Niedzielny konkurs skoków w Titisee-Neustadt - relacja na żywo

Biało-Czerwoni nie odegrali pierwszoplanowych ról, co oczywiście nie jest zaskoczeniem. W tym sezonie prezentują się przeciętnie lub wręcz słabo. Do Niemiec wybrali się w rezerwowym składzie, bez ani jednego zawodnika, który za kilkanaście dni będzie nas reprezentować podczas igrzysk w Pekinie.

Chwalić nie ma za co, ale wypada zacząć właśnie od Polaków. Andrzej Stękała był jednym naszym zawodnikiem, który przedarł się, a w zasadzie przecisnął, do drugiej serii, w czym pomogły mu korzystne warunki wietrzne.

Do serii finałowej przystąpił z 28. miejsca. Szczęście go opuściło i zamiast bronić lokaty lub atakować wyższe, to ją oddał. Wylądował na 108. metrze, zadomowił się na szarym końcu i potem na nim już pozostał. O jedno miejsce awansował dopiero później, gdy okazało się, że nie wystartował Ziga Jelar.

Skakało sześciu, pięciu w konkursie

W niedzielę oglądaliśmy w sumie sześciu Biało-Czerwonych. Niechlubny dublet w Titisee-Neustadt "ustrzelił" Tomasz Pilch, który podobnie jak w piątek, tak i w niedzielę, przepadł już w kwalifikacjach.

Jednym skokiem konkursowym w statystykach zapisali się: Maciej Kot, Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł i Jakub Wolny. Ten ostatni w sobotnim konkursie był naszym najlepszym zawodnikiem, jedynym z punktami. W niedzielę najgorszym.

Niedzielne odległości i miejsca Polaków:

Andrzej Stękała - 126,5 metra i 108 metrów - 29. miejsce

Maciej Kot - 117,5 m - 36. miejsce
Klemens Murańka - 118,5 - 37. miejsce
Aleksander Zniszczoł - 113 - 43. miejsce
Jakub Wolny - 116 - 45, miejsce

W obliczu katastrofalnej dyspozycji Polaków, znów przyszło się nam emocjonować walką innych. Było na co popatrzeć, bo ci latali daleko, a rywalizacja była zacięta. Solidnie spisywali się Słoweńcy, wysoką formę utrzymać potrafili Niemcy i Austriacy.

Potężne skoki w drugiej serii

W drugiej serii na wyżyny wspięli się wspomniani Słoweńcy. 137 metrów poleciał Timi Zajc, 140 Peter Prevc. Odległości były tak imponujące, że organizatorzy postanowili obniżyć belkę.

Nic z tego nie zrobił sobie kolega wspomnianej dwójki Anże Lanisek, który huknął 143 metry. Objął prowadzenie, ale po chwili musiał je oddać, bo tyle samo skoczył Karl Geiger.

Lokaty z pierwszej serii nie utrzymał startujący w gorszych warunkach Eisenbichler, który skoczył znacznie krócej niż w pierwszej. Konkurs zamykał Kobayashi, już w lepszych, ale poleciał tylko 131,5 i znów... nie znalazł się na podium.

Ostateczna kolejność była więc identyczna jak w sobotę: Geiger, Lanisek i Eisenbichler.

Puchar Świata w skokach narciarskich na żywo w TVN, Eurosporcie i w Playerze