Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Wojciech Fortuna o swoich medalach z Sapporo, karierze, muzeum w Szelmencie i Piotrze Żyle [WYWIAD]

Emil Riisberg

27/11/2021, 09:30 GMT+1

W lutym minie pół wieku, odkąd nastoletni Wojciech Fortuna zadziwił świat. Miał 19 lat, gdy poznał, ile waży olimpijskie złoto. Z dwóch zdobytych wtedy medali nie ma już żadnego. – Pamiątki nie mam, ale jestem szczęśliwy – przyznaje. W rozmowie z eurosport.pl opowiada, jak stoczył się na dno, jak i dzięki komu od niego się odbił i co robi na Podlasiu, dokąd uciekł z Tatr. Opowiada też, dlaczego to

Foto: Eurosport

Luty 1972, Sapporo.
Nikt na niego nie stawiał, a on zagrał na nosie największym mistrzom skoków.
Zadecydowała niewyobrażalna pierwsza próba Fortuny i fura szczęścia w serii finałowej.
- Widać było wszystko, słychać również, ale ja poczułem, że odbiłem się w odpowiednim momencie, że dźwiga. Czułem, że niesie. Za chwilę znów dmuchnęło i wyszło z tego 111 metrów. Ręce same wyskoczyły do góry, taka była radość. Wiedziałem, że oddałem prawdziwy olimpijski skok – wspomina dziś pierwszy skok Fortuna.
W drugiej serii tak kolorowo nie było. Przez szalejący wiatr skoczył tylko 87,5 m. Zwątpił, pomyślał nawet, że medalu nie będzie miał żadnego, nawet brązowego. Ale kolejni faworyci też sobie nie radzili.
- Za moment skoczył Szwajcar Steiner, zamarłem. Nota łączna: o 0,1 pkt za mną. Zostałem ze złotem – tamten dzień nawet po prawie 50 latach przeżywa jakby wydarzył się dzień czy dwa temu.

Fortuna cudem poleciał do Sapporo

I jeszcze jeden ważny szczegół: Fortuna cudem poleciał na igrzyska olimpijskie.
- Kiedy wygrałem czwarty sprawdzian przedolimpijski, podszedł do mnie jeden z towarzyszy, działacz związkowy, major. Mówi do mnie: "Gratuluję, ale nie pojedziesz na olimpiadę, bo jesteś za młody, nie masz rutyny i się pogubisz" – opowiada mistrz.
Wtedy, jak to on, sprawę chciał załatwić po męsku. - Jak on mi to powiedział, to pomyślałem: muszę mu przyj**ać, tutaj, na tym stadionie – Fortuna nie przebiera w słowach, a słowa działacza do dziś wywołują w nim gniew.

Zostawił sobie medal miniaturkę

Medali z Sapporo nie ma. Zostawił sobie replikę, miniaturkę, którą wpina w klapę marynarki.
- Jeden sprzedałem, poszedł na aukcję, a dochód z niej przeznaczono na leczenie sparaliżowanego skoczka amerykańskiego. Drugi dostała Fundacja Naszpikowani. Dałem, nie mam pamiątki. Jestem szczęśliwy. Myślałem, że jak kiedyś mnie już nie będzie, to pewnie dzieci będą się bawiły tymi medalami w piasku. A tak jest szansa, że ktoś na tym zyska – przyznaje.

Aleja czeka na skoczków

Ciężar sukcesu przygniótł młodego chłopaka. Zaczął smakować życia, najgorzej, że tego wysokoprocentowego. Fortuna szybko skończył karierę, miał 27 lat.
W sierpniu będzie obchodzić 70. urodziny. Tatry już dawno temu zamienił na Podlasie. Na miejscu nie usiedzi. Cały czas pracuje w muzeum w Szelmencie, niedaleko swojej Gorczycy. Ma tam "Aleję Gwiazd" i 54 płyty z symbolicznymi gwiazdami. Chcę ich mieć 100, koniecznie ze skoczkami.
Przepada za Piotrkiem Żyła, za jego naturalność. Życzy mu nie medalu, a medali olimpijskich.
- Piotrek może zdobyć nawet dwa złote medale. Musi sobie zapewnić emeryturę, przyda mu się. Będzie miał na prąd, bo za parę lat prąd będzie kosztował ze dwa-trzy tysiące – twierdzi w swoim stylu Fortuna.
Autor: Tomasz Wiśniowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama