno będzie mu stać się ogólnokrajową gwiazdą. Wszystko ze względu na różnice czasowe. Jak wiadomo, większość konkursów rozgrywana jest w Europie, zazwyczaj po południu, czyli w momencie, gdy u nas zbliża się późny wieczór albo zaczyna środek nocy - zauważa Tsuchyia w rozmowie z eurosport.pl.

Pół kuli ziemskiej dla dwóch skoków?

Nie trzeba być wielkim ekspertem, żeby wiedzieć, że Japończycy na trybunach Pucharu Świata są rzadkością. Jeżeli wyjąć konkursy rozgrywane w Sapporo, to znalezienie Azjatów w okolicach skoczni graniczy niemal z cudem. W trakcie 67. TCS tak było i w Oberstdorfie, i w Garmisch-Partenkirchen, i w Innsbrucku. Trochę czerwonych kręgów na białym tle pojawiło się dopiero w Bischofshofen. Wyzwaniem dla eurosport.pl było więc znalezienie choćby jednego kibica, który przeleciałby pół kuli ziemskiej tylko po to, aby ujrzeć Kobayashiego wskakującego do historii sportu. Nie wyszło, udało się jedynie natrafić na grupkę Japończyków od dwóch godzin czekających w strefie mieszanej na swojego idola.

Płonna nadzieja

- Dla nas sukces Ryoyu znaczy wiele. Jeszcze nie można go traktować w Japonii jak gwiazdę, choć może z czasem tak będzie. Z tego, co mi wiadomo, powoli staje się kimś ważnym. Taką mam przynajmniej nadzieję. Bo na pewno na to zasługuje - sugeruje serwisowi eurosport.pl Ken Tada, który do Salzburgerlandu przybył wspólnie z córką i żoną z... oddalonego o 350 km na północny-wschód Wiednia.
Nadzieja fana jest bez wątpienia piękna i szlachetna, ale do tego przede wszystkim płonna. Ot, taki urok współczesnej Japonii. Jak widać, pełen sprzeczności.
Autor: Z Bischofshofen Michał Błażewicz / Źródło: Eurosport
dołącz do Ponad 3 miliony użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami, wynikami i sportem na żywo
Pobierz
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama